sobota, 31 marca 2018

6. To moja siostra geniuszu.

Pjongczang, 14 lutego 2018.

- "All my life I've been good, but now ... I'm thinking what the hell! All I want is to mess around and I don't really care about ..." *  - nuciłam pod nosem mieszając widelcem w sałatce. Całe moje towarzystwo dzisiaj oszalało, więc musiałam w samotności udać się na obiad. Markus zaprosił Katrin na ich pierwszą oficjalną randkę, więc dziewczyna kompletnie zbzikowała. Od rana siedziała w pokoju hotelowym i wraz z pomocą mojej nieocenionej siostry, szykowała się na to wiekopomne wydarzenie. A jeszcze dwa dni temu mówiła, że Eisenbichler jest niedorozwinięty ...
Zresztą Lena też miała wyjść z Andim, w wiadomym tylko mi i jemu celu. Już od samego rana męczył mnie wiadomościami, czy aby na pewno wszystko idealnie zaplanował! Z tego co było mi wiadomo, po serii treningów i obiedzie, skoczkowie dostali od Schustera wolne popołudnie, więc z okazji Walentynek, które prześladowały mnie od północy, Markus i Andi zaprosili dziewczyny do wspólnego spędzenia czasu.
A Wank? Przepadł jak kamień w wodę. Podświadomie wyczuwałam że kombinuje coś głupiego, ale nie miałam ochoty za nim latać.
- "If you love me, If you hate me, You can't save me, Baby, baby ..."* - no cholera jasna! Ja się pytam, który to już raz?! - Eisenbichler, mam nadzieję że masz poważny powód do zakłócenia mojej chwili spokoju, bo w przeciwnym razie takiego kopa Ci zasadzę ... co wy macie do tych moich słuchawek?! - zirytowałam się uderzając dłonią w blat stołu. - Jak nie Psiapsi, to potem Stephan, teraz Ty!
- Wank zwariował. - patrzył na mnie przerażony.
- Powiedz mi coś, czego nie wiem ... - mruknęłam wracając do mojej sałatki.
- Okradł wolontariuszy! - na te słowa momentalnie zastygłam z widelcem w dłoni. Mój Psiapsi złodziejem? Fakt, tego jeszcze w jego repertuarze nie było. Byłam jednak święcie przekonana, że ta ciamajda zrobiła to nieświadomie.
- Co im ukradł? - zainteresowałam się. Markus rozejrzał się niepewnie wokół, po czym nachylił się w moją stronę i wyszeptał jedno słowo. Pięć sekund. Dokładnie pięć sekund zastanawiałam się, czy aby mój własny słuch mnie nie myli, po czym wybuchnęłam głośnym śmiechem. Kilka głów odwróciło się w naszą stronę, ale w tym momencie było mi wszystko jedno.
- To nie jest śmieszne! - pisnął. - Teraz lata po wiosce olimpijskiej i wszystkim to rozdaje życząc Wesołych Walentynek!
- Raczej udanych. - otarłam łzy nie przestając się śmiać.
- Nie byłoby Ci do śmiechu, gdyby uświadamiał Cię na środku drogi tak jak mnie! Myślałem że ze wstydu się spalę! - poskarżył się.
- Ty się i tak ciesz, że nie wpadł na pomysł żeby się przebrać. - ciągnęłam dalej rozbawiona. - Kiedyś widziałam taką reklamę! Facet przebrany za ... a nie, może to był banan ... - zamyśliłam się. Markus wyglądał jakby miał zaraz wybuchnąć.
- Lahm na Boga, weź coś zrób! Napakował mi tym całe kieszenie!
- Biedna Katrin ...
- Lina! - walnął pięścią w stół, na co jedynie wywróciłam oczami. Jak trwoga to do Boga, a jak głupawka Wanka to do Liny! Co ja jestem jakaś Wonder Woman? Wyciągnęłam telefon, po czym wybrałam jego numer. Jeden sygnał, drugi ...
- Psiapsi? Za pięć minut w twoim pokoju. I to migiem! - rozkazałam rozłączając się. - Zadowolony? Swoją drogą powinieneś być mu wdzięczny za to, że chciał Cię zabezpieczyć na każdą ewentualność ...
- Powiedz to Katrin. - prychnął. - Już widzę Wanka jako wisielca na Kole Olimpijskim. - wstał otrzepując niewidzialny kurz. - Idę się tego pozbyć ...
- Miałbyś zawsze zapas. - wzruszyłam ramionami, na co brunet jedynie warknął. - Fakt, znając tego szaleńca to mógł nakłuć każdy egzemplarz ... - mina Markusa była bezcenna!
Zebrałam swoje rzeczy, po czym powoli udałam się pod pokój mojego przyjaciela. Wiedziałam! Po prostu podświadomie wiedziałam, że robił coś głupiego za moimi plecami! Wystarczyło na kilka godzin spuścić go z oczu.
Ku mojemu zaskoczeniu, czekał na mnie na miejscu. Stanęłam na środku pokoju zakładając ręce na piersi, oczekując jakichkolwiek wyjaśnień. Ten jedynie szczerzył się do mnie niewinnie, chowając za plecami jakiś karton.
- Ileś tego wziął?
- Już Ci się poskarżył? - prychnął oburzony. - Zero wdzięczności ...
- Andreas ... - zaczęłam powoli starając się opanować. - ... zrozumiałabym jakbyś zrobił napad na bank, kto wie, może i bym Ci w tym pomogła. Wiesz, Bonnie ... Clyde ... i te sprawy. Ba! Nawet jakbyś zapierniczył dziecku watę cukrową to powiedziałabym, że to w twoim stylu, ale żeby ukraść ... prezerwatywy?! - trzepnęłam go przez ramię.
- Były za darmo!
- Jeszcze raz pytam, ileś tego wziął?! - zirytowałam się. Ten jedynie westchnął ciężko i wyjął zza pleców dość spory karton z nalepką "CONDOMS FOR FREE". No, przynajmniej powiedział prawdę. Zerknęłam niepewnie do środka, gdzie na dnie leżało kilka sztuk ... - Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że to pudło było pełne?
- Noo ... rozdałem to tu, to tam. - podrapał się po głowie. - Ale w pierwszej kolejności pomyślałem o naszych chłopakach i trenerze ...
- Dałeś to Schusterowi? - zrobiłam duże oczy.
- Nie było go ...
- Dzięki Ci Panie! - złożyłam dłonie jak do modlitwy. - W innym przypadku już siedziałbyś w tej superszybkiej kolejce w drodze do Seulu! A ja razem z Tobą z powodu nieupilnowania Cię! - wyrwałam mu karton, po czym usiadłam ciężko na łóżku. - Masz się tego jak najszybciej pozbyć ...
- Przecież to raptem kilka sztuk. - zrobił niewinną minę. - Zresztą, zostawiłem je dla Ciebie ...
- Dla mnie? - zaśmiała się.
- W ramach szkolenia. - wypiął dumnie pierś, po czym rozweselony usiadł obok mnie biorąc jedną sztukę do ręki. Bananowa. Co za ironia losu!
- Psiapsi, zanim zrobisz mi szkolenie na temat, jak mniemam, współżycia, antykoncepcji i zakładania rodziny, przy okazji kompletnie niszcząc moją psychikę, wiedz, że możesz sobie wybrać kolor Koła Olimpijskiego na którym zawiśniesz. - uśmiechnęłam się uroczo. Wank przez chwile analizował moja słowa, po czym obrażony wrzucił prezerwatywę do kartonu. - Także dziękuję za wykład. - podniosłam się.
- Weź chociaż jedną, tak na wszelki wypadek ... - podeszłam do niego, objęłam mocno życząc udanych Walentynek, którymi się jarał niczym pięcioletnie dziecko, po czym wyszłam. Dzisiejszy dzień postanowiłam spędzić sama, chcąc poznać nowe miejsca w tym zimnym, ale jakże uroczym i ciekawym miejscu.
Dlatego też, aby nie wpaść przypadkiem na któregoś z Niemców, lub jedną z naszych zakochanych par, postanowiłam powrócić do bycia incognito. Nie lubiłam nakryć głowy, lecz wyjątkiem była moja czarna czapka z daszkiem. Oczywiście żadnego ciepła w zimie nie dawała, ale przynajmniej trochę zasłaniała mi twarz. Do tego czarne okulary i byłam pewna że nikt ze znajomych mnie nie pozna, w końcu sprawdzałam na Wanku!
Wzięłam do rąk "Olimpijski Przewodnik" Katrin, po czym ruszyłam w podróż życia po olimpijskim mieście. Nie uszłam jednak kilku kroków, gdy wyczułam że ktoś mnie śledzi. Odwróciłam się do tyłu i aż jęknęłam ze wściekłości na widok Psiapsi wskakującego za baner reklamowy , przy okazji ciągnąc za sobą zdezorientowanych Stephana i Karla. Czy oni na prawdę nie potrafią beze mnie żyć?
Wykorzystując małe zamieszanie puściłam się biegiem przed siebie chcąc ich zgubić. Szczęście mi sprzyjało, bo akurat na ulicy trwał mały koreański karnawał, więc czym prędzej wmieszałam się w tłum. Przepychają się pomiędzy ludźmi co chwilę odwracając głowę. W oddali zobaczyłam trójkę, która rozglądała się wokół zdezorientowana. Boczna uliczka była moim wybawieniem, więc przyspieszyłam swoje tempo w tamtym kierunku. I akurat gdy miałam się w niej znaleźć, ktoś bezczelnie chwycił moje ramię. Zszokowana straciłam równowagę i wylądowałam w ramionach napastnika.
- Puszczaj zboczeńcu! - pisnęłam próbując się wyrwać.
- Uspokój się! - usłyszałam znajomy głos. Podniosłam głowę spoglądając na twarz wysokiego chłopaka. - To tylko Ja!
- Tylko Ty? - zironizowałam wściekła. - To nie daje Ci prawa mnie napastować Tande!
- Ja Cię nie napastuje, tylko ratuje! - momentalnie mnie puścił. Oburzona poprawiłam czapkę, która lekko mi się zsunęła. - Uciekasz jakby goniło Cię stado psów, więc myślałem że potrzebna Ci pomoc!
- Sama sobie poradzę. - warknęłam odwracając głowę. Trójka Niemców właśnie przepychała się pomiędzy tłumem. Jeszcze chwila i mnie dostrzegą, a razem ze mną Norwega. Już słyszę te ich komentarze! - Szybko Tande! - złapał go za ramię i zaczęłam ciągnąć w stronę bocznej uliczki.
- I kto tu kogo napastuje? - mruknął opierając się nonszalancko o ścianę. - Dowiem się chociaż przed kim uciekamy?
- Cicho! - syknęłam kładąc na jego ustach dłoń, po czym niepewnie wychyliłam się obserwując co robią skoczkowie. Na całe szczęście poszli w drugą stronę, kłócąc się zawzięcie. Jeden problem z głowy.
- Mówiłem Ci już, że jesteś zabawna? - spytał rozbawiony Norweg mierząc mnie tym swoim tajemniczym wzrokiem. - Czyżbyś zdradzała swojego ukochanego i uciekała na randkę z innym?
- A Twoja ukochana wie, że w drodze na randkę z nią napastujesz inne? - wyminęłam go nawet nie oczekując odpowiedzi. Wiedziałam jednak że tak łatwo nie odpuści i pójdzie za mną.
- Pierwszy zadałem pytanie ...
- Co nie oznacza, że muszę na nie odpowiadać Tande, bo to są zbyt prywatne sprawy. Szczerze powiedziawszy, to my nawet znajomymi nie jesteśmy. - ściągnęłam okulary bo zaczęły mnie irytować. Zresztą i tak zostałam rozpoznana!
- Mylisz się, za dużo przeszliśmy we dwoje. - uśmiechnął się bezczelnie. - Musiałem targać Cię do hotelu na swoim ramieniu, poprawiać sukienkę, aby pół Korei nie widziało twojej czerwonej bielizny ... - wyliczał, a ja stanęłam jak wryta.
- Skąd wiesz zboczeńcu, że miałam czerwoną bieliznę?!
- Z własnej woli pod sukienkę Ci nie zaglądałem. - uniósł ręce w geście niewinności, na co jedynie prychnęłam. Boże, co za wstyd! Obiecuje że już nigdy więcej nie wezmę alkoholu do ust!
Drugi raz dzisiejszego dnia miałam zamiar po prostu go ominąć, lecz w oczy rzuciła mi się scena za jego plecami. Wytrzeszczyłam zszokowana oczy, a on zdezorientowany odwrócił głowę. W tym samym momencie Andreas klękał przed Leną ... kilka metrów od nas!
- Zaraz, zaraz ... przecież ... - zdezorientowany Norweg kręcił głową to w moją to znów w ich stronę, a ja szukałam spanikowanym wzrokiem najlepszej kryjówki. Moim wybawieniem okazał się okazały krzak, którego nazwy nie znałam, więc czym prędzej pociągnęłam tam blondyna. - Czy ja jestem w jakiejś pieprzonej ukrytej kamerze?
- Cicho bądź norweski Wikingu bo nas usłyszą i zniszczymy im tą chwile! - zaczęłam panikować. Wellinger by mi tego nie wybaczył! Zresztą, sama bym sobie nie wybaczyła gdybym zniszczyła własnej siostrze oświadczyny! - No i co się tak na mnie patrzysz? - zirytowałam się, bo Tande rozsiadł się na krawężniku i patrzył na mnie jak na ducha.
- Dziwisz mi się? - na całe szczęście zniżył ton swojego głosu. - Widziałem tą scenę w niedzielę, myślałem że to Ty! Chociaż w sumie ... - zerknął ostrożnie zza krzak gdzie aktualnie ku mojemu wzruszeniu, Lena wtulała się mocno w ramiona Wellingera. - Ta dziewczyna ...
- To moja siostra geniuszu. - pacnęłam go lekko w czoło. - I tak, to ja byłam w niedzielę. Andreas chciał żebym oceniła pierścionek i go zmierzyła. Ot cała historia! To nie powód żeby ...
- Siostra? To twoja siostra? - przerwał mi uśmiechając się szeroko.
- Bliźniaczka. - podkreśliłam. Tande najpierw wpatrywał się we mnie, analizując coś w tej swojej tlenionej łepetynie, po czym wybuchł głośnym śmiechem. Spanikowana zerknęłam na świeżo upieczonych narzeczonych, ale na szczęście szli w tylko im znaną stronę. Kamień spadł mi z serca. - Przymknij się Tande! - zrugałam go, bo ludzie zaczęli się na nas dziwnie patrzeć, a ten rozkręcił się na dobre! Prawie leżał trzymając się za brzuch! Próbowałam nawet zatkać mu usta dłońmi, ale po chwili nie wytrzymałam i sama zaczęłam się śmiać. Jego śmiech przypominał śmiech foki! Dosłownie leżeliśmy plecami na chodniku obok siebie zachodząc się jak para wariatów. On z niewiadomego mi powodu, ja z jego odgłosów.
