środa, 30 maja 2018

Epilog

Witajcie kochane! Z tej strony wasza zołza, kurdupelek, czy po prostu Lahm ... jak tam wolicie. 

Zanim podsumuję tą zwariowaną, niczym charakter mojego Psiapsi historię, chciałam serdecznie podziękować wam za obecność. Za to, że cierpliwie czytałyście to, co miałam wam do przekazania. Chociaż, bądźmy szczerzy, podziwiam was za to, że nie zwariowałyście podczas tej szalonej jazdy. Masochistki! No, ale która nie oparłaby się urokowi mojego Wikinga? Powtarzam, MOJEGO Wikinga. Albo kogo nie rozbawiłby ten ćwierćinteligent, zwany potocznie moim przyjacielem? Serio, do dzisiaj zastanawiam się, jakim cudem my w ogóle się przyjaźnimy. No i najważniejsze ... kogo nie zachwyciłaby tak wspaniała postać jak Lina Lahm? Czyli dodam skromnie że ... ja? Także ten tego, co ja to chciałam? Aha!
Od ostatnich wydarzeń minęły cztery lata. Cztery długie, szalone i pełne miłości lata. Na pewno zastanawiacie się, co takiego wydarzyło się w tym czasie. A wydarzyło, i to sporo! Nie jestem w stanie opowiedzieć wam wszystkiego, w końcu wzięłam pod uwagę wasze, już i tak nadszarpnięte przeze mnie i moją ferajnę, zdrowie psychiczne. Kiedyś mi za to podziękujecie. Drogą losową, bądź wyliczanką, wybiorę dla was te najważniejsze wiekopomne wydarzenia. Także zapinajcie pasy!

Lato, rok 2018.

- LAHM!!! - wrzask Schustera było słychać na Alasce. Nie żebym akurat w tym momencie tam przebywała, bo prawda była taka, że stałam sobie grzecznie na niemieckiej ziemi, dokładnie w Hinterzarten. Myślicie że odpuściłabym sobie zobaczenie mojego Psiapsi w roli trenera? W życiu!
- Tak, panie trenerze? - uśmiechnęłam się niewinnie w jego stronę.
- Powiedz mi, jak Ty to robisz! - zarządał stając na przeciwko mnie z zaciętą miną. - Próbowałem już wszystkiego! Parzyłem sobie melisę, zakupiłem w aptece ziołowe tabletki, medytowałem, zacząłem liczyć do dziesięciu ... co w sumie było najgorszym pomysłem bo kończyłem aż na setce, ale żadna z tych metod się nie sprawdziła! Zaczynam poważnie się zastanawiać nad wizytą u psychiatry i zarządaniu przepisania mi psychotropów!
- Umm ... mówi pan o przebywaniu z Wankiem?
- Oczywiście że tak! - aż się zapowietrzył. - Jest zwykłym praktykantem, a zachowuje się tak, jakbym to ja nim był! Albo padnę na zawał, albo go zamorduje!
- A nie próbował pan po prostu go zignorować? - spytałam niepewnie. Schuster zaczął otwierać i zamykać usta niczym ryba, po czym zamilknął nie wiedząc co odpowiedzieć. - Panie Schuster, ile go pan zna? Taki ma charakter, musi się wygadać i poudawać filozofa. Im bardziej się pan wścieka, tym bardziej on ma to gdzieś.
- Hmm Lahm, jesteś ...
- Wiem, wiem. Jestem aniołem.
Na ten moment to wszystko jeśli chodzi o trenerską karierę Wanka. Po letnim sezonie, stwierdził uroczyście, że jest wykończony psychicznie po tych praktykach. Już ja tam nie chciałam naprostowywać kto bardziej. W każdym bądź razie wyszło na to, że jest zbyt młody na bycie trenerem i że jego kariera sportowca jeszcze zrodzi złote owoce. On i okrężna droga jego rozumowania ... jak mówiłam, czasami lepiej zignorować.

Wiosna 2019.

- Jestem w ciąży. - oznajmiła Katrin grobowym głosem, a ja z wrażenia strąciłam szklankę, która rozbiła się na małe kawałeczki. Tande mnie zabije. Zszokowana wpatrywałam się w bladą twarz brunetki w moim laptopie. Obok niej siedziała nie mniej zaskoczona Lena. - To trzeci miesiąc.
- Markus zapomniał o gumkach? - wypaliłam.
- Lina! - oburzyła się moja siostra.
- To znaczy ... gratulacje? - uśmiechnęłam się niewinnie. - Jak ten ćwok zareagował? Mam nadzieję że dobrze, bo inaczej lecę zamawiać pierwszy samolot do Niemiec!
- On nic nie wie. - mruknęła, a ja uchyliłam usta z wrażenia. Zresztą, w tym momencie razem z Leną wyglądałyśmy identycznie. - Nie wiem jak on zareaguje ... jesteśmy nie cały rok ze sobą ...
- Skoro Eisenbichler nie chciał zaczekać do ślubu z wiadomymi rzeczami, oraz zapomniał w chwili uniesienia o najważniejszym to ...
- Lina? - przerwał mi mój klon. - Mówiłam Ci już ze powoli zamieniasz się w Wanka?
Nie skomentowałam tego, ale i tak zrobiłam obrażoną minę. Oczywiście obawy Katrin okazały się bezpodstawne, ponieważ telefon od rozradowanego Eisenbichlera, obudził mnie i Daniela o północy. Dosłownie piszczał i wrzeszczał z radości.
I w ten oto sposób na świat przyszła mała Sofia, która skradła nam wszystkim serca. Prawie wyrywaliśmy ją sobie z rąk. Miejmy tylko nadzieję, że dziecko nie będzie miało ubytku na psychice.

Na pewno ciekawi was związek mojego Psiapsi i Niki. Cóż, nie przetrwał. Dziewczyna nie miała cierpliwości do jego szalonych wyskoków. Ich charaktery zamiast się akceptować, wywoływały burze z piorunami. Po oficjalnym rozstaniu, Wank i jego depresja, zawitali do mojego i Daniela mieszkania. Razem z Tande próbowaliśmy go pocieszać, ale z marnym skutkiem. Zgodnie stwierdziliśmy że w tym przypadku potrzebny jest czas. I mieliśmy rację ...

Lato 2020.

- To tutaj! - zawołał Wank wciągając mnie za nadgarstek do salonu kosmetycznego. Wpadłam tam kompletnie zdyszana! Lena na nas widok wywróciła oczami, ale nie skomentowała naszego spóźnienia. Za to zestresowana Katrin, malowana w tej chwili przez nieznajomą brunetkę, odetchnęła z ulgą.
A właśnie! Powodem naszej wizyty w tym miejscu był ślub Markusa i Katrin. Miałyśmy wyjść stąd wyglądając niczym trzy boginie. Wanki wspaniałomyślnie zaproponował mi podwózkę, a że jego orientacja w terenie czasami jest katastrofalna, zgubiliśmy się.
- Jesteśmy! - wydyszałam, po czym padłam na krzesło obok Leny. - Psiapsi, kiedyś mnie zabijesz ... albo wyrwiesz rękę. Nic innego mnie przy Tobie nie czeka. - zaczęłam wachlować się jakąś gazetą.
- Kompletnie nie masz kondycji, a te Twoje krótkie nóżki wcale nie pomagają. - wzruszył ramionami zanurzając łapsko w miseczce z cukierkami. Nie skomentowałam. Kopniak w kostkę wystarczył. - No czo?
- Nie mów z pełnymi ustami. - skarciłam go.
- Nie zmieniaj tematu. Ja nie wiem co wy z Tande robicie w tej Norwegii! Z jednego konkretnego powodu powinnaś mieć kondycję że hej! - wytknął mi jęzor, który był w tym momencie koloru granatowego.
- Nie Twoja sprawa! - warknęłam. - I ludzi wokół też ... - szepnęłam konspiracyjnie, po czym wskazałam za rozbawioną naszym zachowaniem kosmetyczkę. Wank jakby dopiero teraz ją zauważył, bo zmierzył ją zaskoczonym, jak i tajemniczym wzrokiem. Brunetka zerknęła na niego znad twarzy Katrin i posłała uroczy uśmiech. Wanka wcięło. - Tylko się nie szczerz. Całą gębę masz granatową. - mruknęłam.
Wtedy kompletnie nie zdawałam sobie sprawy, że obok mnie coś się zrodziło. Wank nie odezwał się już ani słowem, ale to nie przeszkodziło mu w wymienianiu się z dziewczyną tajemniczymi spojrzeniami. Cóż, musiałam przyznać, że Daniela, bo tak miała na imię, była bardzo ładna, a do tego sympatyczna. Gdy malowała moją twarz, udało mi się znaleźć z nią nić porozumienia.
A miesiąc później ... Wank przedstawił nam ją jako swoją dziewczynę. I trochę wydoroślał, ale tylko troszeczkę. A nawet jeśli zdażyło się mu coś odwalić, to rozbawiał tym Danielę do łez. Wtedy właśnie, razem z Leną i Katrin, stwierdziłyśmy że znalazł TĄ JEDYNĄ.

Co słychać u moich Wellingerów? Tak jak wspomniałam w prologu, ciotką zostanę dobrze po trzydziestce. A przecież mała Sofia wcale nie narzeka! Zamieszkali razem, to już duży plus. Kupili uroczy domek w Oberstdorfie i się "docierają", jak to stwierdził niezadowny Wank. Lenie zamarzyła się mała kancelaria w tym górskim mieście, więc robi wszystko, aby tego dokonać. Andi ją w tym wspiera, i nadal są tacy idealni jak byli. Kiedy ślub? Zawsze gdy o to pytamy, uśmiechają się pod nosem i wymieniają spojrzenia. Po trzech latach oficjalna data padła ... 20 czerwca 2022. Niech im będzie.

Zimowe Igrzyska Olimpijskie 2022.

- Że co?! - pisk Leny było słychać w całych Chinach. Ba! W całej Azji! Stałyśmy właśnie pod skocznią normalną, oczekując skoków naszych życiowych partnerów. Katrin z Danielą oraz małą Sofią udały się po coś ciepłego do picia. - Jak to wzięliście ślub?!
- Normalnie. - uśmiechnęłam się pod nosem i pogładziłam moją obrączkę. - To było spontaniczne i nie planowanego, ale takie ...
- Takie w Twoim stylu! - prychnęła.
- Romantyczne. - wywróciłam oczami.

Lato 2021.

