poniedziałek, 26 marca 2018

4. Oppa ... Oppa ... Oppa ... !!!

Pjongczang, 11 lutego 2018.

- Come on, come on, turn the radio on. It's Saturday and I won't be long. Gotta paint my nails, put my high heels on. It's Saturday and I won't be long!* - śpiewałam radośnie tuszując swoje długie rzęsy.
- Jest niedziela! - usłyszałam oburzony krzyk Wanka zza drzwi, ale w ogóle się tym nie przejęłam. Nie będę zmieniała słów piosenki dla jego "widzi mi się"! - Po za tym mogłabyś się pospieszyć, siedzisz tam już godzinę! - wywróciłam oczami i przyjrzałam swojemu odbiciu w lustrze. Mocniejszy makijaż, włosy związane w wysoką kitkę, czarna krótka sukienka sięgająca mi do połowy ud oraz botki za wysokim obcasie. Lino Lahm, będziesz dziś królową parkietu!
Właśnie wybieraliśmy się z Psiapsi na poszukiwania klubu, w którym mogliśmy trochę poszaleć. Po ceremonii medalowej Andiego, Schuster wspaniałomyślnie dał chłopakom wolny wieczór, ale oni i tak woleli obejrzeć jakiś film. Nudy! Oczywiście Markusa kusiła wizja parkietu i drinków, ale wolał podokuczać Katrin. Za to ja i Wank ani myśleliśmy zostawać w hotelu! I właśnie dlatego jesteśmy przyjaciółmi.
- Till I hit the dancefloor! Hit the dancefloor! I got all I need ... * - wyszłam z łazienki tańczącym krokiem kręcąc moimi biodrami. Psiapsi siedział obrażony na moim łóżku, ale widząc co wyprawiam, jedynie pokiwał z politowaniem głową. Zdecydowanie potrzebował procentów! - No I ain't got cash! No I ain't got cash! But I got you baby ... * - chwyciłam w dłonie jego twarz i cmoknęłam w nos całkowicie go rozbawiając.
- Znowu będę musiał odganiać od Ciebie facetów. - jęknął sięgając po swoją kurtkę.
- Mój Bodyguard. - zaśmiałam się poprawiając mu włosy, które i tak sterczały we wszystkie strony. - Wiesz że dam sobie radę sama.
- Wiem. - mruknął. - Ostatnim razem aż mnie zabolało gdy kopnęłaś go tym obcasem w ... - syknął, a ja zaśmiałam się głośno.
Klub znaleźliśmy wcześniej. Po przetłumaczeniu jego nazwał brzmiała "Pod latarnią najciemniej" co rozbawiło mnie do łez, jak i zaciekawiło. Od razu zarządziłam że musimy tam zajść! I w ten oto sposób wylądowaliśmy w kolorowym, jak to na Koreę przystało, klubie. Psiapsi chwycił mnie za rękę i torował drogę do baru pomiędzy tłumem ludzi. Jego wzrost robił tu wrażenie, a ja na prawdę się czułam jak gwiazda ze swoją obstawą!
- Co podać? - zapytał uprzejmie barman.
- Dla mnie Whisky z lodem, a dla pani Margarita. - odpowiedział Andreas, a ja uśmiechnęłam się szeroko zadowolona. Doskonale wiedział w jakich alkoholach się lubuję. Wznieśliśmy toast za medal Andiego oraz za nadzieję na kolejne, po czym przed nami stały dwie puste szklanki. Ja usłyszawszy moją ukochaną Havanę zerwałam się z krzesła i wskoczyłam na sam środek parkietu. Nigdy nie byłam wstydliwą czy sztywną osobą jeśli chodzi o taniec. Do klubów przychodziłam po to, aby się wyszaleć, a nie podpierać ściany lub siedzieć za stolikiem. Nie wspominając o czymś takim jak "alkohol na odwagę".