Nad nami stanęła para starszych Koreańczyków obdarzając sympatycznymi uśmiechami. Powiedzieli coś, czego oczywiście nie mogliśmy zrozumieć, po czym kobieta podała mi jakieś pudełeczko i wskazała na Norwega. Wzięłam niepewnie do ręki, a oni odeszli machając do nas.
- Co to? - zainteresował się Tande ocierając łzy.
- Prawdopodobnie wypis do psychiatryka. - wytknęłam mu język, po czym podniosłam metalowe wieczko. Okazało się że to były zwykłe czekoladki w kształcie serduszek.
- Pokój bez klamek tylko z Tobą? - uniósł brew ku górze. - Zapowiada się ciekawie ...
- Zboczeniec, norweski zboczeniec ... - mruknęłam podnosząc się z chodnika. Po chwili i on zrobił to samo. Otrzepałam tyłek i pociągnęłam nosem. Nawet nie zauważyłam, kiedy zrobiło się zimniej.
- Masz ochotę na coś ciepłego? - spytał poprawiając swoją czapkę. Spojrzałam na niego zaskoczona. - Kawa? Herbata? Zresztą, najlepiej chodźmy coś zjeść. - pociągnął mnie za nadgarstek.
- Przepraszam Cię bardzo, ale nie pamiętam żebym się zgadzała. - zauważyłam, ale szłam grzecznie obok niego. Było mi chyba zbyt zimno żeby protestować.
- Zanim byś się zastanowiła to nosek by Ci odpadł. - trącił go palcem. Nie wiedzieć czemu, ale zarumieniłam się na ten gest, więc jedynie spuściłam głowę. - Może masz ochotę na koreańską kuchnię? Byliśmy z chłopakami w świetnej knajpce ...
- Dobrze się składa, bo akurat dzisiaj miałam zamiar poznawać uroki Pjongczang. - wzruszyłam ramionami. Przez chwile szliśmy w ciszy obserwując wystawy pełne serduszek i zakochane pary. Czułam się lekko skrępowana, bo mimo iż uważałam to święto za sztuczne, to towarzystwo Norwega mogło zostać źle zinterpretowane przez innych. Przykładem była para sympatycznych Koreańczyków ...
- To tutaj. - otworzył drzwi, po czym przepuścił mnie w nich uprzejmie. Znaleźliśmy się w przytulnej knajpce w której ... siedziało się na specjalnych poduszkach, na podłodze! Przy niskich uroczych stoliczkach. Uśmiechnęłam się na ten widok, co nie uszło uwadze zadowolonego Norwega. Przed pani pojawił się młody Koreańczyk z szerokim uśmiechem!
- Goście! - zawołał łamanym angielskim. - Zakochani!
- Nie, nie ... my nie ... - zaczęliśmy się tłumaczyć, ale on nadal wpatrywał się w nas z "wyszczerzem".
- Zakochani, zakochani ... - powtarzał każąc nam machnięciem ręki iść za nim. Spojrzeliśmy po sobie rozbawieni, ale grzecznie podążyliśmy w jego stronę. Dostaliśmy stolik pod ścianą i karty do rąk. Koreańczyk odszedł do innych klientów, ale bacznie nas obserwował kątem oka.
- Będziesz mi musiał pomóc ... - zaśmiałam się. - Byłeś już tutaj, a mi te nazwy nie mówią kompletnie nic.
- My zamówiliśmy ... Kimchi? - nie odrywał wzroku od karty. - Ale ostrzegam, to jest bardzo ostre.
- Ale nie ma w tym żadnych surowych ryb, morskich owoców i tym podobnych azjatyckich przysmaków? - spytałam niepewnie, a on spojrzał na mnie zaskoczony. - Ani psów czy kotów? - szepnęłam.
- Same warzywa. - zaśmiał się. - Nie lubisz owoców morza? - pokręciłam jedynie przecząco głową. Aż mnie otrzepało na samą myśl. - A próbowałaś w ogóle?
- Umm ... nie. I wiem co powiesz! - przerwałam gdy już otwierał usta. - Moja mama powtarza mi te teksty od małego. Ale mnie na sam widok mdli. - skrzywiłam się. - Niech będzie to Kimchi. - Tande zawołał Koreańczyka i przez chwile dyskutował z nim składając zamówienie. Ja w tym czasie z zaciekawieniem rozglądałam się wokół, zauważając że większość gości dzisiaj to pary.
- Dowiem się wreszcie? - usłyszałam głos Norwega, więc zaskoczona na niego spojrzałam. - Jak masz na imię. I tym razem na prawdę mnie to interesuje.
- Lina. - zaśmiałam się.
- Lina ... - powtórzył ukazując ten swój zniewalający uśmiech. - To niesamowite, że masz siostrę bliźniaczkę. Nigdy bym na to nie wpadł ... - pokręcił głową.
- Andi też na to na początku nie wpadł. - uśmiechnęłam się na samo wspomnienie. Wolałam pamiętać pozytywne aspekty wydarzeń sprzed czterech lat.  - Z kolei Wank wrzeszczał na pół Soczi dlaczego Lena dała się sklonować. - zaśmialiśmy się. - Tylko Wellinger potrafił nas bez problemu odróżnić bo ...
- Macie inny kolor oczu. - przerwał Tande, a ja wpatrywałam się w niego kompletnie zszokowana. - Znaczy, na pierwszy rzut oka każdemu może się wydawać, że są niebieskie, ale Twoje są intensywniejsze, jak ... - nie dokończył bo akurat nadeszło nasze zamówienie.
Zajęliśmy się jedzeniem, które rzeczywiście okazało się być ostre. Tande bez słowa podał mi szklankę wody, na co podziękowałam uśmiechem. Przez cały czas w głowie miałam jego słowa na temat moich oczu. Momentalnie przypomniała mi się niedzielna rozmowa z Wellingerem! Tamte słowa o oświadczynach były ironiczne bo byłam święcie przekonana, że na świecie jest tylko jedna osoba, która zauważa ten detal. Norweg zachwiał moją pewność siebie ... kolejny raz!
- Ty i Wank ... - zaczął Tande wpatrując się intensywnie w swój talerz. - Jesteście ...
- Przyjaciółmi. - zagryzłam wargę czując dziwną satysfakcję z powodu tego, o co chciał zapytać. - Chociaż Markus powiedziałby Ci, że jestem jego opiekunką bądź pielęgniarką. Chyba jako jedyna jako tako potrafię nad nim zapanować.
- Z twoim charakterem to nie dziwne. - puścił mi oczko.
- Ej! - pogroziłam mu widelcem. - Masz problem z moim charakterem?
- Uwierz mi, jestem jego fanem. - zaśmialiśmy się. Do stolika znów podszedł Koreańczyk i położył przed nami talerz z ... czymś ciemnym. Zmarszczyłam w skupieniu czoło. - A teraz się okaże, czy rzeczywiście jesteś tak odważna, na jaką się kreujesz.
- Nie wezmę tego do ust ...
- Po prostu zamknij oczy i ... zaufaj mi. - spojrzał mi w oczy. Jeszcze przez chwile się sprzeciwiałam, ale Tande był zbyt uparty. Dla świętego spokoju przymknęłam powieki i uchyliłam usta. Po chwili poczułam jak wkłada mi ten przysmak do buzi. Poczułam dziwny smak ale ... dość przyjemny. Żadnego odruchu wymiotnego. - I jak?
- Hmm ... na pewno nigdy tego nie jadłam ...
- Bo to suszone wodorosty. - oznajmił, po czym zaśmiał się z mojej miny. - Chociaż uważam że smakowały Ci bo były z mojej ręki.
- Tak sobie wmawiaj ...
Po godzinie wyszliśmy z knajpy odprowadzeni pod same drzwi przez sympatycznego Koreańczyka, który nadal powtarzał : "Zakochani, zakochani ...". Od razu kroki skierowaliśmy w stronę mojego hotelu.
- Swoją drogą, czemu sam wybywasz na miasto? - zainteresowałam się. - Nie powinniście wychodzić stadem, jak to powiedział Schuster do tych swoich sierot?
- Każdy potrzebuje chwili samotności. - wzruszył ramionami.
- Ja za swoją chwile samotności musiałam przypłacić zadyszką. - mruknęłam, lecz czując jego pytający wzrok rozwinęłam myśl. - To przed chłopakami uciekałam. Wank panikuje jak nadopiekuńcza matrona, Stephan za bardzo bierze sobie do serca fakt, że jest dla mnie i Leny jak starszy brat, a Karl ... biedny Karl raczej nie miał wyjścia. Krótko mówiąc śledzili mnie.
- Też bym Cię pilnował. - zauważył obserwując mnie. Zerknęłam na niego czując w brzuchu stado motyli. Boże, co się ze mną działo! Jednak moje opanowanie przyszło zaskakująco szybko ... bo potknęłam się na jakimś kamieniu! I gdyby nie spostrzegawczość Norwega, leżałabym jak długa na chodniku. - Wszystko w porządku? - zapytał podtrzymując mnie.
- Tak, tak ... - szepnęłam. - Przepraszam.
- Za co? - uśmiechnął się, po czym przykucnął, coś podnosząc. - Coś Ci wypadło ... - włożyłam ręce do kieszeni, ale raczej wszystko było na swoim miejscu. Widząc jednak co zaskoczony Tande podnosi, myślałam że spalę się ze wstydu ... Wank już nie żyje!
- Ja go zamorduje ... - jęknęłam zakrywając twarz dłońmi.
- Kogo? - zapytał rozbawiony.
- Wanka? Uwierzysz że zapieprzył wolontariuszom cały karton prezerwatyw tłumacząc się tym "że są za darmo"? - spytałam niepewnie. - Bo ja Markusowi z początku nie chciałam uwierzyć ... - i to właśnie była moja kara!
- Ach, te ... widziałem kartony u nas w hotelu. - wzruszył ramionami.
- Boże, jaki wstyd ... - jęknęłam wyrywając mu i chowając do tylnej kieszeni spodni. - Ten kretyn musiał mi wrzucić na złość, kiedy kazałam mu się tego pozbyć.
- W Soczi też były. - uśmiechnął się. - Daj spokój, nie musisz się tłumaczyć. - niespodziewanie objął mnie ramieniem, co wywołało dreszcz na moim ciele, po czym pociągnął za sobą. Chyba byłabym skończoną idiotką gdybym się wyrwała! Zresztą, przynajmniej było mi cieplej. - Będziesz jutro na treningu? - spytał po chwili ciszy.
- Hmm ... właściwie to nie wiem. - przyznałam. - Miałyśmy z dziewczynami zrobić sobie babski wypad do Seulu, a pojawić się dopiero na kwalifikacjach. Ale w tym towarzystwie plany zmieniają się z prędkością światła. - machnęłam ręką. - Czemu pytasz?
- Kazałaś mi poprawić skoki, dobrze byłoby gdybyś przypilnowała tego osobiście. - zauważył, a ja spłonęłam rumieńcem. Jak dobrze że był już wieczór i nie mógł tego dostrzec. - Ale kwalifikacje też mogą być.
- Czy ty właśnie szukasz sobie wiernej fanki? - zażartowałam, na co nachylił się nad moim uchem i wyszeptał "Byłoby miło", po czym otworzył drzwi prowadzące do hotelu. Weszłam do środka na sztywnych nogach, tak działał na mnie ten człowiek! Nawet już nie mogłam sama przed sobą tego ukrywać! - Nie musisz mnie odprowadzać pod pokój ... - zauważyłam, chociaż miałam wielką nadzieję, że nie odwróci się na pięcie zostawiając mnie w holu.
- Dżentelmen odprowadza damę pod same drzwi. - wypiął dumnie pierś, na co uśmiechnęłam się szeroko i wskazałam mu drogę. Szliśmy po schodach rozsuwając swoje kurtki, bo gorąc który w nas uderzył po wejściu do środka, był chyba przesadzony. Ja rozumiem że na zewnątrz był mróz, ale taki szok termiczny wcale zdrowy nie był. Na moim piętrze panował półmrok, mimo że godzina była jeszcze młoda.
- To tu. - oznajmiłam wskazując na drzwi. Tande pokiwał głową mierząc je spojrzeniem, po czym utkwił swój intensywny wzrok na mnie. - Także ... - odchrząknęłam opierając się plecami o ścianę.
- Było miło. - uśmiechnął się.
- Tak, bardzo. - szepnęłam. To niesamowite, ale słyszałam bicie własnego serca w tym momencie. Mój oddech przyspieszył, aż musiałam zagryźć dolną wargę, żeby to ukryć. Jednak Norweg to zauważył skupiając wzrok na moich ustach ... niech on już stąd idzie, bo inaczej zwariuje!
- Lina ... - szepnął.
- Zrób to Daniel ... zrób zanim Wank ... - nie dokończyłam bo w niecałą sekundę później poczułam jego cudowne usta na swoich. Jęknęłam zaskoczona intensywnością tego dotyku, po czym objęłam dłońmi jego szyję. Byłam w pułapce pomiędzy ścianą, a jego ciałem przyciśniętym do mojego, ale to tylko uwolniło stado motyli, które od kilku dni dawały o sobie znać w towarzystwie Norwega. A jak cudownie on całował! Myślałam że zwariuje, gdy nasze języki wreszcie odnalazły drogę po to, aby się spotkać. Mimowolnie stanęłam na palcach, aby mieć lepszy dostęp do jego włosów w które wplątałam jedną z moich dłoni. - Daniel ... - jęknęłam czując jak przenosi swoje usta  na moją szyję. Moją jedyną myślą w tym momencie było to, w której kieszeni znajdowały się klucze do pokoju ...
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy jaki masz seksowny głos gdy wypowiadasz moje imię. - szepnął przykładając swoje czoło do mojego. Przez chwilę spoglądaliśmy sobie w oczy, po czym delikatnie musnął moje usta. O ile tamten pocałunek był intensywny, tak ten, niczym dotyk motyla, wywołał we mnie jeszcze większe emocje. Poczułam jak jego dłoń powoli zsuwa się po moich plecach w dół. Przez cały ten czas spoglądał mi w oczy i muskał usta. Zadrżałam gdy jego dłoń dotknęła moich pośladków, po czym ostrożnie wsunęła się do tylnej kieszeni spodni. W miejsce gdzie schowałam prezent od Wanka. Zadrżałam, lecz on nie cofnął ręki. Jedynie patrzył mi głęboko czekając na odpowiedź na to nieme pytanie. Już miałam kiwnąć głową, lecz niestety ... to co piękne szybko się kończy. Drzwi na przeciwko otworzyły się z hukiem, a w progu stanął wściekły Wank ...