- Daniel ... już nie mogę. - jęknęłam wlokąc się za nim. Odwrócił się z tym swoim zniewalającym uśmiechem, po czym wyciągnął do mnie dłoń. - Daleko jeszcze?
- Obiecuję, że gdy tylko zobaczysz ten widok, to zapomnisz o bolących nogach. - ucałował moją skroń.
- Zapomnę ... o ile weźmiesz mnie na barana. - mruknęłam, ale dzielnie szłam obok niego.
To niesamowite. Wyjechałam do Norwegii na pół roku, a zostałam na dłużej. Moim marzeniem było, aby zostać w tym kraju na zawsze. Zakochałam się w nim totalnie! W tych zniewalających widokach, w wspaniałych kolorowych miasteczkach, w tej kulturze, w języku ... i w Norwegu. Moim Wikingu.
Na początku mojej przygody w Trondheim, zamieszkałam w Akademiku. Jednak większość czasu spędzałam w nowym mieszkaniu Daniela, do którego z czasem się przeprowadziłam. Mieszkaliśmy ze sobą już trzy lata, i o dziwo, przeżyliśmy ten okres. Wiadomo, nie zawsze było kolorowo, ale potrafiliśmy dojść do porozumienia. Nawet po największych kłótniach. A te w naszym wykonaniu były przeogromne.
- Halo, ziemia do Liny. - zamrugałam powiekami wybudzając się z letargu. Daniel machał dłonią przed moją twarzą. - Miałem nadzieję, że to ten widok zaparł Ci dech w piersiach, a Ty się bezczelnie zamyśliłaś. Mam nadzieję, że to chociaż o mnie myślałaś ...
- Twoje samouwielbienie jest po prostu ... - zaniemówiłam. Dopiero teraz dostrzegłam widok wokół nas. Norweskie fiordy. Uchyliłam usta z wrażenia. Daniel obiecał mi niesamowitą wycieczkę w góry, ale nie spodziewałam się, że to będzie aż tak cudowne! - Tu jest ... powiedziałabym, że pięknie, ale to zbyt małe słowo!
- Właśnie o tym widoku pomyślałem, gdy pierwszy raz spojrzałem w Twoje oczy. - odpowiedział. Poczułam jak łzy wzruszenia napływają do moich oczu. Jak ja mogłabym go nie kochać?
Zerknęłam w bok, aby spojrzeć mu w twarz ale ... nie było go na wysokości moich oczu. A dlaczego? Bo klęczał przede mną! Wytrzeszczyłam oczy w szoku.
- Daniel?
- Kochanie, wiem że nie lubisz tak długich i ciężkich wycieczek, ale musiałem Cię tu przyprowadzić. Bo to jedyne miejsce w którym chciałbym coś zrobić. - wyciągnął z kieszeni małe czerwone pudełeczko, po czym je uchylił. Moim oczom ukazał się najpiękniejszy na świecie pierścionek z małym oczkiem. W kolorze moich oczu! - Lino Lahm, niektórzy Wikingowie porywali sobie swoje przyszłe żony, jakby nie patrzeć, już raz mnie o to oskarżyłaś. - wzruszył ramionami, na co zaśmiałam się i otarłam pierwszą łzę. - Chcę jednak żebyś dobrowolnie się zgodziła ... o ile się zgodzisz ...
- Tande, streszczaj się, chcę już powiedzieć to magiczne słowo! - pisnęłam, na co zaśmiał się tym swoim głupim śmiechem. - Jesteśmy nienormalną parą. - wywróciłam oczami.
- I będziemy nienormalnym małżeństwem. - parsknął podkreślając dobitnie swoje słowa.
- Ej! A pytanie? - oburzyłam się.
- No tak ... Lino Lahm, uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? - posłał mi najcudowniejszy uśmiech na świecie.
- Być żoną Wikinga? - zachichotałam. - Oczywiście że TAK!
Nie czekaliśmy ze ślubem. Zaraz po powrocie do miasta, wpadliśmy do jubilera po obrączki, a następnie do Urzędu. Tu oczywiście zaczął się problem, w końcu trudno wygrać z biurokracją. No, chyba że nazywasz się Daniel Andre Tande i masz zniewalający uśmiech. Nagadał wzruszonym kobietom, iż mój ojciec nie pozwala nam na ślub, a przecież tak się kochamy!
I w ten sposób, stałam się Liną Tande.

Zimowe Igrzyska Olimpijskie 2022.

- Jest jeszcze coś. - uśmiechnęłam się do niej promiennie.
- O nie, nie! Teraz mój news. - zastrzegła.
- Lena, wiem o kancelarii, Wanki się wygadał. - westchnęłam. - Bardzo się cieszę i oczywiście wpadnę na otwarcie, ale uważam że moja informacja ...
- Jestem w ciąży. - wypaliła.
- Słucham?
- Mówię, że jestem w ciąży. - dotknęła dłonią swojego brzucha przez puchatą kurtkę. - Teraz to już pewne. To już czwarty miesiąc, a wiesz co jest najlepsze?
- Że też będziecie mieć bliźniaki? - spytałam niepewnie.
- Tak! - zaśmiała się, a po chwili dotarł do niej sens moich słów. - Zaraz, zaraz ... jak to TEŻ? - zmierzyła mnie uważnym spojrzeniem. Wzruszyłam jedynie ramionami, posyłając jej rozbawione spojrzenie. Parsknęłyśmy śmiechem obejmując się mocno i gratulując sobie nawzajem.
Będę mamą. Za pięć miesięcy na świecie pojawią się moje dzieci. Na początku przeraziła mnie wiadomość o bliźniakach, jednak Daniel udowodnił mi, że jest dla mnie prawdziwym oparciem. A teraz okazało się że Lena z Andim również zostaną rodzicami. Poczułam się pewniej na myśl, że ten okres czasu będę mogła przeżyć na równi ze swoją siostrą.

A chcecie usłyszeć największy news tych Igrzysk?

Andreas Wank został Mistrzem Olimpijskim. Ta cholera to ma zawsze szczęście ...

I to już wszystko. Jak same widzicie, w moim życiu, jak i w życiu moich najbliższych dużo się zmieniło. Ale najważniejsze to to, że cały czas byliśmy razem. Nawet oddaleni od siebie o tysiące kilometrów.

Wasza Lina Lahm.

Pff, chwila, moment!

Wasza Lina Tande!

Wciąż się nie przyzwyczaiłam.


***

I to już koniec tej historii :) Nie mogłam kompletnie zabrać się za ten epilog. Miałam wiele wersji! Do tego przyszły kłopoty z internetem, brak czasu i ... wena na moje drugie opowiadanie. Ale dzisiaj postanowiłam wziąć się za siebie i oficjalnie pożegnać się z tą ferajną. Chociaż to trudne, bo pisanie tej historii sprawiło mi wiele radości :)

Chciałam wam wszystkim podziękować za to, że byłyście ze mną od samego początku. Za każdy komentarz, który wywoływał u mnie uśmiech i zachęcał do dalszego tworzenia. Byłyście najważniejszą częścią tego bloga, bo co to za frajda pisać dla siebie? Mam tylko nadzieję, że koniec był dla was satysfakcjonujący :)

Co teraz? Jak wiecie stworzyłam coś nowego, coś co również sprawia mi wiele radości. Dzisiaj pojawił się pierwszy rozdział, na który was serdecznie zapraszam :)


wtorek, 15 maja 2018

15. Apokalipsa ... i stala sie apokalipsa.

Planica, 22 Marca 2018.

- A może by tak zadzwonić na policję? - zaproponował Wank.
Stałam w oknie wynajętego przez moich rodziców domku i wpatrywałam się w słoweński krajobraz. Słońce kilka minut temu schowało się za szczyty gór, a mrok powoli rozprzestrzeniał się wokół. A ich nadal nie było ...
- A co jeśli ktoś ich porwał? Nie dawali znaku życia od rana! - dodał. Westchnęłam ciężko, po czym odwróciłam się przodem do towarzystwa. Psiapsi z przytuloną do niego Niką siedzieli na kanapie, Lena wpatrywała się w ogień w kominku, a mama krzątała się nerwowo po małej kuchni. Kogo brakowało? Trzech muszkieterów!
- Daj spokój, kto by chciał ich porywać. - prychnęłam okręcając się szczelniej kardiganem.
- Psychofanki?
- Wybacz Andreas, ale wątpię aby mój mąż miał jakąkolwiek fankę. - mruknęła mama stawiając na stoliku dzbanek z herbatą. - A nawet jeśli, to wypuściłaby go z rozpaczy po kilku minutach. - uśmiechnęłam się rozbawiona pod nosem, ale biedny Wank nie zrozumiał aluzji.
- Rozpaczy? - podrapał się po głowie.
- Bo dłużej by z nim nie wytrzymała. - dodała siadając obok mnie. Zaśmiałam się kładąc głowę na jej kolanach. Momentalnie pogładziła moje włosy ... mmm jak ja to uwielbiałam! - Co nie zmienia faktu, że dostanie za swoje jak tylko wróci!
- Andi również. - dodała Lena okręcając w dłoni milczący telefon. Ja jedynie westchnęłam przymykając powieki. Ta sytuacja również zaczęła mnie denerwować, ale nie chciałam wpadać w paranoje! Przecież byli dorośli. Co niby mogłoby się im stać?
Co właściwie się działo? Otóż po nieudanych dla Andiego i Daniela kwalifikacjach, nasz wspaniałomyślny ojciec, porwał ich spod skoczni i tyle ich widziałyśmy! Zero jakiegokolwiek kontaktu od tamtej pory.
Wank już otwierał usta, aby coś powiedzieć, lecz przerwał mu w tym szmer zza drzwiami. Wszyscy jak na komendę tam spojrzeliśmy. Jako jedyna zerwałam się z kanapy i otworzyłam drzwi na oścież. Mroźne powietrze owiało moje ciało, ale z szoku nawet nie zadrżałam. Jedynie z niedowierzaniem wpatrywałam się w widok przede mną.
- Skarbie, tylko się nie denerwuj. - wybełkotał Wellinger.
- Ej ... to akurat jest mój skarb! - oburzył się Daniel.
- Oh, racja. - pacnął się w czoło. - Światło, które padło na jej twarz, mnie oślepiło ... od szyi w dół są identyczne ... - zauważył, a ja uniosłam brew ku górze. Nie wiedziałam czy mam się zaśmiać w głos, czy też zawyć z rozpaczy.
- Skąd wiesz? - zainteresował się Norweg.
- Pojedziemy na wakacje, to się przekonasz. - puścił mu oczko.
- Czy ja panom przeszkadzam? - odchrząknęłam zakładając ręce na piersi i próbując przybrać  surową minę.
- Nie, skądże kochanie. - wyszczerzył się do mnie Tande. - Właśnie miałem mówić, że cudownie wyglądasz z tą irytacją w oczach skierowaną w moją osobę. Ale zanim zaczniesz na mnie krzyczeć, wiedz że byłem grzeczny i cały czas o tobie myślałem!
- Oh, na prawdę? - posłałam mu uśmiech pełen ironii. - Szkoda że nie odezwałeś się ani słowem, aby mi to udowodnić. - już otwierał usta, aby odpowiedzieć lecz uciszyłam go gestem dłoni. Za mną stanęła Lena wciągając gwałtownie powietrze. Andi momentalnie spuścił głowę niczym potulny szczeniak. - Wytłumaczysz się później. Chce wiedzieć tylko jedno ... dlaczego opiliście mi ojca!?
Oh ... bo ja nie dodałam najważniejszego! Otóż widokiem, który zastałam przed drzwiami, było trzech podpitych mężczyzn. Dwóch młodszych podtrzymywało starszego, który prywatnie był moim ojcem ... i który w tym momencie ledwo co trzymał się na nogach!
- Tak właściwie to ... - zaczął Wellinger drapiąc się po głowie, robiąc jeszcze większy bałagan w swojej fryzurze.
- On opił nas? - czknął Tande.
- Mój Boże ... - odwróciłam się w stronę mamy, która uraczyła swoją obecnością nasze towarzystwo. Dosłownie załamała ręce na widok swojego małżonka. - Alexander, jak ty wyglądasz ...
- Opss ... wybaczcie chłopcy. - wybełkotał tata próbując ustać na nogach. Bez skutku. Asekurując się nawzajem, cała trójka padła na kanapę z ciężkim westchnieniem. - Teraz czeka nas rozprawa. Wspominałem już, że moja żona jest prawnikiem?
- Jak mogliście pójść beze mnie? - usłyszałam oburzone syknięcie Wanka. Jedynie zmierzyłam go wściekłym spojrzeniem, a Nika pociągnęła za sobą na piętro, posyłając mi rozbawione spojrzenie. Cała pijacka trójka mu pomachała ...
- Mamy prawo do obrońcy z urzędu? - spytał niewinnie Tande.
- Nie. - czknął Wellinger. - Lena już parę razy ćwiczyła na mnie rozprawę. Zawsze jest obrońcą, prokuratorem i sędziną w jednym ...
- Wyrok?
- A jak myślisz? - prychnął. - Abstynencja!
- Cała matka. - dodał ojciec. We trzy spojrzałyśmy po sobie zirytowane. Nie było sensu robić im awantury, bo i tak ledwo co do nich docierało. Chociaż wymierzenie odpowiedniej kary było jak najbardziej kuszące.
- Chwała Bogu, że Lina nie studiuje Prawa.
- Zawsze mogę zostać zakonnicą. - wzruszyłam ramionami, na co wytrzeszczył przerażony swoje oczy. - A skoro jesteśmy przy tym temacie ... spowiadać się i to już! Gdzie byliście prawie przez cały dzień?
- Na wycieczce? - odpowiedział niewinnie Andi.
- Wizyta w barze nazywa się wycieczką? - odpowiedziała do tej pory milcząca Lena.
- Oj, to było po wycieczce. - ojciec machnął ręką. - Chcieliśmy się po prostu lepiej poznać. No co się tak na mnie patrzycie? Po tylu latach stawiania czoła babskim humorom i częstą synchronizacją miesiączek chyba mogę nacieszyć się moimi nowymi synami, prawda? - objął ich ramionami. Zaraz, co ... że jakimi synami? - Co oczywiście nie zmienia faktu, że kocham was wszystkie nad życie. I jestem niezmiernie szczęśliwy że moje córki wybrały mi na zięciów takich wspaniałych chłopaków.
- Tato, czy to nie Ty przypadkiem wspominałeś kilka lat temu, że każdego potencjalnego kandydata będziesz przepędzać ze strzelbą? - o to, to! Dobrze Lena mówi.
- Nie mam pozwolenia na broń. - uśmiechnął się szeroko.
- Mimo wszystko Alexandrze, uważam że najlepszym wyrokiem dla was będzie wspólne spanie na kanapie, skoro tak wspaniale się próbujecie poznać. - zaczęła mama poważnym tonem, chociaż zauważyłam jak kąciki ust zaczynają jej drgać. - Może następnym razem pomyślicie że nawet głupi SMS jest wystarczający, abyśmy przestały się martwić. Dziewczyny? Idziemy spać. A panom życzę dobrej nocy.