Wyginałam swoje ciało czując na sobie spojrzenia innych ludzi. A niech się patrzą jeśli mają na co! Wcale mnie to nie peszyło, a wręcz przeciwnie. Zerknęłam na Wanka, który śmiał się w moją stronę trzymając w ręce kolejną szklankę Whisky. Pomachałam do niego i pokręciłam tyłkiem, na co wytknął mi język. Niech szlag trafi tych wszystkich ludzi, którzy sądzą że nie istnieje przyjaźń pomiędzy mężczyzną, a kobietą. Jeśli jej nie doświadczyli to ich problem, niech żałują! Kątem oka zwróciłam uwagę na dwie Koreanki które próbowały naśladować moje ruchy. O nie kochane, nie z takimi płaskimi tyłkami. Świat mi zawirował i nagle byłam w ramionach nawet przystojnego bruneta. Uśmiechnęłam się do niego zalotnie i dałam zgodę na wspólny taniec. Po chwili jednak jego dłoń zsunęła się na mój tyłek. Spalony ...
- Psiapsi! Muszę się czegoś napić! - przekrzykiwałam tłum wieszając się na jego ramieniu. Rozanielony podał mi swoją szklankę. Nie byłam zwolenniczką Whisky, ale w tej chwili było mi wszystko jedno. Skrzywiłam się, ale wypiłam. - Chodź na parkiet!
- Potem. Teraz mam poważną rozmowę z panem ... - wskazał dłonią na barmana. Język już zaczynał się mu plątać, więc z moich wyliczeń wynikało że jeszcze dwie szklanki i będzie po Wanku. Machnęłam jednak na to ręką. - Mam Cię jednak na oku mała. - pogroził mi palcem.
Kolejna Margarita, parkiet, Margarita, parkiet, Margarita ... w głowie mi szumiało, świat powoli wirował wokół, a ja czułam się wspaniale pomiędzy tańczącymi ludźmi. Nawet zaprzyjaźniłam się z tymi dwoma Koreankami, z którymi zrobiłam sobie sesje selfie.
Przyznałam sama przed sobą że przesadziłam z alkoholem gdy kolorowe światła zaczęły drażnić mój wzrok. Nagle poczułam czyjeś dłonie na swoich biodrach. Odchyliłam głowę do góry dostrzegając przez zamglone oczy wysokiego blondwłosego chłopaka.
- Daniel? - szepnęłam uśmiechają się do niego co odwzajemnił. Miałam wrażenie że coś odpowiedział jednak przez głośną muzykę tego nie dosłyszałam. Oparłam się plecami o jego klatę i zaczęłam poruszać w rytm kolejnej piosenki. Przymknęłam powieki i zagryzłam wargę gdy jego zwinne dłonie jeździły od moich bioder, przez brzuch, pod biust. Mój oddech przyspieszył, a temperatura powietrza wzrosła gdy chłopak zaczął muskać moją szyję. Cały czas miałam przed oczami jego zniewalający uśmiech, którym mnie raczył za każdym razem. Te jego usta ... wręcz stworzone do całowania. Cholera, jak on na mnie działał!
Gwałtownie odwróciłam się łapiąc jego twarz w dłonie ... po czym odepchnęłam go przerażona. Wytrzeszczonymi oczyma patrzyłam na zdziwionego, kompletnie mi obcego chłopaka. To zdecydowanie nie był Tande. Wymamrotałam przeprosiny, po czym szybkim krokiem udałam się do łazienki. Tam odkręciłam zimną wodę i parę razy ochlapałam twarz. Swoim rozgrzanym ciałem oparłam się o chłodne kafelki oddychając głęboko.
- Koniec z alkoholem. Definitywny koniec z alkoholem! - wymamrotałam, po czym urwał mi się film ...