***

* Całe życie byłam dobra, ale teraz myślę ... Co, do diabła? Wszystko czego chcę to się nieco zabawić. I naprawdę nie dbam o to ... / * Jeżeli  mnie nie kochasz, Jeżeli mnie nienawidzisz, nie możesz mnie uratować Kochanie ...

(Lina Lahm)

Szczerze mówiąc, pierwotnie Wanki miał być bohaterem drugoplanowym, ale czytając wasze komentarze, doszłam do wniosku, że jest on popularniejszy niż Lina z Danielem :) Chociaż osobiście muszę przyznać, że sceny z naszą bliźniaczką i jej Psiapsi pisze mi się najlepiej. Nawet się śmiałam że sparowałam ją ze złym skoczkiem! Zostaje mi mieć nadzieję że jego dzisiejsze show i "prezent" przypadł wam do gustu :) Przypominam, że jest pierwsza część tej historii, w rolach głównych występują Lena z Andim, gdzie Wanki jest ... po prostu "sobą" haha. Tyle że bez Liny, ale zapraszam serdecznie jeśli ktoś jeszcze nie czytał i jest zainteresowany : lazurowe-spojrzenie :)

Daniel poznał prawdę, tak jak sobie tego życzyłyście :) I cóż ... oceńcie same!

WESOŁYCH ŚWIĄT MOJE DROGIE CZYTELNICZKI!

środa, 28 marca 2018

5. Orkan Lahm.

* Perspektywa Daniela

Wszedłem z powrotem do domku ogarnięty wyrzutami sumienia. Skłamałem dla jej dobra bo nie chciałem, aby paliło ją to samo uczucie co mnie. Zdawałem sobie sprawę, iż dziewczyna nie będzie pamiętała tego pocałunku, ale gdzieś podświadomie miałem nadzieję, że ten niewinny gest cokolwiek będzie dla niej znaczył. Bo przecież gdy człowiek jest pod wpływem alkoholu, robi się odważniejszy, a na świat wychodzą rzeczy, które skrzętnie w sobie skrywa. Chociaż na co ja liczyłem ... przecież była tak pijana, że ledwo trzymała się na nogach! A jej dzisiejsza, przerażona mina, utwierdziła mnie tylko w tym, aby lepiej trzymać się od niej z daleka. Miała narzeczonego, którego osobiście bardzo lubiłem i szanowałem, a nasze przypadkowe spotkania jedynie robiły zamęt, szczególnie w mojej głowie.
Jednak spokoju nie dawały mi dwie rzeczy. Po pierwsze, zdziwiony byłem faktem że to nie Andreas zszedł po dziewczynę, tylko Markus ze Stephanem. Zresztą, gdybym ja był na jego miejscu, raczej nie byłbym zadowolony z tego, iż moja dziewczyna baluje z moim przyjacielem. No i druga rzecz ... pierścionek. Nieświadomie spojrzałem wczoraj na jej dłonie, jak i dzisiaj. Brak jakiegokolwiek ozdoby. A przecież kobiety, szczególnie po oświadczynach, z dumą noszą pierścionki chwaląc się tym na lewo i prawo ...
- Daniel! - oderwałem się ze swoich myśli na dźwięk zirytowanego krzyku Andersa. - Mówię do Ciebie i mówię, a Ty się patrzy w te swoje narty jak sroka w gnat! - tupnął nogą dla podkreślenia swojego zdenerwowania.
- Wybacz. - mruknąłem poprawiając włosy. - Zamyśliłem się.
- Żaden ze mnie Sherlock Holmes, ale akurat tego się domyśliłem. - ach i po cóż ta ironia. - Pytałem co takiego wczoraj zgubiłeś, że ta dziewczyna musiała się tutaj fatygować.
- Zgubiłem? - spojrzałem na niego zaskoczony.
- Noo ... mówiła, że coś zgubiłeś ... - patrzył się na mnie wzrokiem prokuratora, analizując coś w tej swojej z lekka za dużej, jak na swoje gabaryty, główce. - Czy ja o czymś nie wiem? Czy ty sobie urządzasz schadzki z dziewczyną Wellingera?
- Narzeczoną.
- Tande! - krzyknął oburzony, po czym zerknął niepewnnie w stronę drzwi. Na całe szczęście byliśmy sami z w domku. - Czyś ty oszalał?!
- Przepraszam Cię bardzo, ale czy ja wyglądam na takiego, który romansuje z zaobrączkowanymi kobietami? - zapytałem wskakując kciukami na moją skromną osobę. Ten zdradziecki krasnal nie odpowiedział, a jedynie uniósł brew ku górze. - Dzięki Fannemel, nie ma to jak wiara własnych przyjaciół ...
- Bo widzę jak na nią patrzysz? - odpowiedział jakby retorycznym pytaniem. Dobre sobie, niby co takiego złego jest w moim spojrzeniu? Dziewczyna jest ładna, no ok, bardzo ładna, więc moje męskie oko ma prawo to docenić, prawda?
- Nikt mi nie zabroni patrzeć. - warknąłem.
- I oby na tym się skończyło. - mruknął biorąc do ręki swój kask. Na chwilę zapadła pomiędzy nami cisza, ale wiedziałem, że Fannis długo nie wytrzyma. I nie myliłem się ... - Podoba Ci się, prawda?
- Jest ładna. - wzruszyłem ramionami.
- Wokół są dziesiątki ładnych dziewczyn, wolnych, ale jakoś na żadną z nich nie zwracasz uwagi ... - fakt, taka była prawda. Ale żadna z nich nie była tak charyzmatyczna jak Niemka. - A może po prostu brakuje Ci kobiety? Niedługo minie rok odkąd zerwaliście z Anją, od tamtej pory nie miałeś nikogo ...
- Daj spokój Fannis. - jęknąłem biorąc do ręki narty. - Myślisz że jestem aż tak zdesperowany? Miała wyrzuty sumienia, więc przyszła i podziękowała, koniec tematu. - zirytowałem się, po czym opuściłem pomieszczenie. Nie miałem ochoty rozmawiać na ten temat. Zresztą, nie było o czym. Bo ile ja ją znam? Kilka dni? Podoba mi się jako kobieta, w końcu ślepy nie jestem, ale to nie powód, żeby snuć jakieś insynuacje! Pocałowała mnie? Też mi coś, zwykły całus którymi obdarzają się dzieciaki w przedszkolu. Ona nawet o tym nie pamięta, a ja nie mam zamiaru wyprowadzać jej z błędu. Bo i po co?
Szedłem w stronę wyciągu już w lepszym humorze. Trwał trening, a ja już od kilku minut powinienem być na górze. Wyrzuty sumienia zdusiłem w zarodku, a przynajmniej tak mi się wydawało ...
- Daniel! - usłyszałem za sobą gdy już miałem wygodnie rozsiąść się na wyciągu. Obejrzałem się za siebie dostrzegając Wellingera. W ostatnim czasie jestem tak otoczony ironią, że to aż niesmaczne. Przełknąłem ciężko ślinę, ale zaczekałem cierpliwie na Niemca. - Hej! Dzięki że zaczekałeś. - przywitał się ze mną. - Razem to zawsze lepiej ... - zaśmiał się gdy zajmowaliśmy miejsca.
- Prawda. - odchrząknąłem. - Jak tam po świętowaniu? - zagadnąłem.
- A dobrze, dobrze ... - szeroki uśmiech nie schodził mu z twarzy. - Oczywiście nie mogliśmy poszaleć, ale spokojnie, odrobię to po przyjeździe do Niemiec. Jakieś większe przyjęcie dla rodziny i znajomych ...
- Jeszcze raz gratuluję. Skłamałbym gdybym powiedział, że nie zazdroszczę. - Andi jedynie poklepał mnie po ramieniu. - Podejrzewam jednak że apetyt na kolejne zwycięstwo jest?
- I to jaki! - zaśmiał się. - Chciałbym powtórzyć sukces Kamila, chociaż zdaję sobie sprawę jakie to trudne. Rozmawiałem z nim wczoraj i zgodnie stwierdziliśmy że owszem, bycie Mistrzem Olimpijskim to świetna sprawa, ale i większa presja oraz męczące zainteresowanie mediów ... chwila radości, a potem obowiązki. - westchnął. Cóż, miałem nadzieję że kiedyś będzie mi dane tego posmakować.
- Tak, pewnie nie masz czasu na chwile prywatności? - zapytałem zanim ugryzłem się w język. Sam sprowadzałem tą rozmowę na niebezpieczne tory!
- Źle nie jest. - uśmiechnął się tajemniczo. - Mam grupę bliskich, którzy mnie wspierają i odwracają myśli od skoków, a to bardzo potrzebne. A ty? - spojrzał na mnie z zaciekawieniem. - Przyjechał ktoś z Norwegii trzymać za Ciebie kciuki?
- Moja matka i siostra będą tu w czwartek. - odpowiedziałem po chwili ciszy, bo prawda była taka, że kompletnie o tym zapomniałem!
- Moja niestety nie może, tak jak i siostry. Olimpiada olimpiadą, ale praca i te sprawy ... - westchnął ciężko. - Ale na szczęście mam przy sobie moją Lenę, która zastępuje mi całą chmarę kibiców. - jego twarz momentalnie rozjaśnił tajemniczy blask, a moje wyrzuty sumienia dały o sobie znać. Niech to szlag!
- Długo się znacie? - serio Tande? Tak bardzo Cię to interesuje? Nie ma na tym świecie innych tematów do rozmowy tylko narzeczona Wellingera?
- Poznaliśmy się w Soczi. Przyjechała tam praktycznie z nie swojej woli, dlatego śmiejemy się że to musiało być przeznaczenie ... - oh jak słodko, zaraz mnie zemdli! - I cóż, jesteśmy razem cztery lata, chociaż nie powiem, ale czasami bywa ciężko. Moja kariera, jej studia ...
- Jeśli waszym przeznaczeniem jest bycie razem, to będziecie, mimo wszystko. - odpowiedziałem. Filozof się znalazł ... miałem ochotę trzepnąć się w ten zakuty łeb!
- I ja tak uważam. - dodał, po czym dojechaliśmy na miejsce. Zabraliśmy narty i żwawym krokiem udaliśmy się do pomieszczenia dla skoczków. Tam, zobaczywszy Johanna, pożegnałem się z Andim, po czym z ulgą usiadłem obok kumpla. Młody zmierzył mnie uważnym wzrokiem, ale nie odezwał się ani słowem. I chwała mu za to!

***

Pjongczang, 13 lutego 2018.