Wspominałam już że moja mama jest najlepszym prawnikiem na świecie?

*

Planica, 24 Marca 2018.

Przetarłam zaspane oczy i ociężale podniosłam się z łóżka. Dzisiaj nadszedł dzień ostatniego konkursu drużynowego w tym sezonie. To niesamowite jak czas szybko mijał. Miałam wrażenie, że nie dalej jak tydzień temu, Andi i Lena nie mogli oderwać się od siebie przed jego pierwszym skocznym weekendem. I jeszcze te Igrzyska ... kiedy to minęło?
Przeczesałam dłonią skołtunione włosy, po czym chwyciłam kopertę, której nie miałam jeszcze czasu, ani szansy otworzyć. Z jednej strony czułam podekscytowanie na jej widok, a z drugiej ... zdenerwowanie. Tyle rzeczy zmieniło się w moim życiu w ciągu ostatnich kilku tygodni. Moje priorytety, plany ... nie sądziłam że to może się aż tak skomplikować.
- Aaaaa!!! - podskoczyłam przestraszona słysząc z korytarza pisk mojej siostry. Sekundę później był trzask drzwi, a te prowadzące do mojego pokoju, otworzyły się z hukiem na oścież. Do środka dosłownie wpadła zszokowana Lena opierając się plecami o ścianę. Zdezorientowana wpatrywałam się w jej próby uspokojenia oddechu.
- Ktoś kogoś zabił? - spytałam niewinnie.
- Gorzej. - wysapała łapiąc się za serce. Odłożyłam kopertę na komodę, po czym założyłam ręce na piersi. Znając życie, i to towarzystwo, to musiałaby kolejna głupota. Ja kiedyś z nimi zwariuje ... o ile już nie zwariowałam. - Zastałam Wanka i Nikę ... no wiesz ... on ... ona ... o mój Boże. - jęknęła chowając twarz w dłonie.
- Powiedz że żartujesz . - zaniosłam się śmiechem łapiąc za brzuch.
- Chciałabym! - mruknęła obserwując z oburzeniem moje trzęsące się ciało. - To wszystko przez Andiego! Wanki nie odbierał od niego telefonów i ...
- Teraz wiemy czemu. - wtrąciłam ocierając łzy spływające po moich policzkach. - Przez was on na zawsze pozostanie dziewicą!
- Raczej prawiczkiem. - poprawiła mnie wywracając swoimi oczami. - Myślisz? Nie wyglądało to na ... - zerknęła w stronę drzwi, lecz po chwili dotarł do niej sens własnych słów. - Ugh, Lina! - rzuciła we mnie poduszką, którą zgrabnie pochwyciłam nadal śmiejąc się jak wariatka. - Będę miała uraz to końca życia! I jak ja im spojrzę w oczy?
- Oj tam. - machnęłam ręką. - Z Psiapsi raczej problemu nie będzie, w końcu sam wam wparował w Soczi ... gorzej z Niką. Pewnie będzie zawstydzona. - Lena westchnęła ciężko zażenowana własnym występkiem. - Ale tak swoją drogą, czy wy wszyscy nie wiecie do czego służą klucze w drzwiach? I że zanim się do kogoś wejdzie, to się puka?
- Lina! Bo jak ja Ci przypomnę ...
- Ok! - uniosłam ręce w geście poddania. - Idę pod prysznic. Zostało nam mało czasu do wyjścia na skocznie. - zauważyłam znikając w łazience. Co za małpi gaj!

*

Cóż za zaskoczenie ... Norwegia wygrała. W tym sezonie nie mieli sobie równych. Z uśmiechem stałam oparta o barierę i przyglądałam się jak wskakują na najwyższy stopień podium. Dobra, przyznam się. Tak na prawdę patrzyłam na Tande i ten jego zniewalający uśmiech. Przyciągał mnie do siebie jak magnes. Wystarczyło że ziewnął, a ja czułam szalejące motyle w moim brzuchu! Gdzie zniknęła Lina Lahm, która skomentowałaby to prychnięciem i słowem "żenujące"? Chyba zgubiłam ją po drodze ... prawdopodobnie w Korei ...
Słysząc dźwięk przychodzącej wiadomości, wyciągnęłam telefon z kieszeni. Zmarszczyłam zdziwiona czoło czytając słowa wysłane przez Psiapsi. Miałam natychmiast znaleźć się w domku niemieckiej kadry, gdzie przed chwilą zabrał Nikę. Westchnęłam ciężko, ostatni raz spoglądając na świętujących Wikingów, po czym posłusznie udałam się we wskazaną drogę.
W środku zastałam wszystkich oprócz Schustera. Wszystkich, to znaczy Katrin siedzącą na kolanach Markusa, Lenę rozmawiającą z Andim i Karlem, Stephana i Freitaga zawzięcie coś czytających na telefonie tego drugiego, oraz Nikę opartą o ścianę i wpatrującą się w uważnie w Wanka, który krążył po domku jakby miał zaraz znieść jajo.
- Ominęło mnie coś? - spytałam podchodząc do blondynki.
- Hmm ... nie uważasz że Andreas dziwnie się zachowuje? - wskazała na niego głową. Zmierzyłam go uważnym spojrzeniem.
- Cóż ... według mnie to jest to jego najbardziej normalne zachowanie od jakiegoś czasu. - wzruszyłam ramionami. Nika otworzyła usta, aby odpowiedzieć, ale przerwał jej w tym sam Werner Schuster wchodzący do środka. Omiótł nasze towarzystwo zaskoczonym spojrzeniem.
- Co to za kółko wzajemnej adoracji? - spytał odkładając jakieś papiery na krzesło. - Zapomniałem o czymś? Mam urodziny i macie dla mnie prezent? - trybiki w mojej głowie zaczęły działać w przyspieszonym tempie ... a nie, nie! To we wrześniu latałam za Wankiem szukając prezentu dla trenera!
- Może pan to uznać jako przedwczesny prezent! - uradowany Wank podał mu jakąś kopertę. Schuster przez kilka sekund przyglądał się jej w skupieniu, po czym wziął do rąk. Niepewnie zerknął do środka, co najmniej jakby w środku miał znaleźć wąglika! Chociaż z Wankiem to wszystko możliwe ...
- Hmm ... - wyciągnął jakieś papiery i zaczął je czytać. W pomieszczeniu zapanowała grobowa cisza. Niczym w kościele! Każdy znał pomysły Andreasa Wanka, no może oprócz Niki, a zważając na fakt, iż w ostatnim czasie był podejrzliwie grzeczny, w tej chwili mogło wydarzyć się wszystko. Dosłownie wszystko! A gdy twarz Schustera przeraźliwie zbladła, przez moją głowę przemknęły jego słowa o zawałach i wylewach. Jaki jest numer na pogotowie? - To niemożliwe ... - wyszeptał.
- Możliwe, możliwe. - wyszczerzony Wank przeskakiwał z nogi na nogę. - Z tej okazji kupiłem nawet szampana! To co? Mogę otworzyć? - odwrócił się po nas.
- Mam zawał. - wymamrotał trener. Prychnęłam z irytacją, a że jestem zbyt ciekawska, podeszłam żwawym krokiem do Schustera, wyrywając mu bezczelnie papiery. Ciekawe czy moja twarz też zbladła gdy przeczytałam że ...
- Psiapsi, ukończyłeś kurs trenerski? - wyszeptałam zszokowana. - Z ... bardzo dobrym wynikiem?
- Że co? - obok mnie momentalnie pojawił się Wellinger. No tak ... jak tak dalej będziemy sobie wyrywać ten świstek, to nic z niego nie zostanie! - Kiedy to zrobiłeś? I czemu nic nie powiedziałeś? - o to, to!
- Oh, uczęszczałem na niego od roku. - oznajmił zawstydzony.
- Gratulacje! - pisnęłam, gdy tylko ocknęłam się szoku, po czym przytuliłam go mocno. - Jestem z Ciebie taka dumna!
- W końcu sama mi ciągle powtarzałaś żebym najpierw poszedł na kurs. - zauważył pomiędzy gratulacjami i objęciami reszty towarzystwa. Poczułam na sobie pełne wyrzutu spojrzenie Schustera, na co posłałam mu niewinny uśmiech. Chyba już z tysięczny raz ... - Ale to nie wszystko! - zauważył. - Odbędę praktyki podczas Letniego Grand Prix pod okiem najwspanialszego, najlepszego, naj ... - tu usłyszeliśmy huk. Wszyscy spojrzeliśmy w stronę trenera, który bez sił opadł na krzesło ... - ... Wernera Schustera!
- Apokalipsa ... i stała się apokalipsa. - wymruczał guru Wankiego pod nosem.
- W takim razie gdzie masz tego szampana? - Andi klasnął w ręce.
- EWAKUACJA!!! - wrzasnęłam łapiąc Nikę za nadgarstek i wypadając z domku ...

*

Planica, 25 Marca 2018.