Dzisiaj stwierdziłam jedną rzecz. Pechowy trzynasty nie jest tylko w piątek! A może po prostu ta liczba zrobiła nam psikusa i zaprzestała być omamem tylko pod koniec tygodnia? Może będzie nas straszyć każdego trzynastego dnia miesiąca? Nie żebym kiedykolwiek wierzyła w przesądy, przyjaźń z Wankiem nie kiedy miała różne oblicza pecha, ale dzisiejszego dnia cały świat był przeciwko mnie!
Z samego rana ta ciamajda Wank, a jakże inaczej, wylał na mnie sok porzeczkowy podczas śniadania. Na moją ukochaną białą koszulkę! Później zacięła się winda. Niewinnie dodam, iż byłam wówczas w środku z Katrin, która miała pierwsze oznaki klaustrofobii. Z całego tego przerażenia uroczyście przysięgła pogodzić się z Eisenbichlerem który, o ironio losu, okazał się bohaterem, który nas uratował. Do końca życia zapamiętam wyraz jego twarz, gdy ta rzuciła mu się w ramiona. Kolejni zakochani. Mdli mnie!
Później nie mogłam znaleźć skarpetki do pary, wycisnęłam za dużo pasty do zębów, spadła mi prostownica, która nadawała się w tym momencie do wyrzucenia, przez Wanka rozbiłam szklankę ... która tak na prawdę w szale mojej wściekłości miała rozbić się na jego łepetynie. Zresztą sam się o to prosił!
- Lina? - wsadził głowę między drzwi i z politowaniem przyglądał się moim próbom zrobienia warkocza. Dodam jeszcze, że ten zdrajca oznajmił wszystkim, iż po hotelu krąży "orkan Lahm" i lepiej się do mnie nie zbliżać. - Potrzebujesz faceta, a szczególnie jego jednej, dość ważnej dla ludzkości części ciała ...
- WANK!!! - wrzasnęłam, a ten pacan w ostatniej chwili zamknął drzwi, o które rozbiła się szklanka.
Usiadłam na łóżku zakrywając twarz dłońmi, po czym zaczęłam powoli liczyć do dziesięciu. Kompletnie nie rozumiałam co się ze mną działo. Od wczoraj wszystko leciało mi z rąk i irytowało!
Popołudniu chłopaki zaproponowali nam obejrzenie zmagań skoczkiń. Szczerze powiedziawszy nigdy nie byłam na zawodach dla pań, więc jedynie ta perspektywa mnie skusiła. Trochę pożałowałam na miejscu, ponieważ był siarczysty mróz, a ja nie czułam wręcz twarzy! Stephan okręcił mnie szalikiem niczym bałwana i zaproponował swoje ramiona. Która by nie skorzystała?
Jakie były moje wrażenia? Byłam przerażona! Zawsze kojarzyłam ten sport jako typowo męski, po prostu sama stawiałam się na miejscu tych dziewczyn i nie wyobrażałam sobie, że mogłabym w ogóle spróbować. Może to tchórzostwo, ale aż mnie otrzepywało gdy co jakiś czas któraś upadała. Nieprzyjemny widok.
- Nie czuję nosa. - mruknęła Katrin, którą obejmował Markus. Szczerze powiedziawszy jeszcze nie mogłam przyzwyczaić się do tego widoku. Nie żebym nie cieszyła się ich szczęściem, ale było dziwnie bez ich kłótni.
- A ja twarzy ... - dodałam, ale powątpiewałam w to czy ktokolwiek zrozumiał sens moich słów spod tego szalika.
- A co mają powiedzieć te dziewczyny na górze! - prychnął Wank, na co miałam ochotę kopnąć go w ten kościsty tyłek. Wkurzał mnie dzisiaj niemiłosiernie! - Swoją drogą, szkoda że żadna z was nie pomyślała o uprawianiu tego sportu.
- Wystarczy że przebywamy w waszym towarzystwie. - warknęłam. - Czasami mam wrażenie że i to za dużo ...
- Jesteś tchórz i tyle!
- Ja tylko ostrzegam ... - pogroziłam mu palcem. - Jeszcze jedno słowo, a dostaniesz za siebie, za tą pogodę, za trzynastego i  ... - zacięłam się bo ten kretyn poruszał ustami z których wyczytałam trzy słowa : "I za Tande". Zmrużyłam wściekle powieki i odwróciłam się od niego tyłem. Nie miałam zamiaru dyskutować z nim na ten temat, szczególnie przy wszystkich. Temat Wikinga był kompletnie zamknięty! Wyjaśniłam z nim wszystko co chciałam, teraz pora skupić się na wspieraniu naszych rodaków. Bo właśnie po to tu przyjechaliśmy.
Po powrocie do hotelu wzięłam gorącą kąpiel, po czym wskoczyłam pod kołdrę. Nie dane mi jednak było nacieszyć się samotnością, bo już po chwili wskoczyła obok mnie Lena z laptopem na kolanach. No tak, kompletnie zapomniałam! Umówiłyśmy się z rodzicami na rozmowę przez Skype'a.
Po chwili na ekranie zobaczyłam uśmiechnięte twarze naszych staruszków ...
- Witam moje Walentynki. - wyszczerzył się tata, na co wywróciłam oczami. Zapomniałam że już za dwie godziny zacznie się to najbardziej sztuczne święto w całym roku. - Co słychać? Jesteście grzeczne? - tu oczywiście zerknął na mnie ... bardzo śmieszne.
- Tak tatusiu, JESTEM grzeczna. - podkreśliłam na co mama i siostra jedynie się zaśmiały.
- Nawet nie wiesz kwiatuszku jak się cieszę. - puścił mi oczko obejmując żonę. Kochałam ten widok najbardziej na świecie. Moi rodzice, tyle lat ze sobą, a nadal zapatrzeni w siebie jak pierwszego dnia. Jak Lena z Andim ...
- Słyszałam w wiadomościach, że jest bardzo chłodno. - zaczęła mama. - Nie przeziębiłyście się? Ubieracie się ciepło?
- Do tej pory jest w porządku. Pogoda daje nam w kość, szczególnie tak było podczas pierwszego konkursu, ale jak sami widzieliście nie wyszło nam to na złe. - uśmiechnęła się Lena i tutaj nastąpiła dyskusja o zwycięstwie Andiego, który był ulubieńcem moich rodziców. Sama na chwilę się wyłączyłam bo nie miałam nic ciekawego do dodania.
- Lina? Andi nie przedstawił Ci żadnego kolegi? - tata poruszał śmieszne brwiami.
- Znam wszystkich kolegów Wellingera. - zaśmiałam się. - I nie licz na to, że któregokolwiek przedstawię Ci jako zięcia. Jeden skoczek narciarski w rodzinie, szczególnie Mistrz Olimpijski, jest wystarczający. - i tak wszystkie nasze rozmowy, gdy odwiedza nas ta Fioletowa Krowa, kończyły się na dyskusjach o tym sporcie. Nawet mama się w to wciągnęła!
- Oj tam. Jutro Walentynki i ...
- Doskonale wiesz, co sądzę o tym dniu. - przerwałam mu. - Po za tym, to Ty jesteś moją jedyną Walentynką. Tak zawsze było, jest i będzie!
- Słyszałaś kochanie? - zwrócił się do rozbawionej mamy. - Jakbym Ciebie słyszał ponad dwadzieścia lat temu. Wszyscy mówią że Lina ma mój charakterek, a tu proszę, cała mamusia! Zobaczysz ... - pogroził mi. - Odwołasz to jak tylko na twojej drodze stanie tak zjawiskowy chłopak jak ja. Skoro twoja uparta matka zmieniła zdanie to i Ciebie to czeka!
- Tatuś, nie ma drugiego takiego jak Ty. - uśmiechnęłam się, na co on udał że wyciera łzę wzruszenia.
Porozmawialiśmy jeszcze chwilę na różne błahe sprawy, po czym rodzice się rozłączyli. U nich było wczesne popołudnie, a nam niestety zamykały się oczy ze zmęczenia. Przekazali jeszcze pozdrowienia dla Andiego i kazali życzyć mu, jak i całej drużynie, powodzenia.
Wybiła północ, a ja przewracałam się z boku na bok nie mogąc zasnąć. Dzisiaj moją siostrę czekał najpiękniejszy dzień w życiu. Oświadczyny Wellingera. To niepojęte że minęło już cztery lata od ostatnich Igrzysk! Ileż to się zmieniło od tamtych dni. Szczególnie ja się zmieniłam ... Ile to złych i dobrych chwil wydarzyło się w tym czasie. Szczególnie w pamięci utkwił mi pierwszy poważny kryzys Andiego i Leny ...

*

Monachium, 18 marca 2015.

Tego dnia wróciłam do domu kompletnie wykończona i jedyne o czym marzyłam to moje ukochane łóżeczko. I zdecydowanie coś do jedzenia! Studia to jednak nie są przelewki, a fakt że wybrałyśmy z Leną inne kierunki wcale mi nie pomagał. Przez całą naszą wcześniejszą edukację mogłam na nią liczyć, ale teraz nasze drogi się rozeszły. Ona wybrała Prawo, ja z kolei skupiłam się na Filologii Angielskiej. Już teraz, podczas drugiego semestru ledwo ciągnęłam nogę za nogą, a marzyła mi się jeszcze Hispanistyka! Dla osoby, która ledwo potrafi usiedzieć w miejscu, kilkugodzinne wykłady to katorga!
Uważnym wzrokiem zeskanowałam zawartość lodówki, po czym zdecydowałam się na musli z naturalnym jogurtem. Usiadłam więc wygodnie na krześle barowym i zanurzyłam łyżkę w moim posiłku ...
- Lino, na litość Boską, zaraz będzie obiad! - podskoczyłam przestraszona słysząc oburzony głos Grety, naszej gosposi, a zarazem członka rodziny. Razem z Leną traktowałyśmy ją jak babcię, której nigdy nie miałyśmy szansy poznać. Zresztą i my byłyśmy dla niej jak wnuczki ...
- To tylko jeden mały jogurcik? - zrobiłam minę niewiniątka co zawsze na nią działało. Dziwne że rodzice nigdy się na to nie łapali ... Greta jedynie westchnęła i usiadła na przeciwko mnie. - Coś się stało?
- Rozmawiałaś ostatnio z Leną?
- Hmm ... - zamyśliłam się. Prawda była taka, że przez ostatni tydzień mijałyśmy się w drzwiach. Ostatnia nasza konwersacja, dokładnie trzy dni temu, była na temat zaginionej szczoteczki do zębów. - Raczej nie było okazji, zresztą ona żyła tym wyjazdem do Finlandii ...
- Który nie doszedł do skutku. - przerwała mi. Zastygłam z łyżką przed otwartymi ustami, po czym odwróciłam się w stronę kalendarza. - Dzisiaj w południe miała mieć samolot. Ale rano usłyszałam jak kłóci się z Andreasem przez telefon, po czym trzaska drzwiami. Od tamtej pory nie wyszła z pokoju. - jej zatroskana mina zaczęła mnie przerażać, ale coś mi tutaj nie pasowało.
- Lena i Andi? Kłótnia? - zaśmiałam się pod nosem nie chcąc w to uwierzyć. Nasza "Perfect Couple" i kłótnia? Dobre sobie. Muszę nauczyć Gretę doskonałego podsłuchiwania. - Jesteś pewna że to z Wellingerem rozmawiała? Andreasów nie brakuje ...
- "Świat nie kręci się tylko wokół twojej kariery Wellinger. Ja też mam życie ..." - zacytowała gosposia, a ja wytrzeszczyłam w szoku oczy. - I wcale nie powiedziała tego spokojnie, pierwszy raz w życiu słyszałam jak krzyczy ...
- Powiedziała do niego "Wellinger"? - nie dowierzałam. Greta pokiwała głową. - I od tamtej pory nie wychodziła z pokoju? - znów potwierdzenie. Zerknęłam na zegarek który wskazywał godzinę 17:43. Nie wiem co zrobiła ta Fioletowa Krowa, ale jeśli doprowadził moją siostrę do depresji to dostanie za swoje! Zerwałam się na równe nogi i pobiegłam w stronę schodów, które dość szybko pokonałam, przeskakując co drugi stopień. Dopiero przed drzwiami do pokoju siostry stanęłam jak wryta z uniesioną dłonią. Jeszcze nie przerabiałam z siostrą konfliktu z jej ukochanym, do tej pory wszelakie problemy rozwiązywali między sobą. Co powiedzieć? Być delikatną, czy może dosadną? Bronić go, czy atakować? Ugh ... mogłam wybrać Psychologię!
Zapukałam niepewnie w drewniane drzwi, ale nikt w środku nie zareagował. Powtórzyłam więc czynność, lecz tym razem mocniej. Znów cisza.
- Lena?! - zawołałam. - Proszę Cię otwórz, Greta mówiła że nie wychodziłaś od rana z pokoju, coś się stało? - ten uparciuch nadal milczał, a ja zaczynałam się denerwować nie na żarty. Bo co jeśli coś jej się stało ... - Wiesz doskonale że nie ruszę się spod tych drzwi. Po za tym za kwadrans wracają rodzice i ... - drzwi niespodziewanie się uchyliły, a przede mną stanęła moja siostra. Dodam że w katastrofalnym stanie! Twarz miała przerażająco bladą z zaczerwienionymi oczami od płaczu, włosy potargane ... - C-co ... - zająknęłam się.
- Jestem w ciąży. - powiedziała prawie niedosłyszalnie, lecz te słowa i tak doleciały do moich uszu i zmroziły od środka. Spodziewałabym się wszystkiego! Nawet miłosnego związku Andreasa z moim Psiapsi, ale zdecydowanie nie tego! Szczęka mi opadła z wrażenia i opanowałam się w chwili, gdy z gardła Leny wydobył się szloch rozpaczy. Wciągnęłam ją z powrotem do pokoju zamykając przy tym drzwi na klucz. Posadziłam jej zrezygnowane ciało na łóżku, podałam chusteczki i przytuliłam mocno.
- Jesteś pewna? - zapytałam ostrożnie.
- Tak. - pociągnęła nosem. - Spóźnia mi się ... do tego chodzę poddenerwowana, mam mdłości ... test też wyszedł pozytywnie ...
- Nie zabezpieczacie się? - zdziwiłam się i po chwili miałam ochotę walnąć się w głowę. Że też najpierw mówię, a potem myślę! - Znaczy się ... no wiesz. Nie chciałam żeby tak zabrzmiało, po prostu ...
- Wiem. - pociągnęła nosem. - Oczywiście że się zabezpieczamy. To było w Sylwestra w Ga-Pa, podczas Turnieju. Tyle się działo ... - i teraz zadajmy sobie pytanie gdzie w takiej sytuacji był Wank, gdy był potrzebny? Tak się chwalił że przyłapał ich w Soczi, a teraz co? "Przyzwoitkowy radar" nie zadziałał?! Boże, o czym ja myślę ... - Inna opcja nie wchodzi w grę.
- Powinnaś pójść do lekarza. - stwierdziłam. - I to jak najszybciej. Jeden test to jeszcze nic. - Lena jedynie pokiwała głową, ale nie wydawała się być przekonana. - Mówiłaś Andiemu? Greta słyszała że ...
- Nie. - usiadła wyprostowana i otarła łzy z policzków. - On nic nie wie. I na razie ma się nie dowiedzieć. - wręcz warknęła na mnie. Zmarszczyłam zaskoczona czoło.
- Chyba nie chcesz mi powiedzieć że on nigdy się o tym nie dowie ... - zaczęłam niepewnie. Nie potwierdziła, lecz też nie zaprzeczyła ... - Lena! To że "możesz" być w ciąży nie jest tylko twoim zmartwieniem! W dużej części to on zapomniał o gu...
- Po prostu chce być pewna. - syknęła wskazując wzrokiem na drzwi. Fakt, było już po 18, więc rodzice w każdej chwili mogli się zjawić. - Zresztą, po dzisiejszej kłótni raczej nie będzie chciał ze mną rozmawiać. - mruknęła nakrywając się kocem. - Będzie miał przynajmniej pretekst żeby mnie zostawić.
- Czy my mówimy o tym samym Wellingerze? - tak, to było pytanie retoryczne. - Ta Fioletowa Krowa świata po za tobą nie widzi. O co wam poszło? Podobno było Cię słychać w całym domu.
- O mój wyjazd do Kuusamo. Miałam dzisiaj lecieć do Finlandii jak wiesz, ale rano dostałam mdłości, czułam się słabo, wolałam nie ryzykować ... - zaczęła się tłumaczyć. W sumie nie powinna bo postąpiła bardzo rozsądnie. - Nie widzieliśmy się z Andim trzy tygodnie, gdy zadzwoniłam mu powiedzieć o zmianie planów zarzucił mi że moje studia się od niego ważniejsze. To że jestem ostatnio poddenerwowana dolało tylko oliwy do ognia i zaczęliśmy się kłócić o to kto bardziej się stara. Rozłączył się ...
- Znając życie po powrocie do Niemiec przyjdzie tu z kwiatami. - zaśmiałam się głaszcząc jej potargane włosy. - I zrozumie jak mu wytłumaczysz powód.
- Pójdziesz że mną do lekarza? - spytała z nadzieją.
- Co to w ogóle za pytanie? Oczywiście że tak.

*

Tak jak uroczyście obiecałam, kolejnego dnia towarzyszyłam Lenie podczas wizyty u ginekologa. Siedząc na poczekalni nie odezwałyśmy się do siebie ani słowem. Ona przerażona, ja zdenerwowana. Rozejrzałam się wokół, po tych wszystkich uradowanych kobietach, z mniejszymi lub większymi brzuchami, odczuwając lekką panikę.
- Pani Lena Lahm. - usłyszałyśmy uprzejmy głos pielęgniarki. Uścisnęłam dłoń siostry i posłałam lekki uśmiech dodając jej otuchy. Gdy tylko zniknęła za drzwiami gabinetu wypuściłam ze świstem powietrze. Potrzebuje alkoholu, najlepiej czystej vódki!
Aż podskoczyłam przerażona gdy poczułam wibracje w kieszeni. Spanikowana wyciągnęłam telefon i zerknęłam na wyświetlacz. Dzwonił do mnie ...  Freitag? Nawet nie pamiętałam o tym że mam jego numer. Poczułam lekki niepokój. Nie dzwoniłby do mnie gdyby nie był do tego zmuszony ...
- Halo? - odezwałam się niepewnie po naciśnięciu zielonej słuchawki.
- Cześć Lahm, dzwonię w wiadomej sprawie. - odchrząknął, a ja zmarszczyłam zdziwiona brwi. Wstałam z krzesła i odeszłam kilka kroków. - Nie mogę się dodzwonić do Leny, ma wyłączony telefon. Wszystko z nią ok? Po tym co zobaczyła ... - coś przerwało.  - ... w każdym bądź razie chciałem przekazać że z Andim ...
- Zaraz, stop! - przerwałam mu. - O czym ty mówisz? Czemu to ty dzwonisz pytać w jakim stanie jest moja siostra po kłótni z Wellingerem, a nie on sam? - zirytowałam się. Tchórz z tej Fioletowej Krowy, nie ma co ...
- Jakiej kłótni? - zdziwił się. - Ja mówię o jego wypadku ...
- O wczorajszej kłótni. - przewróciłam oczami. - Nieźle się pożarli. Przekaż mu że jak tylko wróci do Niemiec chce go widzieć tu z kwiatami przed ... zaraz! - oderwałam się od parapetu o który stałam oparta. - Jaki wypadek?!
- Nie oglądałyście dzisiejszego konkursu? - zdziwił się. Fakt, przez tą całą sytuację  z ciążą kompletnie nie miałyśmy do tego głowy. - Andreas spadł ze sporej wysokości na zeskok. Na szczęście nic poważnego się nie stało, skarży się tylko na ból głowy i barku. Jest na badaniach i poprosił mnie żebym jak najszybciej zadzwonił do Leny bo na pewno się denerwuje ... - Freitag zdawał mi całą relacje, a ja z każdym jego słowem robiłam się co raz bardziej bledsza. - ... nie mogę się dodzwonić więc przekaż jej to. Andi jak tylko wróci z badań na pewno się odezwie.
- Jasne, dzięki.
- Spoko. - odchrząknął po czym się rozłączył.
Przez chwilę stałam nieruchomo, po czym z trzęsącymi się dłońmi włączyłam YT i wpisałam "Andreas Wellinger fall Kuusamo". Z przerażeniem patrzyłam jak uderza o zeskok i biłam się z własnymi myślami. Co ja mam powiedzieć Lenie?
W tej samej chwili drzwi do gabinetu się otworzyły i stanęła w nich moja siostra. Rozejrzała się niepewnie wokół, po czym zobaczywszy mnie, wręcz podbiegła z uśmiechem na twarzy.
- Nie jestem w ciąży! - pisnęła rzucając mi się na szyje. - Doktor powiedział że to wszystko związane ze stresem. Ostatnio miałam tyle nauki, wiesz sesje i ... Lina? - przerwała swój monolog i dokładnie się mi przyjżała. - Wszystko w porządku?
- Yhym ... tak. - pokiwałam głową chowając telefon. - To świetnie! Na dzieci to wy macie jeszcze sporo czasu ...
- Muszę zadzwonić do Andiego i go przeprosić. - westchnęła zakładając płaszcz. - Jednak wolałabym, aby ta sprawa z ciążą została pomiędzy nami, dobrze? Może jakoś uda mi się z nim porozumieć ...
- Z tym nie będzie problemu, ale ... musisz coś wiedzieć ...

*

Na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Andi do teraz nie dowiedział się że Lena podejrzewała ciążę, zresztą, to i tak było bez znaczenia. Dzisiaj zaczynali kolejny piękny rozdział w swoim życiu. Zasługiwali na to. Jednak ja nie mogłam stłamsić w sobie uczucia zazdrości, które zagnieździło się w moim sercu. Zazdrości o ich nieopisane szczęście.

***

Mówiłam że będzie w Święta? Chyba nie dotrzymałam słowa, więc przepraszam :P Stwierdziłam jednak że ten "przejściowy rozdział" dodam wcześniej. Bo kolejny pasuje na bardziej "odświętny" dzień :) A czemu? Zobaczycie same! Niewinnie dodam że Wank szykuje dla was prezent ... Lina przekona się o tym na własnej skórze :) 

poniedziałek, 26 marca 2018

4. Oppa ... Oppa ... Oppa ... !!!

Pjongczang, 11 lutego 2018.

- Come on, come on, turn the radio on. It's Saturday and I won't be long. Gotta paint my nails, put my high heels on. It's Saturday and I won't be long!* - śpiewałam radośnie tuszując swoje długie rzęsy.
- Jest niedziela! - usłyszałam oburzony krzyk Wanka zza drzwi, ale w ogóle się tym nie przejęłam. Nie będę zmieniała słów piosenki dla jego "widzi mi się"! - Po za tym mogłabyś się pospieszyć, siedzisz tam już godzinę! - wywróciłam oczami i przyjrzałam swojemu odbiciu w lustrze. Mocniejszy makijaż, włosy związane w wysoką kitkę, czarna krótka sukienka sięgająca mi do połowy ud oraz botki za wysokim obcasie. Lino Lahm, będziesz dziś królową parkietu!
Właśnie wybieraliśmy się z Psiapsi na poszukiwania klubu, w którym mogliśmy trochę poszaleć. Po ceremonii medalowej Andiego, Schuster wspaniałomyślnie dał chłopakom wolny wieczór, ale oni i tak woleli obejrzeć jakiś film. Nudy! Oczywiście Markusa kusiła wizja parkietu i drinków, ale wolał podokuczać Katrin. Za to ja i Wank ani myśleliśmy zostawać w hotelu! I właśnie dlatego jesteśmy przyjaciółmi.
- Till I hit the dancefloor! Hit the dancefloor! I got all I need ... * - wyszłam z łazienki tańczącym krokiem kręcąc moimi biodrami. Psiapsi siedział obrażony na moim łóżku, ale widząc co wyprawiam, jedynie pokiwał z politowaniem głową. Zdecydowanie potrzebował procentów! - No I ain't got cash! No I ain't got cash! But I got you baby ... * - chwyciłam w dłonie jego twarz i cmoknęłam w nos całkowicie go rozbawiając.
- Znowu będę musiał odganiać od Ciebie facetów. - jęknął sięgając po swoją kurtkę.
- Mój Bodyguard. - zaśmiałam się poprawiając mu włosy, które i tak sterczały we wszystkie strony. - Wiesz że dam sobie radę sama.
- Wiem. - mruknął. - Ostatnim razem aż mnie zabolało gdy kopnęłaś go tym obcasem w ... - syknął, a ja zaśmiałam się głośno.
Klub znaleźliśmy wcześniej. Po przetłumaczeniu jego nazwał brzmiała "Pod latarnią najciemniej" co rozbawiło mnie do łez, jak i zaciekawiło. Od razu zarządziłam że musimy tam zajść! I w ten oto sposób wylądowaliśmy w kolorowym, jak to na Koreę przystało, klubie. Psiapsi chwycił mnie za rękę i torował drogę do baru pomiędzy tłumem ludzi. Jego wzrost robił tu wrażenie, a ja na prawdę się czułam jak gwiazda ze swoją obstawą!
- Co podać? - zapytał uprzejmie barman.
- Dla mnie Whisky z lodem, a dla pani Margarita. - odpowiedział Andreas, a ja uśmiechnęłam się szeroko zadowolona. Doskonale wiedział w jakich alkoholach się lubuję. Wznieśliśmy toast za medal Andiego oraz za nadzieję na kolejne, po czym przed nami stały dwie puste szklanki. Ja usłyszawszy moją ukochaną Havanę zerwałam się z krzesła i wskoczyłam na sam środek parkietu. Nigdy nie byłam wstydliwą czy sztywną osobą jeśli chodzi o taniec. Do klubów przychodziłam po to, aby się wyszaleć, a nie podpierać ściany lub siedzieć za stolikiem. Nie wspominając o czymś takim jak "alkohol na odwagę".
Wyginałam swoje ciało czując na sobie spojrzenia innych ludzi. A niech się patrzą jeśli mają na co! Wcale mnie to nie peszyło, a wręcz przeciwnie. Zerknęłam na Wanka, który śmiał się w moją stronę trzymając w ręce kolejną szklankę Whisky. Pomachałam do niego i pokręciłam tyłkiem, na co wytknął mi język. Niech szlag trafi tych wszystkich ludzi, którzy sądzą że nie istnieje przyjaźń pomiędzy mężczyzną, a kobietą. Jeśli jej nie doświadczyli to ich problem, niech żałują! Kątem oka zwróciłam uwagę na dwie Koreanki które próbowały naśladować moje ruchy. O nie kochane, nie z takimi płaskimi tyłkami. Świat mi zawirował i nagle byłam w ramionach nawet przystojnego bruneta. Uśmiechnęłam się do niego zalotnie i dałam zgodę na wspólny taniec. Po chwili jednak jego dłoń zsunęła się na mój tyłek. Spalony ...
- Psiapsi! Muszę się czegoś napić! - przekrzykiwałam tłum wieszając się na jego ramieniu. Rozanielony podał mi swoją szklankę. Nie byłam zwolenniczką Whisky, ale w tej chwili było mi wszystko jedno. Skrzywiłam się, ale wypiłam. - Chodź na parkiet!
- Potem. Teraz mam poważną rozmowę z panem ... - wskazał dłonią na barmana. Język już zaczynał się mu plątać, więc z moich wyliczeń wynikało że jeszcze dwie szklanki i będzie po Wanku. Machnęłam jednak na to ręką. - Mam Cię jednak na oku mała. - pogroził mi palcem.
Kolejna Margarita, parkiet, Margarita, parkiet, Margarita ... w głowie mi szumiało, świat powoli wirował wokół, a ja czułam się wspaniale pomiędzy tańczącymi ludźmi. Nawet zaprzyjaźniłam się z tymi dwoma Koreankami, z którymi zrobiłam sobie sesje selfie.
Przyznałam sama przed sobą że przesadziłam z alkoholem gdy kolorowe światła zaczęły drażnić mój wzrok. Nagle poczułam czyjeś dłonie na swoich biodrach. Odchyliłam głowę do góry dostrzegając przez zamglone oczy wysokiego blondwłosego chłopaka.
- Daniel? - szepnęłam uśmiechają się do niego co odwzajemnił. Miałam wrażenie że coś odpowiedział jednak przez głośną muzykę tego nie dosłyszałam. Oparłam się plecami o jego klatę i zaczęłam poruszać w rytm kolejnej piosenki. Przymknęłam powieki i zagryzłam wargę gdy jego zwinne dłonie jeździły od moich bioder, przez brzuch, pod biust. Mój oddech przyspieszył, a temperatura powietrza wzrosła gdy chłopak zaczął muskać moją szyję. Cały czas miałam przed oczami jego zniewalający uśmiech, którym mnie raczył za każdym razem. Te jego usta ... wręcz stworzone do całowania. Cholera, jak on na mnie działał!
Gwałtownie odwróciłam się łapiąc jego twarz w dłonie ... po czym odepchnęłam go przerażona. Wytrzeszczonymi oczyma patrzyłam na zdziwionego, kompletnie mi obcego chłopaka. To zdecydowanie nie był Tande. Wymamrotałam przeprosiny, po czym szybkim krokiem udałam się do łazienki. Tam odkręciłam zimną wodę i parę razy ochlapałam twarz. Swoim rozgrzanym ciałem oparłam się o chłodne kafelki oddychając głęboko.
- Koniec z alkoholem. Definitywny koniec z alkoholem! - wymamrotałam, po czym urwał mi się film ...