"Havana, ooh na-na. Half of my heart is in Havana, ooh na-na ..." - siedząc na opustoszałych trybunach wsłuchiwałam się w słowa mojej ukochanej piosenki. Twarz z przymkniętymi powieki wystawiłam w stronę przyjemnych promieni słonecznych. Sezon dobiegł końca, a wokół można było odczuć wiosnę. Przed paroma minutami ostatni kibice opuścili kompleks słoweńskich skoczni. Jedynie gdzie nie gdzie można było dostrzec pracowników, skoczków czy sztaby szkoleniowe, którzy zbierali swoje rzeczy bądź byli w drodze na imprezę pożegnalną. - "All of my heart is in Havana ..." - uśmiechnęłam się nerwowo pod nosem czując jak ktoś wyrywa mi słuchawkę z ucha. Otworzyłam oczy i spojrzałam na wyszczerzonego Daniela.
- Wszyscy jesteście niereformowani i nie macie szacunku do moich chwil relaksu. - mruknęłam zwijając moje różowe kabelki.
- Kochanie, wystarczyło powiedzieć że chcesz się zrelaksować. - wymruczał składając na moich ustach subtelny pocałunek. - Bez zastanowienia bym Ci w tym pomógł ...
- Oh, nie wątpię. - pacnęłam go w dłoń, która spoczęła na wewnętrznej części mojego uda. Jego mina była bezcenna.
- Co to jest? - zainteresował się kopertą leżącą obok mnie. Kilka minut wcześniej miałam nareszcie szansę, aby ją otworzyć. Jednak zawartość jedynie przysporzyła mi kolejnych zmartwień, pytań i niepewności. - Zauważyłem że zabrałaś to z domu.
- W środku jest moja przyszłość. - szepnęłam wyciągając papiery. - Wiesz ... na początku semestru złożyłam podanie o wymianę studencką. Coś podobnego jak w przypadku Niki. Rano, przed twoim pojawianiem się w moim domu, przyszła odpowiedź. Myślałam o Włoszech ... - przerwałam zerkając na niego kątem oka. Słuchał w skupieniu z nieodgadnionym wyrazem twarzy. A ja co raz bardziej się denerwowałam ... czy dobrze robiłam? - Zadzwoniłam przed chwilą z zapytaniem ... z zapytaniem o ... - zacięłam się. Poczułam że mam mokre dłonie ze stresu!
- O co zapytałaś? - szepnął obejmując mnie lekko. Raz kozie śmierć ...
- Zapytałam o miejsce w Norwegii. - wypaliłam. W jego oczach pojawił się błysk. Chciał coś powiedzieć, ale cierpliwie czekał aż zakończę całą opowieść. - I jest ... tyle że w Trondheim.
- W Trondheim? - uśmiechnął się szeroko, na co przytaknęłam. - Lina, jesteś pewna? Ja nie chcę Cię do niczego zmuszać, chociaż nie ukrywam, że byłbym najszczęśliwszym facetem w Norwegii.
- To na razie na pół roku. - zauważyłam. - Pomyślałam że ... że może moglibyśmy spróbować. Zobaczyć czy ...
- To jest zdecydowanie fantastyczny pomysł.
- Oh, przestań mi przerywać Tande! - zrugałam go, ale ani na chwilę nie przestał się szczerzyć. - To jest Trondheim. A Ty mieszkach w Oslo! Na drugim końcu kraju. Myślisz że nie sprawdziłam na mapie ... - no i znowu mi przerwał! Jego bezczelność nie ma po prostu granic. Chociaż tymi pocałunkami mógłby mi przerywać całe życie.
- Trondheim to piękne miasto z bardzo dobrą skocznią narciarską. - zauważył.
- Chcesz rzucić swoje życie w stolicy dla zołzy?
- Dla mojej zołzy. - podkreślił, po czym cmoknął mój nosek. - Lina, Ty chcesz przeprowadzić się do innego kraju, kilka tysięcy kilometrów od domu, więc co to dla mnie zamienić Oslo na Trondheim?
- Na pewno? - szepnęłam niepewnie, chociaż w środku skakałam z radości.
- Kocham Cię. - uśmiechnął się w odpowiedzi. Uchyliłam lekko usta czując jak łzy wzruszenia napływają mi do oczu. To były najpiękniejsze słowa jakiekolwiek usłyszałam w moim życiu! Chwyciłam jego twarz w dłonie i wpiłam w te cudowne usta.
- Ja Ciebie też kocham. - odpowiedziałam wpatrując się wprost w jego oczy. Przytulił mnie mocno do siebie składając na czole subtelny, pełen uczuć pocałunek. Wieczność. Mogłabym tak spędzić wieczność.
- Mam coś, dzięki czemu będziesz mnie kochać jeszcze bardziej. - powiedział po chwili tajemniczym tonem. Wyciągnął z kieszeni dwa bilety na samolot, po czym podał mi je z cwaniackim wyrazem twarzy. - Mam nadzieję że nie ma jeszcze planów na wakacje? - spytał odgarniając włosy z mojego czoła.
- HAVANA?! - pisnęłam, po czym radośnie rzuciłam się mu na szyję. Miał rację. Ten cholerny Wiking znów miał rację.

"Havana, ooh na-na. Half of my heart is in Havana, ooh na-na ..."

***

Ta piosenka już zawsze będzie kojarzyła mi się z tym opowiadaniem :)

Kilka dni  byłam odłączona od świata, w skrócie ... awaria internetu. Zanim jednak opublikowałam ten rozdział, chciałam nadrobić zaległości u was :) Także plan w pełni wykonany!

Kto tęsknił za Psiapsim? Haha.

Moje drogie, nie chcę was dobijać, ale przed nami już tylko ... EPILOG.

<3

poniedziałek, 7 maja 2018

14. Remis siostrzyczko.

Monachium, 15 Marca 2018.

Z głową opartą na ręce, wpatrywałam się w wysokie okno, za którym szalała śnieżyca. Głos profesora co jakiś czas docierał do moich uszu, ale przyznam szczerze, że nie odróżniałam jednego słowa od drugiego. Na sali wykładowej byłam tylko ciałem, a duchem ... sama już nie wiedziałam gdzie. Palcem przesunęłam po wyświetlaczu odblokowując telefon. Kolejne powiadomienia, które zignorowałam. Z irytacją wrzuciłam Iphona do torby i chwyciłam za ołówek zaczynając kreślić "esy floresy" na pustej kartce.
Kilka dni temu umówiłyśmy się z Niką, że urwiemy się z tego wykładu z powodu konkursu w Trondheim. Jednak ku zdziwieniu wszystkich ... zostałam na Uczelni. W tym momencie wolałam nudny widok wykładowcy niż skaczącego Norwega. Przynajmniej ten pierwszy nie łamał mi serca, za każdym razem, gdy na niego zerkałam.
Daniel zadzwonił feralnego wieczora, jednak ja odrzuciłam połączenie. Pierwsze, drugie ... piąte, a potem już przestałam liczyć. Stchórzyłam? Prawdopodobnie tak. To był strach przed prawdą. Prawdą, przez którą rozpadłabym się kompletnie. Później napisał. Pytał co się dzieje ... czy wszystko w porządku ... że mam się natychmiast odezwać bo on zwariuje ... dałam za wygraną pisząc krótko "Wszystko ok, nie musisz się o mnie martwić. Nie mam czasu". Żałosne, ale tylko na tyle było mnie stać. Kolejny raz w moim życiu wybrałam ucieczkę.
Czy odpuścił? Nie ... i to mnie dobijało. Wolałabym aby mnie zignorował, ale najwidoczniej honor mu na to nie pozwalał. A ja? Parę razy na dzień nachodziła mnie myśl, aby spytać co robi lub jak mu minął dzień ... bo tak bardzo chciałam to wiedzieć! Tak bardzo, aż to bolało.
Po wykładzie wybrałam się na długi spacer po śnieżnym Monachium. Lenie, która dobijała się do mnie jak nienormalna, napisałam że idę ze znajomymi na piwo. Nie chciałam aby czekały na mnie z Katrin z wymownymi minami. Wiedziałam, że one nie zrozumieją tego, co czułam. Nie zrozumieją że chciałam czegoś na prawdę, a nie na niby. A moja relacja z Danielem właśnie taka była ... na niby! Obydwoje zabiegani, pisaliśmy bądź dzwoniliśmy do siebie gdy tylko znaleźliśmy chwilę czasu, tysiące kilometrów od siebie ... nie kilkanaście jak w ich przypadku. Obydwoje potrzebowaliśmy kogoś przy sobie ... nie przez telefon.
I była jeszcze ta cała Anja ... nie ukrywałam tego, że byłam zazdrosna. Wrócili do siebie, a może nie ... nie miało to żadnego znaczenia. Sama myśl, że ona jest bliżej niego, doprowadzała mnie do szału.
Wróciłam do domu późnym wieczorem. W salonie paliło się światło, a od progu można było usłyszeć rozmowę rodziców i Leny. Przybrałam maskę obojętności i weszłam do środka, witając się z nimi.
- Już miałem dzwonić na policję. - zażartował tata, gdy usiadłam obok niego.
- Mówiłam Lenie gdzie jestem. - wzruszyłam ramionami. Czułam na sobie uważne spojrzenie siostry. To oczywiste, że nie wierzyła w żadne moje słowo! - Co to jest? - zapytałam wskazując na prostokątne papierki przypominające bilety.
- Niespodzianka. - uśmiechnął się szeroko, po czym objął mnie ramieniem. - Co powiesz na rodzinny wyjazd do Planicy? Ja i kobiety mojego życia? - poruszał charakterystycznie brwiami, a ja poczułam jak ogarnia mnie panika. Planica. Skoki. Zakończenie sezonu. - Chciałbym zobaczyć mojego zięcia w akcji.
- Raczej podczas skoku. - mruknęłam.
- Mniejsza z tym. - machnął ręką. - Mama zamówiła dla nas wspaniały domek, mówiłem już Lenie że możecie wziąć ze sobą dziewczyny ...
- Ja nie jadę. - przerwałam mu wstając z kanapy. Ich miny były bezcenne. Ojciec w szoku, mama zdezorientowana, a Lena ... Lena jakby w mig wszystko zrozumiała. - Kibicowałam Andiemu w Korei, więc teraz wasza kolej. Wybaczcie, ale może innym razem. Na przyszły weekend mam już plany. - posyłając buziaka w powietrzu opuściłam salon, nie chcąc zostać zasypaną pytaniami.
Zaszyłam się w swoim pokoju. Uważnym wzrokiem ogarnęłam notatki z dzisiejszych wykładów ... które swoją drogą były beznadziejne i nadawały się na rozpałkę do kominka. Odliczałam sekundy do chwili, aż moja siostra zaszczyci moje królestwo. Trzy, dwa, jeden ...
- Lina? - wparowała bez pukania zamykając za sobą drzwi. - Czy ty mi możesz łaskawie wytłumaczyć, co się z tobą dzieje?
- A co ma się dziać? - zerknęłam w jej stronę udając wielce zaskoczoną.
- W ostatnim czasie jesteś jakaś dziwna. - westchnęła siadając obok mnie na łóżku. - Omijasz nas wszystkim szerokim łukiem, ignorujesz, nie raczysz odpisać czy oddzwonić, na prawdę masz ważniejsze plany od zobaczenia się z ...
- Z kim? - przerwałam jej z zaciętą miną. - Z Andim? Przecież byłam w Korei, twoje towarzystwo jest dla niego ważniejsze. Wanka mam praktycznie na kiwnięcie palcem, więc może Stephan? Mogę zadzwonić do niego w każdej chwili! A może z Markusem? Karlem? Bo chyba mi nie powiesz, że z Freitagiem! - zerwałam się z miejsca.
- Doskonale wiesz, kogo mam na myśli. - odpowiedziała przyglądając mi się uważnie.
- Jasne ... Wikinga. - warknęłam otwierając drzwi do garderoby w poszukiwaniu piżamy. - Słuchaj Lena, to że wy wszyscy jesteście zaślepieni miłością i tym podobnymi pierdołami i ubzduraliście sobie, jakieś gorące uczucie pomiędzy mną, a Tande ... - przerwałam wzdychając głośno. Co raz trudniej było mi mówić, ale byłam twarda. Dam radę! Bo kto, jak nie ja? - Doskonale wiesz, jakie mam zdanie na takie tematy. Nic w tym przypadku się nie zmieniło. Fajnie było, ale się znudziło. - wyszłam z uśmiechem przypiętym do twarzy.
- Ok, w takim razie wrócę jak zmądrzejesz i dorośniesz do poważnej rozmowy. - mruknęła opuszczając mój pokój. Zabolało, ale ja na prawdę nie potrafiłam inaczej. Zawsze dusiłam wszystko w sobie, nie umiałam obarczać swoimi problemami czy rozterkami innych. Byłam twarda, a przynajmniej taką starałam się być. Nie potrafiłam, po prostu nie potrafiłam ...
I może właśnie z tego powodu próbowałam zdusić swój szloch pod prysznicem ...

*

Trondheim, kilka godzin wcześniej.


*Perspektywa Daniela
 
Ogarnięty wściekłością i irytacją kopnąłem w metalową barierkę, mając gdzieś czy kamery telewizyjne to nagrały czy też nie. Nieudany skok w pierwszej serii był tylko podsumowaniem mojej beznadziejności w ostatnich dniach. Wszystko się waliło, wszystko było nie tak! Nie rozumiałem tylko jednego ... dlaczego? Co zrobiłem nie tak? Co zrobiłem nie tak, że Lina mnie zignorowała? Kompletnie olała? Co zrobiłem nie tak przy wyjściu z progu, że skoczyłem tak beznadziejnie? Moje życie to jedna wielka porażka!
- Daniel? - usłyszałem za sobą głos Kennetha. Mruknąłem jedynie w odpowiedzi i pozbierałem swoje rzeczy. W tym momencie nie miałem ochoty na jakiekolwiek słowa otuchy. Puste beznadziejne słowa ... jak mój skok! - Chodź się przejść. Musisz trochę ochłonąć ...
- Kenny, wróć lepiej na skocznie co? - prychnąłem zakładając narty na ramię. - Bycie psychologiem zdecydowanie nie jest dla Ciebie.
- Nawet nie dałeś mi szansy spróbować! - pisnął chcąc mnie rozbawić. Jednak mi do śmiechu w tym momencie nie było. - Masz do wyboru dwie opcje. Rozmowa ze mną, bądź z Hilde, który poluje na Ciebie od rana. Uprzedzam, metody testował na mnie i nie było to miłe doświadczenie.
Westchnąłem z irytacją i powlokłem się za nim niczym pies. Może Gangnes miał rację, może powinienem z kimś porozmawiać? Z kimś obiektywnym? On w sumie zawsze służył radą i dobrym słowem. Hilde tylko by mnie dobił ... Usiedliśmy więc na ławce zza domkami dla skoczków, z widokiem na las. Przez chwile panowała pomiędzy nami cisza. Przyjaciel cierpliwie czekał.
- Wszystko się wali Kenneth. - westchnąłem przeczesując włosy dłońmi. - Moje życie prywatne i zawodowe to kompletna porażka.
- Zaczekaj. - przerwał mi. - Mistrz Świata w Lotach oraz Mistrz Olimpijski w Drużynie, który kilka dni temu wygrał w konkurs w Oslo chce mi wmówić, że jego życie zawodowe to porażka? - spytał ironicznie rozbawiony. Poczułem się głupio. Kenneth walczył o to, aby w ogóle mieć szansę wrócić na skocznie, a ja użalałem się nad nieudanych wyjściem z progu, uogólniając wszystko. Jesteś kretynem Tande!
- Przepraszam. - szepnąłem.
- Daj spokój. - poklepał mnie po ramieniu. - Po prostu kobiety doprowadzają nas do szaleństwa.
- Skąd wiesz, że chodzi o kobietę? - spytałem zaskoczony.
- Zawsze chodzi o kobietę. - zaśmiał się, jednak w tej reakcji nie było radości. To był smutny i pusty śmiech doświadczonego przez życie człowieka. - Chodzi o Anję? Sigurd wspominał że pojechała do Korei z twoją mamą i siostrą. Wróciliście do siebie?
- Nie. - mruknąłem czując jak ciśnienie znów mi się podnosi. - Nie wróciliśmy do siebie, ani nie mamy takiego zamiaru. A raczej ja nie mam! W Korei poznałem dziewczynę. Obiecaliśmy sobie, że będziemy utrzymywać kontakt, ale nagle przestała się odzywać. Stwierdziła, że nie ma czasu, ale wiem że kłamie. - prychnąłem.
- Norweżka?
- Niemka. - odpowiedziałem, na co Gangnes gwizdnął przeciągle. - Wiem o czym myślisz. Ona tam, ja tutaj. Związki na odległość są bez sensu, bo prędzej czy później ...
- Wmawiasz sobie to, czy na prawdę masz takie zdanie na ten temat? - znów mi nie dał dokończyć. Jednak tym razem zacisnąłem usta w wąską linię, nie wiedząc co odpowiedzieć. - Krótka piłka Daniel. Zależy Ci na niej, czy nie? Bez bezsensownego zastanawiania się.
- Ja ją kocham Kenneth. - szepnąłem wbijając wzrok w buty. Pomiędzy nami znów zapadła cisza, przerywana odgłosami spod skoczni i szumem wiatru.
- Powiedzieć Ci coś jako starszy kumpel po przeżyciach? - spytał nie odrywając wzroku od koron drzew. - Walcz o nią. Jeśli na prawdę ją kochasz, zrób wszystko żeby ją przy sobie zatrzymać. Obiecaj że nie popełnisz mojego błędu.
- Twojego błędu? - spytałem zdezorientowany. - Nie rozumiem.
- Mówi się, że kobiety są skomplikowane, ale one po prostu chcą być przez nas kochane. Żebyśmy o nie dbali, walczyli i nie zapominali okazywać, że są dla nas ważne. A ja? - prychnął. -  Cóż ... poddałem się. Myślałem że beze mnie będzie jej lepiej. Odpuściłem dla jej dobra, a tak na prawdę ... wbiłem jej nóż w serce. Dlatego nie popełniaj mojego błędu. - spojrzał na mnie intensywnie. - Pokaż jej, że te raptem kilka tysięcy kilometrów to jest nic, w porównaniu z tym, jak za nią szalejesz. - zaśmiał się czym momentalnie mnie zaraził.
Potrzebowałem tego. Potrzebowałem tego "moralnego kopa". Potrzebowałem tych kilku słów wsparcia, żeby przekonać się, że nie warto składać broni. W końcu sama nazywała mnie Wikingiem, prawda? A w naturze Wikinga nie ma czegoś takiego jak zrezygnowanie, porażka czy poddanie się!
- Dzięki Kenneth. - zerwałem się z ławki czując napływający entuzjazm.
- Ty mi nie dziękuj, tylko leć na górę. - wskazał na skocznie również się podnosząc. - Finałowy skok przed tobą, który musisz naprawić.
- Obiecuję że naprawię wszystko! Ale ... Kenneth? - zatrzymałem się w pół drogi. - Jeśli chodzi o Ciebie ...
- Gdybym miał choć cień nadziei, to już dzisiaj klęczałbym przed nią prosząc o wybaczenie. - uśmiechnął się pod nosem. - Jednak zasłużyłem tylko na nienawiść z jej strony.
- Myślę, że każdy zasługuje na drugą szansę. - dodałem uśmiechając się do niego, po czym szybkim krokiem udałem się w stronę wyciągu. W głowie miałem szalony plan, który jednak potrzebował czasu. I przysługi sztabu szkoleniowego ...

*

Monachium, 20 Marca 2018.