***

* Perspektywa Daniela

Z okazji odebrania przez Johanna i Roberta medali, Stöckl zorganizował dla nas wszystkich, to jest dla zawodników i całego sztabu, kolację w jednej z koreańskich restauracji. Oprócz skromnego świętowania, mieliśmy poznać kulturę i tradycyjne potrawy tego fascynującego kraju. I nie powiem, ale było dość interesującego i miło. Szkoda tylko, że dzisiejszej nocy w ogóle się nie wyspałem, więc już po godzinie zacząłem ziewać.
Przeprosiłem całe towarzystwo, po czym zacząłem się zbierać. Przy okazji okazało się że Fannis i Stjernen również woleliby odpocząć, więc restaurację opuściliśmy w trójkę. Przemierzaliśmy koreańskie miasto rozmawiając i przedrzeźniając się nawzajem. W duchu dziękowałem Bogu za kumpli, dzięki którym moje głupie myśli odchodziły na bok. Szczególnie że dzisiaj rano byłem świadkiem oświadczyn Andreasa i szatynki. Poczułem się dziwnie, ponieważ Wellinger był ode mnie młodszy, a już znalazł kobietę na całe życie. A ja? Z jedną zerwałem i zacząłem nieświadomie podrywać narzeczoną innego. "Narzeczona". To słowo działało na mnie dzisiaj jak płachta na byka.
- Tom dzisiaj do mnie dzwonił. - zaczął Fannemel, a ja i Andreas z zaciekawieniem na niego spojrzeliśmy. Hilde był duszą towarzystwa i przyjacielem każdego z nas. To dzięki niemu, każdy nowy zawodnik który dostał powołanie do kadry, nie czuł się nieswojo w pierwszych dniach. - Kazał was pozdrowić, przekazać żebyśmy nie narobili wstydu, no i przy okazji zaprasza na tradycyjną nalewkę.
- Z czego tym razem? - zapytał przerażony Stjernen.
- Nie wiem i nie chcę wiedzieć. - odpowiedział. Chyba jak każdy z nas wolał nie zbliżać się do wynalazków Hilde. Ostatnim razem wszyscy okupowaliśmy łazienkę. Aż mnie otrzepało na samą myśl! - Był z nim Sigurd ... - dodał patrząc na mnie znacząco.
- Mówił coś? - zapytałem cicho. Søberg był bratem Anji i właściwie dzięki niemu się poznaliśmy. Byliśmy dość dobrymi kumplami, ale po moim rozstaniu z blondynka, mimo iż było zgodne, nasze relacje lekko się ochłodziły.
- Jak zwykle ... same głupoty. - wzruszył ramionami. Poczułem dziwną ulgę.
-  Oppa Gangnam Style!!! - usłyszeliśmy w oddali wrzask. Momentalnie odwróciliśmy się w stronę jego źródła. Przed jakimś klubem, na ławce, stał wysoki brunet i próbował naśladować choreografię tego utworu. Szło mu to nieudolnie, ponieważ długie nogi zaczęły się plątać i lada chwila mógł runąć w dół. Po jednym drinku to on raczej nie był ...
- Czy to czasami nie jest Wank? - spytał Andreas marszcząc czoło.
- We własnej osobie. - zaśmiał się Fannis. Mi jednak w oczy rzuciło się coś kompletnie innego. A raczej ktoś inny. Przed ławką skakała szatynka wymachując rękoma, którymi prawdopodobnie chciała go chwycić. Od razu rozpoznałem w niej narzeczoną Wellingera. Boże, jakie ona miała nogi w tej krótkiej kiecce i obcasach ...
- Psiapsi, złaź natychmiast! - piszczała. - Zaraz spadniesz i potłuczesz sobie buzię!
- Oppa ... Oppa ... Oppa ... !!! - zmienił choreografię i teraz prawdopodobnie udawał Johna Travoltę. Szatynce udało się go chwycić za rękę, ale Wank był tak zaangażowany w swoje kroki taneczne, że gwałtownym ruchem ją wyrwał, przez co dziewczyna straciła równowagę i wylądowała tyłkiem w śniegu. Przez chwilę zapanowała cisza, którą przerwała ona sama głośnym śmiechem.
- Chyba trzeba im pomóc. - zauważył Andres drapiąc się po głowie, a ja bez słowa ruszyłem w ich stronę. Jako że jestem dżentelmenem, nachyliłem się po to, aby podnieść dziewczynę. Oczekiwałem krzyków i wyzwisk, a nie tego co się stało ... szatynka podniosła na mnie wzrok, po czym z piskiem radości rzuciła się na moją szyję. Nie byłem na to przygotowany, więc chcąc nie chcąc, wylądowałem na plecach w śniegu, a ona na mnie.
- Daniel? - szepnęła i ocierając się o mnie swoim ciałem, na co moje momentalnie zareagowało, chwyciła moją twarz w dłonie przyglądając się uważnie. - Uff to Ty ... - westchnęła i położyła swoje czoło na mojej klatce piersiowej. Co tu się właśnie wyprawia? Fannis i Stjernen stali nad nami z uchylonymi w szoku ustami, a ja niepewnie podniosłem ręce z niewinną miną. - Nawet nie wiesz, co się stało! - wyprostowała się. Przełknąłem głośno ślinę, bo nawet nie zdawała sobie sprawy, że siedzi sobie wygodnie na najczulszym miejscu męskiego organizmu. Byłem tylko facetem, a ona mnie teraz torturowała!
- To na pewno jest fascynujące, ale może wstaniemy? - spytałem chwytając ją na biodra, po czym powoli podniosłem. Nieudolnie stanęła na swoich nogach trzymając się mojego ramienia. - Popraw sukienkę. - szepnąłem przełykając ślinę i odwracając wzrok od krótkiego materiału, który w tym momencie ledwo co zakrywał jej pośladki. Na szczęście chłopaki zajmowali się w tym momencie ściąganiem Wanka z ławki, co też łatwym zadaniem nie było. Ona jednak spojrzała na mnie jak na ostatniego kretyna, więc zamknąłem oczy na kilka sekund, i prosząc Boga o więcej sił, sam naciągnąłem jej tą kieckę.
- Oj Tande ... facet sukienkę podciąga, nie naciąga. - parsknęła śmiechem. - Ale łapy precz bo mój Psiapsi ... - tu spojrzała na Wanka, którego podtrzymywali moi kumple. Skończył już swoje przedstawienie i w tym momencie ledwo co trzymał się na nogach. Jedynie pod nosem mruczał  "... Oppa ... Oppa ... Oppa ..." - ... jest lekko niedysponowany, ale spokojnie, mam obcasy ... - tu się zamachnęła, ale momentalnie straciła równowagę i gdyby nie mój spryt, leżałaby plecami na chodniku.
- Znasz ją? - zapytał Anders.
- Tak jakby. - mruknąłem przerzucając szatynkę przez swoje ramię. Nie widziałem innego sposobu, aby przetransportować ją do hotelu. Ledwo trzymała się na nogach.
- Ratunku! - pisnęła. - Wikingowie najechali Pjongczang i mnie porywają! - spojrzeliśmy rozbawieni z chłopakami po sobie. Dla Norwega przezwisko Wiking to powód do dumy. - Tande, masz fajny tyłek, ale czy ja go muszę oglądać wisząc głową w dół? - zapytała po kilku krokach.
- Twój też niczego sobie. - odgryzłem się. Choć było w tym wiele prawdy ...
- Zboczeniec! - znów pisnęła próbując się wyrwać. - Psiapsi, ratuj!
- Omnfbuefuwgifweufghuf ... Oppa ... Oppa ... Oppa ... - wybełkotał Wank wisząc na ramionach moich kumpli. Przez niski wzrost Fannemela to wyglądało na prawdę zabawnie. Jednak z każdym naszym krokiem, nogi Niemca odmawiały posłuszeństwa, co nie było łatwym zadaniem dla moich przyjaciół.
- Spokojnie, zaraz zaprowadzimy Cię do Andiego to się tobą zajmie. - próbowałem ją uspokoić.
- Do Fioletowej Krówki?
- Erotyczne przezwiska zachowajcie sobie dla siebie.
- Moje i Andiego? Tande, przestań już pić ... - czknęła, po czym od nowa zaczęła się śmiać. Była niemożliwa, ale zarazem urocza w tym pijackim stanie. - Daniel? - szepnęła po chwili. Po moim ciele rozlała się fala przyjemnego uczucia. Moje imię w jej ustach miało specyficzny wydźwięk. - Niedobrze mi ...
- Że co? - szybko postawiłem ją na nogi i złapałem za ramiona.
- Żartowałam. - uśmiechnęła się do mnie szeroko i z błyskiem w tych niesamowitych oczach, przypominającym mi Nordyckie Fiordy. Zdjęcia na Instagramie Wellingera tego nie oddawały. Stanąłem jak zamurowany, bo to był jeden z najpiękniejszych widoków jakie dane mi było zobaczyć. I ten uśmiech, tak bardzo szczery ... - Ten widok jest lepszy ...
- Zdecydowanie. - szepnąłem. Spoglądaliśmy sobie w oczy jak zaczarowani. Nawet nie zwracałem uwagi na to, że stoimy pod hotelem w którym umieszczeni byli Niemcy, a Fannis z Andreasem próbują skontaktować się z którymkolwiek z nich. Dla mnie liczyło się tylko to, co przede mną, w postaci najpiękniejszej dziewczyny z najbardziej irytującym, a zarazem fascynującym charakterem. Przed zrobieniem kroku w jej stronę powstrzymywał mnie jedynie szacunek do Wellingera.
- Lahm, mam nadzieję że masz coś dobrego na swoje wytłumaczenie! - usłyszałem nawoływanie Eisenbichlera, który szedł w naszą stronę ze Stephanem Leyhe. - Bo inaczej tak Ci tyłek spiorę ...
- Markus! - pisnęła i rzuciła się mu na szyję. - Byłam grzeczna, słowo! Zapytaj Daniela ... - Niemiec objął ją mocniej ramieniem, widząc że ledwo utrzymuje się na nogach, po czym spojrzał na mnie.
- Spotkaliśmy ich pod klubem i postanowiliśmy odprowadzić. Nie dała by sobie rady sama z Andreasem. - wyjaśniłem wskazując dłonią na pochrapującego Wanka, którego Fannis i Stjernen położyli na ławce. - I tak, była grzeczna. - dodałem na co dziewczyna uśmiechnęła się do mnie promiennie.
- Dzięki chłopaki. - Stephan podszedł do nas i podał dłoń, którą uścisnąłem. - Dasz radę iść sama? - zwrócił się do dziewczyny, która pokiwała głową niczym żołnierzyk. Sam kiwnął głową Markusowi, który pomógł mu podnieść Wanka. Fannis i Andreas ruszyli w drogę powrotną, a ja stałem i przypatrywałem się jak Niemcy wnoszą kumpla do środka, a szatynka przytrzymuje im drzwi. Już miałem się odwrócić gdy kątem oka zauważyłem, że zamiast wejść za nimi, rusza szybkim krokiem w moją stronę. Nawet się nie spostrzegłem jak błyskawicznie chwyciła moją twarz w swoje dłonie, a na moich ustach zostawiła soczystego buziaka.
- Dziękuję za wszystko. - szepnęła zostawiając mnie kompletnie skołowanego, z sercem które chciało wyskoczyć z piersi.

***

Pjongczang, 12 lutego 2018.

Uchyliłam lekko powieki, lecz czując okropny ból, który ogarnął moją głowę, wtuliłam się twarzą w poduszkę. Jęknęłam zrezygnowana. Kac morderca i tym razem nie miał dla mnie serca. Chyba za bardzo przesadziliśmy wczoraj z Wankiem. Swoją drogą, jestem ciekawa jak znalazłam się w moim pokoju hotelowym. Nawet nie pamiętam w którym momencie urwał mi się film.
Jedyne co czułam to ból mięśni, głowy i suchość w gardle. Z nadzieją uniosłam wzrok spoglądając na szafkę nocną. Widok butelki z niegazowaną wodą był niczym widok strumienia na rozgrzanej pustyni. Kochane dziewczyny! Uniosłam się ostrożnie na łokciach, po czym chwyciłam "eliksir" i odkręciłam zakrętkę.
- Wyglądasz uroczo. - skwitowała moja siostra stojąc w drzwiach łazienki. W tym momencie, z tą surową miną, wyglądała jak odbicie naszej matki. A skoro ja jestem odbiciem siostry to także i odbiciem matki ... nie, nie, nie ... za dużo rozmyślań jak na moją lekką niedyspozycję. Nachyliłam butelkę i "wyżłopałam" niczym uliczny żul połowę jej zawartości na raz!
- Jak się tu znalazłam? - spytałam zachrypniętym głosem.
- Cóż ... - podeszła bliżej i usiadła obok mnie. - Razem z Wankiem zostaliście "dostarczeni" pod hotel przez Norwegów. - na to ostatnie słowo zimny prąd przeszył moje ciało. Że co? Że jak? - Markus i Stephan po was zeszli, szczególnie ten pierwszy nie był zbyt zadowolony. Podejrzewam że dochodził wówczas do pierwszego porozumienia z Katrin ...
- Jak to dochodził? - spojrzałam na nią tępo. Kompletnie nie rozumiałam co do mnie mówiła.
- Lina!
- Aua! - złapałam się za głowę. - Dzięki Lena, to było bardzo miłe ... - jęknęłam i z powrotem wtuliłam się w poduszkę. - Wank żyje?
- Śpi. - mruknęła szukając czegoś w torebce. - I cały czas mruczy pod nosem "Oppa ... Oppa ... Oppa ...", kompletnie już zwariował. - Oppa? Co ten człowiek znowu wymyślił? Chyba nie chcę znać szczegółów wczorajszej nocy.
Kochana Lena podała mi tabletki przeciwbólowe, które popiłam resztką wody. Oficjalnie ogłaszam, że nie wychodzę z łóżka do jutra rana! Nakryłam się szczelnie kołderką i próbowałam znów usnąć. Ale w tym towarzystwie to niemożliwe ... do pokoju wpadł Wank, wyglądający jak siedem nieszczęść, po czym runął jak kłoda obok mnie.
- Aua! - wrzasnęłam i momentalnie tego pożałowałam. - Obiłeś mi paluszka swoim kościstym zadem! - poskarżyłam się podsuwając mu dłoń pod nos. - Teraz pocałuj, żeby przestało boleć! - rozkazałam, a ten kretyn mnie polizał. Fuj!
Odwróciłam się do niego tyłkiem nie mając ochoty na jakiekolwiek dyskusje czy przekomarzania. Przymknęłam oczy, ale to również był błąd, bo przed oczami stanęły mi niektóre wydarzenia z wczorajszej nocy w klubie. Między innymi moje zwidy związane z Tande. Co za wstyd! Już nigdy więcej nie będę mieszała Whisky z Margaritą! Tylko że za każdym razem gdy przywoływałam jego twarz w myślach, czułam dziwne łaskotanie w brzuchu. To na pewno wina tego idiotycznego snu w którym go pocałowałam!
Poczułam szarpnięcie, po chwili następne. Otworzyłam wściekle oczy, po czym odwróciłam się gwałtownie do tego kretyna.
- To moja kołdra! - pociągnęłam z całej siły, aż coś się popruło.
- Zimno mi! - poskarżył się. - I mam dreszcze!
- To idź do swojego łóżka! - wskazałam mu palcem drzwi. - To jest moja własność, płacę za nią z własnej kieszeni. - owinęłam się kołdrą wyglądając jak ostatnia sierota, ale na pewno nie dam mu tej satysfakcji.
- Jak wczoraj siedziałaś na Tande podczas siarczystego mrozu to Ci zimno nie było! - prychnął, po czym ściągnął z łóżka Katrin jej kołderkę. Oj zadowolona to ona nie będzie. Zaraz ... co on tam gadał? - Chociaż co ja się dziwię, ciało do ciała ...
- Psiapsi, ty weź jakieś proszki i idź spać. - poradziłam mu. - Jesteś nadal pijany.
- Film urwał mi się później, gdy przerzucał Cię przez ramię ... - mruknął, po czym okrył się szczelnie kołdrą i chrapnął. Z uchylonymi w szoku ustami wpatrywałam się w mojego przyjaciela. To nie mogła być prawda. Nie, nie, nie ... ja się nie mogłam aż tak skompromitować! Jak z procy wyskoczyłam z łóżka i chwyciłam swój telefon. Jeden sygnał, drugi ...
- Halo? - usłyszałam po drugiej stronie głos Stephana.
- Szybkie pytanie, szybka odpowiedź ... - rzuciłam bez żadnych ceregieli. - Którzy Norwegowie nas wczoraj odprowadzili?
- Hmm ... Tande, Fannemel i Stjernen, a co? Chcesz im podziękować? Zrobiłaś to już wczoraj, wróciłaś się gdy zanosiliśmy Wanka na górę ... - dodał, a mi telefon wypadł z ręki. To niemożliwe. Czyżby sen, który wydaje mi się że był snem, jednak był prawdziwym wydarzeniem? Przecież ja nie mogłam pocałować Tande!
- Oppa ... oppa ... oppa ... - chrapnął Wank, aż podskoczyłam przestraszona.

*

Chodziłam w tą i z powrotem obok domków dla skoczków wypatrując znajomej sylwetki. Co za ironia sytuacji! Jeszcze kilka dni temu ukrywałam się przed nim jak ostatni tchórz, a teraz chcę żeby jak najszybciej pojawił się w zasięgu mojego wzroku. Musiałam z nim porozmawiać i wszystko wyjaśnić. Tylko on mógł powiedzieć prawdę, o tym, co się wczoraj wydarzyło. Cały czas miałam nadzieję że pijany Wank to jednak nie jest dobre źródło informacji.
- Hej. - usłyszałam sympatyczny głos za sobą. Odwróciłam się niepewnie i ujrzałam Andersa Fannemela z nartami na ramionach. Uśmiechał się do mnie w przyjazny sposób, więc możliwe że aż tak wielkiej idiotki z siebie nie zrobiłam. - Czekasz na kogoś? Widzę że kręcisz się nerwowo ...
- Umm ... właściwie to ... wiesz może gdzie mogę znaleźć Tande? To znaczy Daniela! - poprawiłam się szybko. Norweg uniósł zaskoczony brwi. - Mam coś co należy do niego. - skłamałam bo nie chciałam wyjść na jakąś zdesperowaną fankę. - Musiało mu wypaść wczoraj gdy ... no wiesz. - wywróciłam zawstydzona oczami, a on uroczo się zaśmiał. - Chciałam mu podziękować i oczywiście przy okazji i Tobie.
- Nie ma sprawy, było ciężko z Wankiem, ale wesoło. - wzruszył ramionami.
- Z nim zazwyczaj jest ciężko. - dodałam, po czym obydwoje się zaśmialiśmy. Przemiły człowiek! Mały wzrostem, wielki sercem i duchem. Zauważyłam jak macha do kogoś za moimi plecami, po czym pokazuje na mnie. Odwróciłam się zaskoczona do tyłu i momentalnie ogarnęły mnie nerwy. Z domku właśnie wyszedł Tande i zmierzał zdziwiony w naszą stronę.
- To ja was zostawiam. Miło było Cię widzieć. - uśmiechnął się.
- Ciebie również. I powodzenia! - dodałam, na co tylko pomachał. Przede mną wyrósł Tande z niepewną miną. Nerwowo poprawił swoją czapkę. - Hej ... - szepnęłam, na co mi odpowiedział.
- Co tu robisz? - odchrząknął.
- Chciałam podziękować za wczoraj. - zaczęłam niepewnie, na co jedynie pokiwał głową. Czułam się dziwnie bo nasze wcześniejsze rozmowy wyglądały zdecydowanie inaczej. - Trochę przesadziliśmy z Wankiem, szczególnie ja gdy zmieszałam ... nie ważne. Chcę tylko wiedzieć ... czy jest coś ... ugh. Skompromitowałam się, czy nie? - jęknęłam rozpaczliwie patrząc na niego z nadzieją w oczach.
- Miałaś lekkie problemy z równowagą, ale jakoś sobie z tym poradziliśmy. - wzruszył ramionami jakby to była najnormalniejsza rzecz pod słońcem. - Jesteś lekka, więc moje ramię nie ucierpiało. Bez problemów doniosłem Cię do hotelu.
- I to wszystko? Nie paplałam bez sensu? Nie napastowałam nikogo? Nie całowałam ... - przerwałam stwierdzając że mój chaotyczny monolog jest jeszcze bardziej kompromitujący. - Pytam, bo po prostu wydawało mi się że ...
- Nie. - powiedział to takim głosem, że z samego wrażenie zmroziło mnie od środka. - Nic z tych rzeczy nie miało miejsca. Także się nie przejmuj. A teraz Cię przepraszam, ale muszę iść. - odwrócił się na pięcie i odszedł, zostawiając mnie z idiotycznym uczuciem zawodu.

***

* Dalej, dalej, włącz radio. Jest sobotni wieczór i już niedługo. Muszę pomalować paznokcie, założyć szpilki. Jest sobotni wieczór i już niedługo. / Uderzam na parkiet. Mam wszystko, czego mi trzeba. Nie, nie mam gotówki. Ale mam ciebie, kochanie.

Doszłam przed chwilą do wniosku, że zasłużyłyście na to, abym nie czekała z opublikowaniem mojego ULUBIONEGO rozdziału :) Jest tu chyba wszystko co lubicie ... duet "Lina i Wank" oraz Lina z Danielem ... także mam nadzieję że będziecie zadowolone :)

Jeszcze raz dziękuję za wasze komentarze, które zachęcają mnie do tworzenia ... po prostu rozbudzacie we mnie wenę :)

Co ja zresztą się będę rozpisywała :) Kolejny w święta!

piątek, 23 marca 2018

3. Ponizej 110 metra nie masz na to szans ...

Pjongczang, 10 lutego 2018.

Nadszedł dzień rywalizacji na skoczni normalnej. Osobiście nie byłam jej fanką i krótkie skoki lekko mnie nudziły. Dzisiaj jednak emocje mi towarzyszące były diametralnie inne. Od samego rana wszyscy chodziliśmy dziwnie poddenerwowani. Z dziewczynami potrafiłyśmy się pokłócić o najmniejszą pierdołę, nie wspominając o tym, że prawie zabiłam mojego Psiapsi tępym widelcem podczas obiadu.
Pod skocznią pojawiliśmy się punktualnie. O dziwno nie było takich tłumów jak w Soczi, co z jednej strony było przykre. Uwielbiałam gdy na takich obiektach było głośno i radośnie, jak w Niemczech czy w Polsce. Tu, pomijając małe grupki wiernych kibiców, było sztywno i sztucznie. Większym problemem okazała się jednak pogoda. Było zimno, a silny wiatr był nie do wytrzymania. Współczułam wszystkim zawodnikom, którzy musieli czekać czasami i kilka minut na swój skok.
Ja sama miałam zmarznięty nos i uszy. Nie byłam fanką czapek i jakiegokolwiek okrycia głowy, co irytowało moich rodziców. Nie potrafili zrozumieć, że cała głowa zaczynała mnie swędzieć jakbym nie myła jej z miesiąc! Dlatego często chodziłam z kapturem na głowie, ale dzisiejszy wiatr i tego mnie pozbywał.
- Lina, okryj się chociaż flagą. - zasugerował Stephan w którego byłam wtulona. Pierwsza seria trwała już godzinę, co w takich warunkach, i o takiej godzinie, zaczynało być nużące. Gdy kolejny skoczek wchodził i schodził z belki, myślałam że zwariuje i usnę na stojąco!
- Przeżyję. - pociągnęłam nosem, a on spojrzał na mnie surowym wzrokiem i poprawił zsuwający się kaptur. Uśmiechnęłam się do niego niewinnie. Zawsze chciałyśmy mieć z Leną starszego brata, ale życie dało nam Stephana. Może nie łączyły nas więzy krwi, ale był dla nas jak członek rodziny.
- To są jakieś jaja. - usłyszałam z boku Wanka, który obejmował ramieniem zdenerwowaną Lenę. - Przecież oni pozamarzają tam na górze!
- Najlepsze jest to, że doskonale wiedzieli o tych warunkach ... to będzie zwykła loteria. - dodał Leyhe, na co moja siostra zrobiła się blada jak ściana. Po upadku Andiego w Finlandii była przewrażliwiona na wszelaki większy wiatr. Złapałam ją za dłoń i delikatnie ścisnęłam dodając otuchy.
Było mi wszystko jedno. Gdy skakali Niemcy najważniejsze było to, aby wylądowali bezpiecznie, a nie daleko. Igrzyska Igrzyskami, ale zdrowie jest najważniejsze. O dziwo nawet gdy Tande usiadł na belce poczułam lekkie zdenerwowanie. Zagryzłam dolną wargę i uważnie obserwowałam jego lot. Mimo jego zapewnień, nie poprawił swojej lokaty, ale to było bez znaczenia. Zaczęłam zadziwiać samą siebie!
- Teraz Andi ... - szepnęła Lena, po czym instynktownie zacisnęliśmy kciuki. Wylądował bezpiecznie, w dość dobrym miejscu. Jeśli odbędzie się druga seria, co oznaczało jeszcze większe nerwy, mógł spokojnie liczyć się w walce o medal.
Po zakończeniu pierwszej serii zgodnie uznaliśmy, że powinniśmy napić się czegoś gorącego. Wank z dziewczynami udał się w stronę bufetu, a ja ze Stephanem zostaliśmy przy barierkach. Jednak po chwili został zawołany przez niemiecki sztab, więc udał się szybkim krokiem w ich stronę. Oparłam się więc wygodnie obserwując rozświetloną skocznie i wiatr, który szarpał flagami oraz moimi włosami. Nie wyglądało to najlepiej.
- Gdzie masz czapkę? - usłyszałam z boku surowy głos z norweskim akcentem. Przeniosłam spojrzenie na osobnika, który zakłócił moje rozmyślania, po czym przewróciłam z irytacją oczami. - Dziewczyno, wiesz że jest na minusie?
- Jak po norwesku brzmi "do niezobaczenia"? - spytałam wzdychając ciężko. - Bo po angielsku nie bardzo zrozumiałeś.
- Stojąc przy barierce, obok której przechodzą skoczkowie, jakoś dziwne żebyśmy się nie spotkali. - prychnął szukając czegoś w kieszeni. Fakt, tu miał rację. Jakoś wcześniej nie przyszło mi to do głowy. - Masz. - rzucił w moją stronę czymś szarym, co instynktownie złapałam. W moich dłoniach zobaczyłam zwykłą czapkę bez zbędnych napisów czy naszywek. - Masz czerwony nos jak Rudolf.
- Doceniam Twoją wiedzę na temat reniferów Świętego Mikołaja, ale czy już nie wspominałam że twoje komplementy ...
- ... są na poziomie moich ostatnich skoków? - dokończył poprawiając narty na swoim ramieniu. - Postaram się o poprawę w kolejnej serii.
- Ty nie gadaj, tylko rób. - mruknęłam miętosząc w dłoniach jego prywatną czapkę.
- Tak jest, proszę pani. - uśmiechnął się szeroko. Musiałam przyznać sama przed sobą, że uśmiech to on miał niczego sobie ... krótko mówiąc. - Jeśli skoczę lepiej, to poznam chociaż Twoje imię?
- Poniżej 110 metra nie masz na to szans. - zmierzyłam go krytycznym spojrzeniem. Ten jedynie puścił do mnie oczko, wskazał na czapkę, która nadal spoczywała w moich dłoniach, po czym odszedł zadowolony. Prychnęłam pod nosem chowając szarą rzecz do kieszeni. Nienawidzę czapek! Szczególnie tych norweskich!
- Co chciał Daniel? - usłyszałam za sobą głos Stephana, aż podskoczyłam przestraszona. - Nie wiedziałem, że go znasz.
- Bo nie znam. - wzruszyłam ramionami. - Pytał o Wanka, bo widział nas wczoraj razem. - skłamałam, ale tylko po części. Leyhe na szczęście o więcej nie pytał. Po chwili pojawiła się zaginiona trójka z gorącym napojem dla nas. Od razu zrobiło się o wiele przyjemniej. Obiecuję sobie honorowo, że jutrzejszego dnia nie wychodzę z łóżka! No ... oprócz tajemniczego spotkania z Andim.
Po paru minutach rozpoczęła się druga seria, ale niestety warunki w ogóle się nie poprawiły. Miałam wrażenie że było o wiele gorzej! Denerwowaliśmy się co raz bardziej. Karl z Markusem skoczyli w miarę dobrze, co dawało im miejsca w pierwszej dziesiątce, a z kolei Freitag swoim występem podkreślił to, że nie najlepiej czuje się na tym obiekcie. Chociaż nie jeden zawodnik zamieniłby się z nim miejscem, no ale na jego możliwości ...
Po skoku Tandego obiecałam sobie również, że zacznę myśleć zanim coś palnę. Znów się pomyliłam ponieważ Norweg przekroczył 110 metr! Doszłam nawet do wniosku że robi mi perfidnie na złość i bawią go moje przegrane bitwy z nim.
- Andi! - krzyknął Wank wymachując flagą. Dostrzegłam że jest lekko poszarpana, ale wolałam nie zastanawiać się na tym, co z nią robił. Tym bardziej że moja siostra ścisnęła z całej swojej siły moje ramię! Zacisnęłam zęby łapiąc za jej drugą dłoń i obserwując lot Wellingera. - TAK! DALEKO! MÓJ ANDI!!! - wrzasnął Psiapsi, po czym chwycił Lenę na ręce i okręcił się z nią wokół parę razy. Zaśmiałam się na ten widok, po czym razem ze Stephanem i Katrin wpadliśmy sobie w ramiona.
Teraz dopiero zaczęła się nerwówka! Po skoku Forfanga wiedzieliśmy że Andi będzie miał medal, lecz zostało jeszcze dwóch zawodników. Jaki padnie jego łupem? Lena wtuliła się w klatę Wanka nie chcąc na to patrzeć. Widziałam łzy w jej oczach co i mi się udzieliło. Zaczęłam wręcz trząść się z nerwów! Muszę powiedzieć tej Fioletowej Krowie, że kilka tabliczek czekolad, którymi mnie raczy po każdym wyjeździe, to za mało jak na takie nerwy!
- JEST PIERWSZY!!! - wrzasnął Psiapsi łapiąc moją siostrę za ramiona. Rzeczywiście skoki obydwóch Polaków były nieudane przy tych warunkach. - JEST MISTRZEM OLIMPIJSKIM!!! - potrząsnął nią lekko jakby chcąc obudzić ją i siebie z szoku. Wskoczyłam pomiędzy nich z krzykiem radości i mocno przytuliłam.
- LENA, TWÓJ ANDI JEST MISTRZEM! - śmiałam się z łzami w oczach tuląc jej trzęsące się ciało. Ona płakała z radości w moich ramionach, a Andi na telebimie w ramionach chłopaków. Popatrzyłam na Wanka, który wcale nie był lepszy.
- Mój Andi, mój mały Andi ... - powtarzał, a rozbawiona Katrin głaskała go po głowie.
- Gratuluje Wank, wychowałeś go na Mistrza. - powiedziała co nas rozbawiło, a Psiapsi pociągnął mocniej nosem.
Otarliśmy nasze łzy zostawiając trochę na później. Czekaliśmy niecierpliwie, kiedy będziemy mogli pogratulować Mistrzowi, ale na razie czekało na niego skromne podium na terenie skoczni. Bo to najważniejsze z medalem dopiero przed nim. Ale Wellinger nie byłby moim ulubionym szwagrem, gdyby nie wyrwał się na minutę wszystkim i szybko podbiegł do barierki. Chwyciłam Wanka za tył kurtki bo już chciał do niego doskoczyć, po czym wskazałam na Lenę wpadającą mu w ramiona. Wzruszenie ścisnęło moje serce widząc jak płacze wtulając się w jej drobne ciało, a ona szepcze mu coś do ucha i scałowuje te łzy. Nigdy nie widziałam bardziej romantycznej sceny. Cieszyłam się ich szczęściem bo moja siostra na to zasługiwała. Tak jak Andreas na ten medal.
Otarłam łzę płynącą po policzku, po czym uśmiechnęłam się do niego, gdy na chwile zerknął nad jej głową. Odszedł kilka sekund później, a Lena ze święcącymi oczami podeszła do nas. Poczochrałam jej włosy i objęłam ramieniem.