Drzwi głucho zamknęły się za moją rodziną, zostawiając mnie samą w dużym i pustym domu. Właśnie ... pustka. Samotność. Tęsknota. Nie czułam nic więcej w ostatnim czasie. W jednym momencie jakby wszyscy mnie zostawili. Rozumiałam fochy Leny z wiadomego powodu, ale Psiapsi? Porzucił mnie jak niechcianego psa! Nie odzywał się od kilku dni, nawet nie zrobił mi awantury o to, że nie pojawię się w Planicy! Jakby moja obecność była dla nich wszystkich obojętna. Bolało mnie to, ale dzięki temu zrozumiałam, że moja decyzja o pozostaniu w Monachium była słuszna.
Z irytacją przerzucałam kolejne ubrania w garderobie. Nie mogłam znaleźć moich ulubionych spodni. Nie mogłam znaleźć mojej ulubionej bluzy. Nie mogłam znaleźć moich ulubionych dresów! Stałam jak ta ostatnia sierota w samych bokserkach i koszulce sięgającej do połowy tyłka, próbując ogarnąć gdzie Greta powpychała moje ulubione ubrania! Jeśli to był żart z jej strony, to wcale nie śmieszny.
Moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz, a wszystkie zmysły wzmożony swoją czujność, gdy usłyszałam z dołu jakiś odgłos. A może tylko mi się wydawało? Wyobraźnia zaczęła działać na maksymalnych obrotach! Że też Greta musiała udać się z wizytą do rodziny ...
Niepewnie wychyliłam głowę z mojego królestwa nadsłuchując jakichkolwiek odgłosów. Kroki na dole? Nie ... to musi być tylko moja wyobraźnia! Serce waliło mi jak oszalałe, a tętno przekroczyło wszelkie normy! Stąpając na palcach chwyciłam do ręki to, co miałam najbliżej ... Boże, czy moja własna matka może przestać kupować te badziewia? Po jaką cholerę potrzebne jej te tandetne drewniane rzeźby zniekształconych zwierząt? Aktualnie miałam w rękach żyrafę ... bo to chyba była żyrafa?
Niepewnie zeszłam na parter. Na całe szczęście odgłosy zniknęły, więc poczułam ulgę. To tylko moja wyobraźnia! Chciałam odłożył pod ścianę drewniane badziewie, ale zamarłam w pół kroku widząc kątem oka wysoką postać w salonie. Mężczyzna w szarej bluzie, z plecakiem na plecach i w czapce z daszkiem na głowie stał przed komodą, na której poukładane były nasze rodzinne zdjęcia. Złodziej!
O Boże, Boże ... co robić? Co by w takim momencie zrobił Psiapsi?! Cholera, zły przykład. Na pewno by spanikował i zaczął wrzeszczeć! Zerknęłam niepewnie na tą nieszczęsną żyrafę. Wzięłam głęboki oddech. Nie miałam dokąd uciec, więc albo zginę, albo unieszkodliwię bandytę!
Podeszłam na paluszkach do złodzieja, po czym się zamachnęłam. Nie przewidziałam jednak jednej rzeczy. Nad komodą wisiało lustro, kolejny antyk zakupiony przez moją nieocenioną rodzicielkę. W jego odbiciu, tak przynajmniej przypuszczam, mężczyzna zauważył moją obecność, bo w ostatniej chwili zrobił unik.
- Czyś Ty oszalała?! - krzyknął łapiąc się za serce.
- Ja oszalałam?! Ja?! - wrzasnęłam rzucając żyrafą o podłogę. - To nie ja wchodzę do czyjegoś domu bez pukania! Popieprzyło Cię do końca Tande?! - trzepnęłam go w ramię. I właśnie w tym momencie oprzytomniałam ... - Co Ty do jasnej cholery tutaj robisz?! Myślałam że jesteś złodziejem i prawie Cię zabiłam!
- Ruszyłaś na złodzieja w samych majtkach?! I to niby ja oszalałem?! I to jeszcze z tym ... czymś! - prychnął wskazując na moją "broń".
- Oh, wybacz! Nie zdążyłam założyć mojego stroju Wonder Woman! - zironizowałam. - I nie obrażaj żyrafy mojej matki!
- Żyrafy? Przecież to wygląda jak dinozaur z głową psa!
- Znalazł się norweski konserwator zabytków! Było uprzedzić że masz dzisiaj ochotę na zabawę w włamywacza to zdążyłabym zejść do piwnicy po łopatę!
- Gdybyś odebrała chociaż jedno moje połączenie to miałabyś na to szansę!
- Nie odwracaj kota ogonem! - tupnęłam nogą o podłogę. - Wchodzisz sobie do mojego domu jak do siebie, nawet nie raczysz mi wyjaśnić skąd się tutaj wziąłeś i jak tego dokonałeś, skoro osobiście zamykałam drzwi na klucz!
- Bo zaatakowałaś mnie drewnianym dinozaurem!
- Żyrafą!
- Dinozaurem z głową psa! - podkreślił. Co za uparty typ!
- Żyrafą i to jest ostatnie słowo w tej bezsensownej dyskusji! - syknęłam grożąc mu palcem. Już otwierał usta, aby się sprzeciwić, ale nie dałam mu dojść do słowa. - W tej chwili mów jak tutaj wszedłeś ...
- O nie, nie, moja droga! Najpierw to Ty wyjaśnisz dlaczego nagle przestałaś się odzywać co poskutkowało moim włamaniem!
- Pierwsza zadałam pytanie! - położyłam dłonie na biodrach.
- Pierwsza mnie olałaś!
- Nie olałam Cię! - oburzyłam się, chociaż z boku rzeczywiście mogło to tak wyglądać. - Czekałam jak idiotka na twój telefon, a ty w międzyczasie szlajałeś się po Oslo z Anją! A niby nie miałeś czasu! - prychnęłam. Boże, brzmiałam jak zazdrosna żona ... co ja gadam, przecież ja byłam zazdrosna!
- To o to chodziło? - spytał łagodnie, po czym uśmiechnął się szeroko co zdenerwowało mnie jeszcze bardziej. - Nie odzywałaś się, bo byłaś zazdrosna? - zaśmiał się. Spuściłam głowę czując jak łzy napływają mi do oczu. Co ma w sobie ten przeklęty Wiking, że w jego towarzystwie nigdy nie umiałam być silną Liną Lahm?
- To nie jest śmieszne. - mruknęłam.
- Lina ... - westchnął podchodząc do mnie bliżej. Cofnęłam się instynktownie, ale napotkałam za sobą jedynie ścianę. Jego dłoń wylądowała na moim podbródku, który delikatnie uniósł. - Gdybyś odebrała głuptasku, to bym Ci wszystko wyjaśnił. Poprosiła mnie o rozmowę, która trwała może z dwie minuty ... to wszystko.
- Co z tego? - prychnęłam. - Ja i tak jestem daleko, w przeciwieństwie do niej.
- Ale to do Ciebie się włamałem? - uniósł zabawnie brew co wywołało delikatny uśmiech na mojej twarzy. - Ochrzciłaś mnie Wikingiem, to teraz masz za swoje. Będę najeżdżał obce kraje, włamywał się, grabił ...
- Chcesz ukraść mojej matce drewnianą żyrafę?
- Szanuje jej gust, ale tego dinozaura z głową psa nie ruszę. - oburzona chciałam go zrugać, ale nie dopuścił mnie do słowa! - Wolę zagrabić jej cenniejszy skarb.
- Ma tego więcej na górze ...
- Mam na myśli Ciebie zołzo. - zaśmiał się, po czym wpił się w moje usta. Jęknęłam zaskoczona, ale oddałam pocałunek z zaangażowaniem. Boże, jak ja za tym tęskniłam! Za jego pocałunkami. Za jego silnymi rękoma obejmującymi moje ciało. Za nim całym! Stanęłam na palcach obejmując jego szyję. Błyskawicznie pochwycił mnie w pasie i uniósł, abym mogła objąć go nogami. W tej chwili nie było ważne to, że na co dzień mam go kilka tysięcy kilometrów od siebie, że nadal nie wyjaśnił jak znalazł mój dom w Monachium i włamał się do niego. Był przy mnie, a to było najważniejsze.
Po chwili opadłam plecami na chłodną kanapę ciągnąć blondyna za sobą. Zniecierpliwionymi dłońmi ściągnęłam z niego bluzę razem z koszulką, którą miał pod sobą. Uśmiechnęłam się szeroko przejeżdżając paznokciami po umięśnionej klacie chłopaka wywołując u niego pomruk zadowolenia. Zachichotałam kiedy zaczął scałowywać podatne na łaskotki miejsca na mojej szyi. Wiedziałam że robi to specjalnie!
- Ty, Tande! Masz czas do dzisiejszego wieczora żeby skombinować coś, dzięki czemu zapomnę o tym że właśnie wgniatasz moją siostrę w kanapę. - usłyszałam z boku rozbawiony głos ... mojej siostry? Odsunęłam zdezorientowanego Daniela i wbiłam wzrok w Lenę stojącą w progu salonu.
- Co Ty tu robisz!? - prawie pisnęłam. Co za wstyd ...
- Remis siostrzyczko. - wytknęła mi język, po czym schyliła się po bluzę blondyna. Podała mu ją puszczając oczko chcąc mnie bardziej zdenerwować. - Zbierajcie się, rodzice czekają na zewnątrz. Pięć godzin jazdy przed nam.
- Zaraz, zaraz! - zerwałam się z kanapy. - Co to znaczy zbierajcie? I właściwie dlaczego wy nie jesteście w drodze do Planicy? - spoglądałam to na jedno, to znów na drugie. Tande w ogóle nie wydawał się zdezorientowany, a jedynie posłusznie szykował się do drogi.
- Mamy jechać bez Ciebie? Chyba oszalałaś! Spakowałam Cię już wczoraj. - uśmiechnęła się niewinnie. Aha! Sprawa zaginięcia moich ubrań jest wyjaśniona. - No szybko Lina bo Wank wydzwania do mnie co pięć minut. Zabroniliśmy mu się z tobą kontaktować, żeby nie wypaplał wszystkiego, więc teraz w Słowenii włosy rwie sobie z głowy bo jego kurdupelek pewnie jest smutny. Dosłownie rwie.
- Mój Psiapsi. - pociągnęłam wzruszona nosem. - Hej! Ale to jest spisek! Wszystko ukartowaliście za moimi plecami! A co jeśli na prawdę mam plany na ten weekend? - założyłam ręce na piersi przybierając surową minę.
- Imprezowanie w klubie i zapijanie smutków? - spytała z powątpiewaniem Lena.
- Po moim trupie! - dodał Tande, po czym mój świat zawirował. Wisiałam głową w dół na jego ramieniu! - Gdzie jej pokój? Pomogę się jej ubrać. - no to na pewno ...
- Drugie drzwi na prawo!
- Ej! - krzyknęłam gdy ruszył w stronę schodów. - To jest porwanie Tande! Przypominam Ci że na zewnątrz w samochodzie siedzi mój tatuś! Zaraz zacznę wrzeszczeć i wpadnie tu z odsieczą!
- Wiking niczego się nie boi. - klepnął mnie w tyłek!
- Oh, jesteś bezczelny!
- Ja Ciebie też zołzo. - zaśmiał się. Nie skomentowałam tego. Zresztą, czy kogoś obchodziło moje zdanie?
Skoro czekała mnie pięciogodzinna podróż samochodem do Planicy, postanowiłam założyć na siebie wygodne ubrania. Tande widział mnie już w każdym wydaniu, więc nie musiałam panikować nad swoim wyglądem. Jaśnie Pan czekał na mnie rozłożony na łóżku pisząc coś na swoim telefonie.
- Może wreszcie wyjaśnisz mi jak się tutaj dostałeś? - spytałam siadając obok niego.
- Poprosiłem Andiego o numer do Leny tłumacząc, że chciałbym Ci zrobić niespodziankę. - objął mnie ramieniem. - Nie odzywałaś się, a musiałem przecież jakoś z tobą porozmawiać. Jedynym rozwiązaniem był przyjazd, tym bardziej że dowiedziałem się, że nie wybierasz się do Planicy. Poprosiłem więc trenera o jeden dzień zwłoki i przyleciałem do Monachium. Lena dała mi klucze i podała adres. To wszystko. - wzruszył ramionami.
- Moi rodzice też są w to zamieszani?
- Nie wiem. Szczerze mówiąc, nie wiedziałem że wybierają się do Planicy. - przeczesał nerwowo włosy. - Mieliśmy do Słowenii pojechać w trójkę, czyli ja, ty i Lena. Oczywiście o ile nie wywaliłabyś mnie na zbity pysk. - złożył na moim czole czuły pocałunek, na co uśmiechnęłam się delikatnie. - Dla Ciebie przeżyje te pięć godzin w jednym samochodzie z twoimi rodzicami.
- Tande?! Ty miałeś ją ubierać, nie rozbierać! - usłyszeliśmy krzyk Leny.
- Ona się robi gorsza ode mnie po tych oświadczynach. - mruknęłam wstając z łóżka. Daniel jedynie się zaśmiał, po czym zrobił to samo. Zanim wyszłam z pokoju, chwyciłam do ręki dużą kopertę, którą przyniósł mi listonosz dzisiejszego poranka. Kopertę, która mogła zaważyć na mojej przyszłości. Wcisnęłam ją do torby i szybkim krokiem wyszłam na korytarz.
Gdy Lena dokładnie zamykała dom, ja pociągnęłam Daniela w stronę samochodu, w którym nadal cierpliwie czekali na nas moi rodzice. Na nasz widok wysiedli uprzejmie.
- Mamo, tato ... - zaczęłam lekko zdenerwowana. Pierwszy raz w życiu przedstawiałam im chłopaka z którym ... no właśnie, z którym co? - To jest Daniel.
- Dzień dobry państwu. - wyszczerzył zęby w tym swoim firmowym uśmiechu. Odpowiedzieli mu posyłając sobie nawzajem rozbawione spojrzenia.
- Cóż, Lina nie wspominała nam że ma chłopaka. - zauważyła mama uważnie go obserwując. Od razu przypomniałam sobie pierwszą wizytę zdenerwowanego Wellingera u nas w domu!
- Ale on nie ... - zaczęłam lecz blondyn mi brutalnie przerwał.
- Właściwie to dzisiaj nareszcie zgodziła się nią być. - oznajmił obejmując mnie ramieniem. Spojrzałam na niego jak na kretyna, chociaż nie powiem, ale przyjemne ciepło rozlało się po moim ciele.
- Uprzedzam ... jest uparta jak matka.
- Alexander!
- Tato!
- Są takie same. - zaśmiał się, na co wywróciłam oczami. - Ale wsiadajcie dzieciaki, przed nami podróż. - machnął ręką kierując się do samochodu. - Daniel, siadasz ze mną z przodu czy chcesz robić za prywatną poduszkę mojej córki? - no nie ... jeśli tak ma wyglądać ta podróż to ja się wycofuje!
- Raczej to ja chcę się nią nacieszyć. - odpowiedział splatając nasze dłonie. Uśmiechnęłam się pod nosem czując stado motyli w moim brzuchu. - Może następnym razem?
Rozsiadłam się wygodnie na środku pomiędzy Leną a ... moim chłopakiem! Nie sądziłam że kiedykolwiek te dwa słowa będą sprawiały mi tyle radości.
- Nie licz na to, że któregokolwiek przedstawię Ci jako zięcia. Jeden skoczek narciarski w rodzinie, jest wystarczający ...  - mruknął pod nosem mój ojciec wielce rozbawiony gdy odpalał silnik. Ok, może to i były moje własne słowa sprzed miesiąca ... ale mógłby już sobie darować. Mama zakryła usta dłonią chcąc opanować napad śmiechu, a Daniel zerknął na mnie zdezorientowany.
- Alexandrze Lahm, po prostu zamilcz i przestań mnie kompromitować! - warknęłam.
- Lino Lahm, przestań się tak rumienić, to nie w twoim stylu. - odpowiedział mi.
- Tato!
- Przestańcie. - naszą wymianę zdań przerwała kochana mama. - Przepraszam Cię Daniel, ale Lina charakterek to akurat ma po swoim kochanym tatusiu. - poczułam jak Tande mocniej ściska moją dłoń. Westchnęłam opierając głowę na jego ramieniu.
- A tak zmieniając temat ... mamo, co ty widzisz w tych drewnianych badziewiach? - spytałam. - Ta żyrafa będzie mi się śniła po nocach ...
- Jaka żyrafa? - odwróciła się do mnie zdziwiona.
- No to coś, co stoi przy schodach na piętrze.
- No kolejna! Kompletnie nie rozumiecie sztuki ... mają to po tobie Alexander! - zrugała tatę, na co ten jedynie przewrócił oczami. - To jest fascynujące połączenie dwóch dusz! I to nie jest żyrafa tylko prehistoryczny dinozaur z głową ...
- Psa. - wciął jej się Daniel. Uchyliłam usta w szoku, zresztą podobnie jak Lena z tatą! Mama wpatrywała się w blondyna jak zaczarowana ... opss ...  Andi traci właśnie status ulubionego zięcia.
- Dokładnie tak. - uśmiechnęła się szeroko. Boże ... litości!
- To jest żyrafa. - mruknęłam pod nosem, ale i tak nikt nie zwrócił na mnie uwagi.

***

Cóż moje drogie, Wiking okazał się Wikingiem i zagrabił sobie to co chciał :) Ja chyba nie potrafię pisać dramatów, nie z tymi bohaterami!

Także oficjalnie ... Daniel i Lina są razem!



A że jesteśmy praktycznie przy końcu tej historii, chciałabym abyście coś oceniły ...


czwartek, 3 maja 2018

13. Panie Tande ... czy jest pan do wziecia?

Monachium, 11 Marca 2018.

Dzień mijał za dniem. Igrzyska były obecnie wspomnieniem, tak jak i szalony Luty. Nawał obowiązków, nawał nauki, stres, zmęczenie. Wstawałam wcześnie, chodziłam spać późno. I tak w kółko. Jedynym pozytywem w ostatnich tygodniach były rozmowy telefoniczne z Danielem, jednak z powodu jego zapełnionego po brzegi grafiku, i to było sporadyczne. Podświadomie czułam że coś wymyka mi się z rąk, jednak nie miałam siły, ani tym bardziej czasu, aby dłużej się nad tym zastanowić. Wciąż mieliśmy kontakt, w końcu właśnie to sobie obiecywaliśmy.
Największym zaskoczeniem ostatnich tygodni była rozkwitająca się znajomość pomiędzy Wankiem, a Niką. Kiedy kilka dni po ich zapoznaniu, które miało miejsce pamiętnego poranka w moim domu, speszona blondynka wspomniała mi na zajęciach o ich spotkaniu przy kawie ... myślałam że spadnę z krzesła! Nie żebym miała coś przeciwko, życzyłam im jak najlepiej ... ale byłam podejrzliwa wobec Andreasa. Z dnia na dzień ... zmądrzał! A może raczej dojrzał? W każdym bądź razie razem z Leną i Katrin zwołałyśmy z tego powodu spotkanie sztabu kryzysowego. Z początku zgodnie stwierdziłyśmy, niewinnie dodam że po dwóch butelkach wina, że tu potrzebny jest albo psychiatra albo egzorcysta. Postanowiłyśmy jednak cierpliwie zaczekać i zobaczyć jak sytuacja się rozwinie.
Otrzepałam buty ze śniegu, po czym weszłam do przyjemnie ciepłego domu. Kolejna fala mrozów nawiedziła Niemcy, a białego puchu z każdą godziną było co raz więcej. Jak na Syberii! Albo w Skandynawii ... westchnęłam ciężko wyciągając telefon z kieszeni. Wiadomości od Leny, Katrin, Psiapsi, a nawet Markusa! Wczoraj, po konkursie drużynowym wysłałam Danielowi gratulacje z powodu wygranej, ale nie napisał nic więcej oprócz krótkich podziękowań. Więcej się nie odezwał, a ja nie chciałam się mu narzucać.
- No jesteś nareszcie! - zawołała Lena stając w progu salonu z miską popcornu w rękach. - Myślałam że Cię zasypało!
- Dużo się nie pomyliłaś bo przed drzwiami wyglądałam jak bałwan. - zaśmiałam się wskakując na kanapę obok Katrin piszącej wiadomość na telefonie. Chwyciłam do ręki pilota i wybrałam sportowy kanał. - Nika się trochę spóźni.
- Więc wtedy zamówimy pizzę. - wzruszyła ramionami.
- A miałyśmy zacząć dietę. - jęknęłam zanurzając dłoń w popcornie. W ostatnim czasie za bardzo popuściłyśmy sobie jeśli chodzi o niezdrowe jedzenie. Greta już wystarczająco była na nas zła z tego powodu.
- Dieta cud. - mruknęła Katrin. - Czyli cud jak schudniemy! - parsknęłam na te słowa i przybiłam z nią "żółwika". Wiosna tuż tuż, a na moim brzuchu pojawiła się fałdka. Znów będę musiała wkurzyć Freitaga żeby mnie pogonił!
W skupieniu słuchałyśmy reporterów, którzy kolejny raz powtarzali zasady i faworytów do wygrania Raw Air. Konkurs miał rozpocząć się za kilka minut, więc Nika wciąż miała szansę, aby zdążyć na początek. A bo właśnie! Nie wspomniałam o najważniejszym! Stał się prawdziwy Armagedon! Schuster powołał mojego Psiapsi na zawody w Skandynawii! Nie wiem jak ta cholera tego dokonała w ciągu zaledwie kilku dni ... co ta miłość robi z ludźmi.
- Wyobrażacie to sobie? - zaczęła Lena kładąc głowę na moich kolanach. - Jeszcze dwa tygodnie i koniec sezonu. Będziemy miały ich częściej dla siebie ... - poczułam ukłucie w klatce piersiowej na te słowa. W mojej sytuacji koniec sezonu raczej niczego nie zmieniał.
- Przyjdzie zwariować. - zaśmiała się Katrin. - Planujecie z Andim wakacje?
- Hmm właściwie to nie było na to czasu. Ale ostatnio nie marzę o niczym innym jak tylko zmienić otoczenie ... chociaż na kilka dni. - westchnęła. - Oczywiście z Andreasem!
- Markus mi zapowiedział że mnie porwie, ale nie chciał zdradzić żadnych szczegółów!
- Wariat. - zaczęły się śmiać, a ja próbowałam skupić się na reklamie proszku do prania. W ostatnim czasie czułam się niekomfortowo wokół nich wszystkich. Dochodziło nawet do tego, że po prostu wychodziłam tłumacząc się nauką. Miłość rośnie wokół nas ... czy jak to szło. Wszyscy zakochani, a mnie aż mdliło na ten widok. Zazdrość ma jednak różne oblicza. - Lina ... - Lena spojrzała na mnie, lecz w tym samym czasie, ku mojej radości, ktoś zadzwonił do drzwi.
- Otworzę! - zawołałam. - To pewnie Nika! - zerwałam się z kanapy i pognałam prędko w stronę holu.
Na szczęście gdy wróciłam z blondynką u boku, dziewczyny zmieniły temat. W spokoju mogłyśmy skupić się na zawodach. Osobiście dostrzegłam w sobie jedną dość znaczną zmianę. Interesował mnie tylko skok Daniela. Owszem, ściskałam kciuki za moich przyjaciół, ale to było raczej odruchowe. Przy Norwegu aż cała się spinałam z nerwów.
Po pierwszej serii zajmował ósme miejsce. Z naszych ostatnich rozmów pamiętałam, że marzyła mu się wygrana w Oslo, dlatego miałam nadzieję na jego podium. I cóż. Marzeniom trzeba trochę pomóc, a drugi jego skok był tego idealnym przykładem! Na dodatek reszta nie dała rady go wyprzedzić. Niewiarygodne? Szalone? Tak potrafił chyba tylko Tande.
Gdy oficjalnie było wiadome że wygrał, chwyciłam automatycznie za telefon chcąc napisać mu gratulacje. Jednak powstrzymałam się w ostatniej chwili. Nie chciałam, aby znów wysłał mi puste "Dziękuję". Nie chciałam znów poczuć przykrego zawodu.

*

Oslo, 11 Marca 2018.

* Perspektywa Daniela

Zeskoczyłem z szerokim uśmiechem z "pudła". Rozpierało mnie niesamowite szczęście i duma. Wygrałem w Oslo! Spełniłem jedno ze swoich największych marzeń. Przyjąłem ponowne podziękowania od sztabu szkoleniowego i chłopaków, po czym żwawym krokiem udałem się w stronę naszego domku. W środku zastałem Toma, Kennetha i na moje nieszczęście Sigurda. Przekomarzali się z tylko im znanego powodu. Rzuciłem kwiatki na krzesło, po czym zacząłem się przebierać.
- Dla kogo te chabazie? - spytał Hilde biorąc wiązankę do ręki i podkładając sobie pod nos. Cóż ... róże to na pewno nie były ...
- Jak chcesz, to sobie weź. - wzruszyłem ramionami. - Wyglądają jak wieniec pogrzebowy z tą ciemną wstążeczką.
- No wiesz! - odrzucił je z impetem za siebie. W tym samym momencie do domku wchodził Stjernen i o mały włos, a właściwie dzięki swojemu refleksowi, uratował twarz przed lecącą wiązanką. Aż miałem ochotę zaklaskać z podziwem. - Ja kończę karierę, a nie umieram!
- Powaliło was?! - wrzasnął po chwili szoku Andreas. Niepewnie odwrócił się za siebie, gdzie przed domkiem leżały kwiatki. A było je dać jakiejś fance ... Hilde to nic nie potrafi uszanować.
Wyciągnąłem z plecaka swój telefon i zacząłem wertować wiadomości i wszelkie powiadomienia. Poczułem lekki zawód, gdy wśród tego wszystkiego nie dostrzegłem żadnego śladu Liny. Do tej pory, po każdym konkursie i kwalifikacjach, pisała co sądzi o moich skokach, a dzisiaj? Gdy wygrałem nie napisała nic? Westchnąłem ciężko odkładając telefon na miejsce. Obiecałem sobie że zadzwonię do niej wieczorem.
Tak jak miałem zrobić to wczoraj ... czułem się źle z tym, że nie napisałem do niej nic więcej. W ferworze całego zamieszania zdążyłem wysłać szybkie podziękowania, a potem? Padłem na łóżko w ciuchach i zasnąłem. To co się tutaj działo podczas Raw Air to istne szaleństwo! Wywiady, wizyta w Talk Show, znów wywiady, konferencja, spotkanie z fanami, kolejne wywiady ... aż dziwne że mieliśmy dzisiaj siły aby skakać.
Jedynym wywiadem, który wspominałem miło, był ten z Freyą Lisberg przed kwalifikacjami. Właściwie to w ogóle nie odczułem, że rozmawiam z dziennikarką. Dla mnie to była po prostu interesująca i sympatyczna konwersacja ze znajomą. Do tego ten wzrok Kennetha, który wręcz ją pożerał ... myślałem że parsknę śmiechem!

Oslo, 9 Marca 2018.