***

* Perspektywa Daniela

" ... Poniżej 110 metra nie masz na to szans ...". Słowa dziewczyny buzowały mi w głowie podczas oczekiwania na drugi skok. A żeby wiedziała że tyle skoczę! Nawet te komiczne warunki mi w tym nie przeszkodzą! Widok jej miny na pewno będzie bezcenny gdy będzie musiała wyjawić mi swoje imię. Szkoda tylko, że nie mogłem tego zobaczyć w Ga-Pa po mojej wygranej. Wtedy jej słowa, mimo że wypowiedziane z ironią, dodały mi skrzydeł. Chciałem utrzeć nosa tej mądrali i dzięki temu odniosłem zwycięstwo. Fakt, wtedy kompletnie o niej zapomniałem, ale teraz miałem szansę znów ją zdenerwować.
Nadeszła moja kolej, więc wygodnie usadowiłem się na belce. Miałem nadzieję że nie spędzę tu więcej czasu niż kilka sekund, bo ten lodowaty wiatr był przerażający. Zobaczywszy że trener macha flagą, odepchnąłem się i skupiłem swoje myśli na jak najlepszym odbiciu, a następnie locie. Nie wiem czy trafiłem w dobre warunki, czy po prostu był to dobry skok, ale wylądowałem na ponad 111 metrze. O jeden dalej ... brawo Daniel!
Wiedziałem że nie mam szans na medal, ale ostatecznie nie było też tragicznie. Miałem jeszcze dwie szanse, aby się odkuć i wrócić do domu z olimpijskim krążkiem. Szybko założyłem ciepłe rzeczy w miejscu dla tymczasowego lidera i obserwowałem co się dzieje na skoczni.
A działo się dużo i szybko. Jeszcze przed chwilą byłem liderem, a teraz gratulowałem Johannowi i Robertowi miejsc na podium. Chłopaki na to zasługiwali jak nikt inny. Kompletnie nie czułem sportowej zazdrości, a jedynie cieszyłem się ich szczęściem. Tak jak i oni cieszyli się moim, gdy zostałem Mistrzem w Lotach. Byliśmy nie tylko kolegami z pracy, ale i przyjaciółmi. Dwóch Norwegów na podium, to był nasz wspólny sukces.
Gdy chłopaki szli w stronę podium, podszedłem bliżej barierek i rozejrzałem się wokół za szatynką. Jakoś wątpiłem w to że założyła moją czapkę, była na to zbyt uparta, ale sam fakt że miała ją przy sobie jakoś dziwnie sprawiał mi przyjemność.
Przede mną przebiegł nowy Mistrz Olimpijski, któremu przed chwilą pogratulowałem. Początkowo jego obecność w tym miejscu mnie zaskoczyła, ale wszystko zrozumiałem, gdy zbliżył się do barierek. W takiej chwili też wolałbym być w objęciach najbliższych. Szczególnie iż obiło mi się o uszy że ma dziewczynę, która przyjechała go wspierać do Korei.
I nie pomyliłem się, w jego ramiona wpadła drobna postać. Z jej głowy zsunął się kaptur, a ja stanąłem jak wryty. "Nie przyjechałam tutaj dla Ciebie ...", odwróciłem się na pięcie gdy ich usta zetknęły się ze sobą, co wywołało lekki ukucie w mojej klatce piersiowej. A przecież powinno było być mi wstyd! Bo szatynka o pięknych oczach ... była dziewczyną Andreasa Wellingera. Ostatni raz zerknąłem przez ramię widząc jak scałowuje jego łzy radości ...
Jak mogłeś być takim kretynem Tande?! Dopiero w tej chwili wszystkie fakty zaczęły się łączyć w jedno. Nie reagowała na moje flirciarskie zaczepki, mimo że działało to na inne kobiety. Była Niemką i właśnie na terenie tego kraju ją poznałem. Zawsze była w towarzystwie Andreasa Wanka, przyjaciela Wellingera. Gdyby tylko Andi wiedział jak denerwowałem jego ukochaną i co jej proponowałem ... już chyba nigdy nie spojrzę mu w oczy! Chociaż muszę przyznać, że była wspaniałą i wierną dziewczyną. Za każdym razem mnie spławiała, Wellinger mógł być spokojny. Był po prostu szczęściarzem.
Wróciłem do mojego sztabu i obserwowałem jak chłopaki wskakują na podium. Na końcu na miejsce z jedynką wskoczył radosny Wellinger, a ja z przerażeniem stwierdziłem, że nie jestem zazdrosny jedynie o jego wygraną ...

***

Pjongczang, 11 lutego 2018.

Nie mogłem spać tej nocy. Przez cały czas przekręcałem się z jednej strony na drugą. Nie pomogła szklanka wody, nie pomogło liczenie baranów, nie pomogło nic! Za to Fannemel urządził sobie koncert chrapania, co jeszcze bardziej doprowadzało mnie do szału! O 6:00 stwierdziłem że to nie ma sensu, więc sięgnąłem po telefon i zacząłem przeglądać Instagram.
Oczywiście najwięcej nowych zdjęć było od niemieckiej ekipy, co wcale mnie nie zdziwiło. Mieli prawo świętować, w szczególności Andi. I właśnie wtedy, gdy pisałem gratulacje pod jego zdjęciem, wpadłem na idiotyczny pomysł. Zagryzłem dolną wargę zastanawiając się przez chwilę, po czym wszedłem w jego profil. Powoli przewijałem w dół szukając pośród zdjęć znajomej twarzy. Wiedziałem że Wellinger bardzo dba o swoją prywatność, ale wierzyłem że chociaż jedno zdjęcie ze swoją dziewczyną opublikował. I właśnie takie znalazłem! Kliknąłem w nie i przez chwilę przyglądałem się szatynce wtulonej w jego bok na tle choinki bożonarodzeniowej. Była oznaczona, więc już po chwili wiedziałem że nazywa się ...
- Lena. Lena Lahm. - przeczytałem. Niestety jej profil był zablokowany, a jedyne co dowiedziałem się z opisu to to, iż mieszka w Monachium i studiuje Prawo. Na koniec był dopisek "L&L" i emotikonka dwóch dziewczęcych buziek, ale nie miałem pojęcia co to może oznaczać.
Całkowicie oszalałem. Nadal przewijałem zdjęcia Andiego w poszukiwaniu dziewczyny. Zdjęć było kilka ale ... coś mi w nich nie pasowało. Zniknęło uczucie zazdrości, była zwykła obojętność. Szczególnie gdy wpatrywałem się w oczy szatynki, które wydawały się mi być inne. Zadowolony wyłączyłem Instagrama, po czym podniosłem się z łóżka. Przeproszę dziewczynę i po sprawie. A teraz pobiegam sobie po mieście, póki wszyscy odsypiają wczorajsze emocje.

***

* Perspektywa Liny

Tą Fioletową Krowę całkowicie powaliło. Owszem, zgodziłam się z nim spotkać w cztery oczy, ale nie z samego rana! Była godzina 8:00, a przecież do hotelu wróciliśmy po 3:00! Mógłby wziąć to pod uwagę, ale niestety w jego mistrzowskim organizmie nadal buzowała adrenalina i nie mógł spać. A ja niestety wprost przeciwnie ...
Siedziałam skulona pod podświetlanymi Kołami Olimpijskimi w samym środku miasta i czekałam, aż łaskawie się zjawi. Swoją drogą dobrze że Psiapsi jeszcze nie odnalazł tego miejsca, bo te cuda nie poświeciłyby długo.
- Lina! - usłyszałam głos Andiego, więc podniosłam głowę. Truchtał w moją stronę w swoich prywatnych dresach i kurtce. - Cieszę się, że jesteś. - usiadł obok z szerokim uśmiechem, po czym wyjął butelkę wody i upił parę łyków. - Ładne miejsce, prawda?
- Nooo ... - zakryłam usta dłonią ukrywając ziewnięcie. - Byłoby ładniejsze gdybym zobaczyła je wyspanym spojrzeniem. Po coś mnie tu ściągnął tak wcześnie? - jęknęłam zrozpaczona.
- Bo wiedziałem, że wszyscy będą odsypiać. - westchnął, a ja prychnęłam na jego słowa. - Przepraszam, ale musiałem mieć pewność że nikt nas nie zobaczy, szczególnie Lena ...
- Mam nadzieję że ta sprawa będzie tego warta. Wiesz że niewyspana robię się bardziej wredna i niebezpieczna. - widziałam po jego rozbawionej minie że chciałby skomentować moje słowa, ale wolał nie ryzykować. I dobrze!
- Dla mnie jest. - sięgnął po coś do kieszeni. - Chciałbym, abyś coś oceniła. - w jego dłoni pojawiło się czerwone aksamitne pudełko. Z wrażenie zakryłam usta dłońmi, bo momentalnie zrozumiałam co to oznacza. Lena będzie wniebowzięta!
- Andi ... - szepnęłam, a on się uśmiechnął.
- Wiesz, myślałem o tym od miesięcy, aż doszedłem do wniosku, że Igrzyska będą do tego idealne. W końcu poznaliśmy się w Soczi ... - w moich oczach pojawiły się łzy wzruszenia. Moja siostra nie mogła lepiej trafić. - No więc wybrałem pierścionek i wziąłem go ze sobą. Trochę żałowałem że nie miałem go wczoraj ze sobą, ale to może i lepiej. Chcę to zrobić, gdy będziemy sami. - otworzył pudełeczko, a mi w oczy rzucił się przepiękny pierścionek z białego złota. - Myślisz że się jej spodoba? - zapytał niepewnie.
- Andi, oszalałeś? Jest idealny! - zaśmiałam się obejmując go mocno. Już teraz widziałam radość Leny przed swoimi oczami! Przecież ona świata po za nim nie widzi!
- Może zabrzmi to dziwnie, ale chciałabym żebyś go przymierzyła. Nigdy nie kupowałem pierścionków i boję się że nie będzie pasować. A wiem że macie takie same palce ... - zaczął się tłumaczyć zakłopotany. Ze śmiechem wzięłam ostrożnie pierścionek i założyłam na swój palec, po czym pomachałam dłonią przed jego twarzą. Był idealny. Szybko go zdjęłam żeby nie przynieść pecha, czy innych tym podobnych rzeczy, po czym mu oddałam. - Czyli wszystko jest ok?
- Posłuchaj mnie teraz uważnie. - złapałam go za ramiona. - Moja siostra Cię kocha, a Ty kochasz ją. Nie uważasz, że to jest najważniejsze? Ona nawet z plastikowego pierścionka prosto z automatu by się ucieszyła, bo dla niej najważniejsze jest to, że jest dla Ciebie ważna i myślisz o niej w tak poważny sposób. Pierścionek to tylko symbol, ważne jest to czy Twoje słowa są szczerze, a wierzę że tak.
- Dziękuje Lina. - objął mnie swoimi ramionami. - Nie tylko za to. Wiem, że wspierałaś nas od samego początku ...
- No raczej nie ... - mruknęłam spuszczając smutno wzrok.
- To już nie jest ważne, tak? - uniósł mój podbródek uśmiechając się. - Mieliśmy tylko po osiemnaście lat. Każdy z nas popełnia błędy, ważne że nam pomogłaś w najtrudniejszych momentach. Wspierałaś Lenę, utwierdzałaś ją w tym że związek, dość często na odległość, ma sens. - gdyby tylko wiedział, że były jeszcze gorsze momenty niż to ...
- Bo w to wierzyłam, gdy widziałam was razem. - pociągnęłam nosem. - Ale nie myśl sobie, że przez te piękne słowa przestaniesz być moją ulubioną Fioletową Krówką!
- I Milka Boy'em? Tylko ty tak możesz do mnie mówić. - zaśmiał się serdecznie, a ja mu zawtórowałam. - Lina, zasługujesz na świetnego chłopaka. Bo to, że jesteś prześliczna to sam doskonale wiem. W końcu jesteś odbiciem mojej ukochanej, mimo że różni was blask w oczach. - pacnął palcem mój kochany nosek, który zmarszczyłam.
- Obiecuję, że gdy tylko znajdzie się facet który podobnie jak ty, znajdzie tą różnice, to sama się mu oświadczę! - położyłam rękę na sercu udając niezwykle poważną. Ale prawda była taka, że to co zauważył w nas Andi, było ... urocze? Romantyczne? Widział coś czego inni nie dostrzegali. Ale raczej był jedyną taką osobą na świecie.

***

Dzisiaj dali Linie spokój i nie wyrwali jej słuchawek ... xD

Moje drogie czytelniczki! Chciałam wam podziękować za tyle miłych słów, które od was otrzymałam pod ostatnim rozdziałem! Każde słowo, każdy komentarz wywołał u mnie uśmiech na twarzy :) Przynajmniej wiem że jest sens abym publikowała posty o tych "warjotach". Jak same zauważyłyście jest sporo śmiechu, bo gdy piszę sceny z Liną i Wankiem to nie potrafię inaczej, ale spokojnie ... jakiś dramat też się tutaj pojawi :)

Rozdział z dedykacją dla Mistrza :