Szedłem ramię w ramię z Kennethem na spotkanie z Freyą Lisberg, jedną z najsławniejszych dziennikarek sportowych w Norwegii. Miałem przyjemność poznać ją ponad rok temu, podczas jednej z nudnych imprez dla sponsorów. Wcale nie miałem ochoty się tam wybierać, ale Anja strasznie się uparła. W sumie spotkanie z Freyą było jedynym pozytywem tamtego wieczoru.
Dostrzegłem ją z daleka. Stała obok swojego kamerzysty i przeglądała jakieś kartki. Zabawne, ale nawet w puchowej kurtce wyglądała jak gwiazda telewizji.
- Daniel, miło Cię spotkać ponownie. - uśmiechnęłam się do mnie szeroko.
- To raczej powinna być moja kwestia. - zaśmiałem się całując ją w policzek, po czym przywitałem się z kamerzystą. Dostrzegłem jak dziennikarka niepewnie mierzy zapatrzonego w skocznie Kennetha. Z tego co słyszałem, a plotki w naszej ekipie dość szybko się rozprzestrzeniają, nie pałali do siebie sympatią. Powodu nie poznałem i raczej to nie jest moją sprawą. - Więc, od czego zaczynamy? - oderwałem jej myśli od kumpla.
- Usiądź tutaj. - wskazałam miejsce na trybunach, które bez słowa zająłem. Po chwili znalazła się obok mnie. - Najpierw zadam Ci kilka pytań związanych z Igrzyskami, potem Raw Air, a na końcu odpowiesz na pięć specjalnych pytań od fanów. - wyjaśniła, na co pokiwałem głową. - Nie martw się, to nie jest na żywo, więc można wyciąć to i owo. - puściła mi żartobliwie oczko.
- Daniel czuje się przed kamerą jak ryba w wodzie. - usłyszeliśmy rozbawiony głos Kennetha. Chwyciłem w dłonie trochę śniegu, uformowałem małą kulkę i rzuciłem w sabotażystę. Jeszcze bezczelny mi język wytknął! Freya odchrząknęła nerwowo i dała znać kamerzyście aby zaczął nagrywać.
Zadała mi pytanie, po czym kolejne i kolejne. Już po chwili rozluźniłem się totalnie i zapomniałem o kamerze. Dla mnie to była rozmowa ze zwykłą znajomą. Freya miała w sobie coś specjalnego, coś czego nie posiadali inni irytujący dziennikarze.
Co jakiś czas zerkałem na Kennetha, który stał oparty o barierkę za plecami kamerzysty i nie odrywał wzroku od dziewczyny. I on jej niby nie znosi? Dobre sobie! Prawie pożarł jej sylwetkę wzrokiem. Aż dziwne że jej się gorąco od tej intensywności nie zrobiło. Zresztą, kto wie ...
- No dobrze. A teraz najtrudniejsze. - zaśmiała się sięgając dłonią po kartkę. - Pięć pytań do Daniela Andre Tandego wybrane drogą losową. Jesteś gotowy? - spytała. Pięć pytań od fanów ... może być wesoło.
- Jak najbardziej. - przytaknąłem.
- Pierwsze. Kto był, bądź jest, Twoim największym idolem? - zerknęła z nad kartki.
- Oh, było ich tylu ... - zaśmiałem się, po czym przez chwile analizowałem listę osób które mnie inspirowały - ... Jeśli chodzi o sport, moim idolem zawsze był Birger Ruud, teraz jest nim także Noriaki Kasai. W życiu prywatnym ... zdecydowanie moja mama. Wiele poświęciła dla mnie i mojego rodzeństwa. Jesteśmy jej za to bardzo wdzięczni. - uśmiechnąłem się pod nosem. Po rozwodzie rodziców mama musiała poradzić sobie z czwórką dorastających dzieciaków. W tym jedną wariatką w wieku buntu. Nie było wesoło, szczególnie jeśli chodzi o kwestię finansową. Sam musiałem zarobić na to aby skakać, ale nauczyło mnie to odpowiedzialności. Zacząłem szanować to co miałem, a teraz, dzięki naszej pomocy, nareszcie mogła odpocząć.
- Z którym skoczkiem, oprócz Norwegów, masz najlepsze relacje?
- Z Andreasem Wellingerem. - odpowiedziałem bez zastanowienia. Wank mi chyba wybaczy ...
- Jestem fanem piłki nożnej? Jeśli tak, który klub jest twoim ulubionym?
- Myślę że jak większość mężczyzn na tym świecie lubię piłkę nożną. Oczywiście nie jestem w stanie śledzić szczegółowo wszystkich wydarzeń, ale staram się być na bieżąco z informacjami na temat Liverpoolu, którego jestem fanem. Zresztą ... jak chyba większość moich kolegów z drużyny. - zerknąłem porozumiewawczo w stronę Gangnesa, który z uśmiechem pokazał uniesiony kciuk.
- Przed ostatnie pytanie. - odchrząknęła. Każde spojrzenie w stronę Kennetha było jak wytrącenie jej z równowagi. - Tytuł Mistrza Świata w Lotach czy Mistrza Olimpijskiego?
- Trudno wybrać. - poprawiłem rozbawiony czapkę. - Obydwa tytuły są dla mnie bardzo ważne. Z jednej strony Igrzyska, które są najważniejszą sportową imprezą, z drugiej Loty ... a ja kocham latać, jak na norweskiego skoczka przystało.
- Ogłośmy po prostu remis. - zarządziła za co byłem jej wdzięczny. Na prawdę nie potrafiłem dokonać wyboru. Obydwa te tytuły były dla mnie ważne. - Ostatnie pytanie, na które z niecierpliwością czekają twoje fanki. Oczywiście nie będzie to dla nikogo zaskoczeniem, że to pytanie padło najczęściej. - zaczęła tajemniczo, na co westchnąłem ciężko. Doskonale wiedziałem jakie pytanie padnie. Moje fanki były niezawodne. - Także panie Tande ... czy jest pan do wzięcia?
Przed oczami stanęła mi postać Liny. Zagryzłem delikatnie wargę dumając nad odpowiedzią. Nie byliśmy w związku, a przynajmniej żadnemu z nas nie spieszyło się z rozmową na ten temat. Szczególnie przez telefon! Na chwilę obecną było dobrze tak, jak było. Ale czy chciałem aby była moją dziewczyną? Czy chciałem być przez nią zajęty? Oczywiście! Podniosłem wzrok na Freyę ... jak brzmiało pytanie? Czy jestem do wzięcia?
- Zdecydowanie nie.

Słysząc nawoływania Roberta, wyszedłem ze swoimi rzeczami z domku. W międzyczasie sięgnąłem do kieszeni po telefon, chcąc napisać wiadomość do Liny. Za chwile czekała nas podróż do Lillehammer.
- Daniel, zaczekaj! - usłyszałem znajomy głos za swoimi plecami. Aż mnie zmroziło od środka. Wcale nie miałem ochoty na rozmowy z nią.
- Trochę się spieszę. - mruknąłem odwracając się uprzejmie do blondynki. Za bardzo wziąłem sobie do serca nauki mamy, aby być dla wszystkich miłym. Gdybym miał charakter Graneruda, nawet był na nią nie zareagował! Pora iść na nauki do młodego ...
- To tylko chwila. - Anja stanęła naprzeciwko mnie z uśmiechem. - Chciałam Ci pogratulować zwycięstwa i ... przeprosić za to, co się wydarzyło w Korei. Nerwy trochę mnie poniosły, byłam zazdrosna, miałam nadzieję na inne zakończenie ... wszystko zepsułam.
- Dzięki. - westchnąłem. - Po prostu zostawmy to za sobą i niech każde zajmie się swoim życiem. Tak będzie najlepiej. - poprosiłem. Pokiwała głową, ale doskonale widziałem, że nie takiej odpowiedzi się spodziewała. Dalej uparcie próbowała okręcić mnie wokół palca.
- W mieszkaniu zostało jeszcze kilka twoich rzeczy. - oznajmiła gdy tylko chciałem odwrócić się na pięcie i udać w stronę busa. - Między innymi twoja ulubiona bluza. Ta w której uwielbiałam chodzić ...
- Zatrzymaj ją. - westchnąłem. Na prawdę nie chciałem tego ciągnąć. - Przeżyłem już bez niej rok, w sumie nawet o niej zapomniałem. - spojrzałem wprost w jej oczy, mając nadzieję że zrozumie aluzję i po prostu odpuści. Upartość powoli znikała z jej twarzy, a pojawiała się irytacja. Typowa Anja.
- Jesteś z nią? - spytała niespodziewanie.
- Masz na myśli Linę? - uniosłem zaskoczony brwi. Założyła z determinacją ręce na klatce piersiowej i patrzyła na mnie zbolałym wzrokiem. - Anja, nie sądzę abym musiał Ci się tłumaczyć ze swojego życia prywatnego.
- Czyli nie. - prychnęła. - Gdybyście byli razem to bez problemu byś się do tego przyznał. Jest tak jak przewidziałam. Ona tam, Ty tutaj. Związek bez przyszłości, o ile związkiem można nazwać wasz romans.
- Romans? - parsknąłem. Aż mną zatrzęsło od środka! - Mówisz tak, jakbym Cię co najmniej zdradził. Przestań robić sceny zazdrości, bo to zaczyna być chore. - odwróciłem się na pięcie ruszając w stronę machającego Andersa. Obok niego stał Kenneth uważnie się mi przypatrując.
- Obydwoje dobrze wiemy, że to nie ma przyszłości! - krzyknęła jeszcze za mną. Nie odpowiedziałem, nie odwróciłem się, nie zareagowałem. Szedłem po prostu przed siebie tłumiąc w sobie wściekłość. Jej bezczelność przerosła wszelkie granice!
- Wszystko w porządku? - zapytał cicho Gangnes pomagając mi załadować rzeczy do bagażnika. Kiwnąłem w odpowiedzi głową, nie mając ochoty na rozmowę na ten temat. Na szczęście Kenneth zrozumiał i jedynie poklepał mnie po ramieniu.
Usiadłem w busie na pojedynczym siedzeniu i włożyłem słuchawki do uszu. "Obydwoje dobrze wiemy, że to nie ma przyszłości!" Jadowity głos Anji rozprzestrzenił się w mojej głowie. Zacisnąłem mocno powieki i pięści próbując się uspokoić. Doskonale wiedziałem, że chciała zasiać ziarenko niepokoju w moim sercu. I cholera jasna udało jej się to!

*

* Perspektywa Liny

Wyszłam z łazienki rozczesując mokre włosy. Kolejny raz tego dnia zerknęłam na wyświetlacz telefonu. Dalej nic. Usiadłam zrezygnowana na łóżku bijąc się z własnymi myślami. Zadzwonić? Napisać? Narzucić się? Prychnęłam pod nosem. Równouprawnienie równouprawnieniem, ale w takim przypadku to facet powinien się starać! Chyba że Ci prawdziwi już wyginęli jak dinozaury.
Położyłam laptopa na kolanach szukając nowych zdjęć i filmików z dzisiejszego konkursu. Obiecałam Psiapsi wszystko co z nim związane zapisywać, ale ... pierwsze co zrobiłam to wpisałam "Daniel Andre Tande". Oczywiście jego fanki były niezawodne, za co w takich momentach byłam im niezmiernie wdzięczna.
Pierwsze co zrobiłam, to włączyłam wywiad który udzielił stacji NRK. Dość młoda dziennikarka zadawała mu pytania, a on z uśmiechem jej odpowiadał. Poczułam ukłucie zazdrości, przez co miałam ochotę trzepnąć się w głowę!
W momencie kiedy odpowiadał na pytania fanów, z zawodem stwierdziłam, że tak na prawdę nic o nim nie wiem. Nie miałam pojęcia czym się interesował poza skokami, czy oprócz Idy miał inne rodzeństwo, kim był jego ojciec, o którym w ogóle nie wspominał, i cholera jasna, nawet nie wiedziałam, czy jest prawo czy lewy ręczny! Nie wiedziałam nic!
- Także panie Tande ... czy jest pan do wzięcia? - z dołujących rozmyśleń wyrwał mnie głos dziennikarki. Nawet nie zauważyłam jak wciągnęłam powietrze i z niecierpliwością oczekiwałam tego, co powie. Bił się przez chwile z myślami, jakby obawiał się, czy może podzielić się tym ze swoimi fanami. A czy w ogóle miał czym?
- Zdecydowanie nie. - posłał jej tajemniczy uśmiech.
Totalnie mnie wcięło. Nie wiedziałam, co mam o tym wszystkim myśleć. Nigdy nie rozmawialiśmy o potencjalnym związku, byliśmy na tą chwilę zwykłymi znajomymi. Ale co, jeśli nie mówił o mnie? Przeczesałam nerwowo włosy chwytając za telefon. I znów to samo! Zadzwonić czy nie?
Zamknęłam oczy licząc do dziesięciu. Po pierwsze, nie powinnam panikować. Nie dalej jak jutro zadzwoni i wszystko wyjaśni. Na pewno tak zrobi! A tymczasem poszukam Wankowi zdjęć z nim w roli głównej. 
Włączyłam więc galerię z konkursu i momentalnie dłoń mi zastygła. Ciśnienie mi momentalnie wzrosło, a panika zaczęła ogarniać ciało. Niepewnie nacisnęłam miniaturkę zdjęcia mając nadzieję, że wzrok robi mi psikusa.
Niestety. Zdjęcie przedstawiało Daniela w towarzystwie uśmiechniętej Anji. A pod spodem widniał podpis "Daniel Andre Tande i jego dziewczyna". Kątem oka zerknęłam na komentarze, pełne radości wobec ich "powrotu", po czym zamknęłam laptopa z głośnym hukiem. Puste "dziękuję" kompletnie nie w jego stylu. Nie odpisywał i nie dzwonił, mimo że wcześniej choć przez chwile znajdywał na to czas. Odciągał w czasie ... odciągał w czasie to, co chciał mi powiedzieć.
Zakryłam usta dłonią tamując szloch, który wydobył się z mojego gardła. Niespodziewanie. Jakby tłumiony od jakiegoś czasu.

***

Co ja to chciałam? A tak! Proszę się na mnie nie gniewać!