***

* Perspektywa Daniela

Z okazji odebrania przez Johanna i Roberta medali, Stöckl zorganizował dla nas wszystkich, to jest dla zawodników i całego sztabu, kolację w jednej z koreańskich restauracji. Oprócz skromnego świętowania, mieliśmy poznać kulturę i tradycyjne potrawy tego fascynującego kraju. I nie powiem, ale było dość interesującego i miło. Szkoda tylko, że dzisiejszej nocy w ogóle się nie wyspałem, więc już po godzinie zacząłem ziewać.
Przeprosiłem całe towarzystwo, po czym zacząłem się zbierać. Przy okazji okazało się że Fannis i Stjernen również woleliby odpocząć, więc restaurację opuściliśmy w trójkę. Przemierzaliśmy koreańskie miasto rozmawiając i przedrzeźniając się nawzajem. W duchu dziękowałem Bogu za kumpli, dzięki którym moje głupie myśli odchodziły na bok. Szczególnie że dzisiaj rano byłem świadkiem oświadczyn Andreasa i szatynki. Poczułem się dziwnie, ponieważ Wellinger był ode mnie młodszy, a już znalazł kobietę na całe życie. A ja? Z jedną zerwałem i zacząłem nieświadomie podrywać narzeczoną innego. "Narzeczona". To słowo działało na mnie dzisiaj jak płachta na byka.
- Tom dzisiaj do mnie dzwonił. - zaczął Fannemel, a ja i Andreas z zaciekawieniem na niego spojrzeliśmy. Hilde był duszą towarzystwa i przyjacielem każdego z nas. To dzięki niemu, każdy nowy zawodnik który dostał powołanie do kadry, nie czuł się nieswojo w pierwszych dniach. - Kazał was pozdrowić, przekazać żebyśmy nie narobili wstydu, no i przy okazji zaprasza na tradycyjną nalewkę.
- Z czego tym razem? - zapytał przerażony Stjernen.
- Nie wiem i nie chcę wiedzieć. - odpowiedział. Chyba jak każdy z nas wolał nie zbliżać się do wynalazków Hilde. Ostatnim razem wszyscy okupowaliśmy łazienkę. Aż mnie otrzepało na samą myśl! - Był z nim Sigurd ... - dodał patrząc na mnie znacząco.
- Mówił coś? - zapytałem cicho. Søberg był bratem Anji i właściwie dzięki niemu się poznaliśmy. Byliśmy dość dobrymi kumplami, ale po moim rozstaniu z blondynka, mimo iż było zgodne, nasze relacje lekko się ochłodziły.
- Jak zwykle ... same głupoty. - wzruszył ramionami. Poczułem dziwną ulgę.
-  Oppa Gangnam Style!!! - usłyszeliśmy w oddali wrzask. Momentalnie odwróciliśmy się w stronę jego źródła. Przed jakimś klubem, na ławce, stał wysoki brunet i próbował naśladować choreografię tego utworu. Szło mu to nieudolnie, ponieważ długie nogi zaczęły się plątać i lada chwila mógł runąć w dół. Po jednym drinku to on raczej nie był ...
- Czy to czasami nie jest Wank? - spytał Andreas marszcząc czoło.
- We własnej osobie. - zaśmiał się Fannis. Mi jednak w oczy rzuciło się coś kompletnie innego. A raczej ktoś inny. Przed ławką skakała szatynka wymachując rękoma, którymi prawdopodobnie chciała go chwycić. Od razu rozpoznałem w niej narzeczoną Wellingera. Boże, jakie ona miała nogi w tej krótkiej kiecce i obcasach ...
- Psiapsi, złaź natychmiast! - piszczała. - Zaraz spadniesz i potłuczesz sobie buzię!
- Oppa ... Oppa ... Oppa ... !!! - zmienił choreografię i teraz prawdopodobnie udawał Johna Travoltę. Szatynce udało się go chwycić za rękę, ale Wank był tak zaangażowany w swoje kroki taneczne, że gwałtownym ruchem ją wyrwał, przez co dziewczyna straciła równowagę i wylądowała tyłkiem w śniegu. Przez chwilę zapanowała cisza, którą przerwała ona sama głośnym śmiechem.
- Chyba trzeba im pomóc. - zauważył Andres drapiąc się po głowie, a ja bez słowa ruszyłem w ich stronę. Jako że jestem dżentelmenem, nachyliłem się po to, aby podnieść dziewczynę. Oczekiwałem krzyków i wyzwisk, a nie tego co się stało ... szatynka podniosła na mnie wzrok, po czym z piskiem radości rzuciła się na moją szyję. Nie byłem na to przygotowany, więc chcąc nie chcąc, wylądowałem na plecach w śniegu, a ona na mnie.
- Daniel? - szepnęła i ocierając się o mnie swoim ciałem, na co moje momentalnie zareagowało, chwyciła moją twarz w dłonie przyglądając się uważnie. - Uff to Ty ... - westchnęła i położyła swoje czoło na mojej klatce piersiowej. Co tu się właśnie wyprawia? Fannis i Stjernen stali nad nami z uchylonymi w szoku ustami, a ja niepewnie podniosłem ręce z niewinną miną. - Nawet nie wiesz, co się stało! - wyprostowała się. Przełknąłem głośno ślinę, bo nawet nie zdawała sobie sprawy, że siedzi sobie wygodnie na najczulszym miejscu męskiego organizmu. Byłem tylko facetem, a ona mnie teraz torturowała!
- To na pewno jest fascynujące, ale może wstaniemy? - spytałem chwytając ją na biodra, po czym powoli podniosłem. Nieudolnie stanęła na swoich nogach trzymając się mojego ramienia. - Popraw sukienkę. - szepnąłem przełykając ślinę i odwracając wzrok od krótkiego materiału, który w tym momencie ledwo co zakrywał jej pośladki. Na szczęście chłopaki zajmowali się w tym momencie ściąganiem Wanka z ławki, co też łatwym zadaniem nie było. Ona jednak spojrzała na mnie jak na ostatniego kretyna, więc zamknąłem oczy na kilka sekund, i prosząc Boga o więcej sił, sam naciągnąłem jej tą kieckę.
- Oj Tande ... facet sukienkę podciąga, nie naciąga. - parsknęła śmiechem. - Ale łapy precz bo mój Psiapsi ... - tu spojrzała na Wanka, którego podtrzymywali moi kumple. Skończył już swoje przedstawienie i w tym momencie ledwo co trzymał się na nogach. Jedynie pod nosem mruczał  "... Oppa ... Oppa ... Oppa ..." - ... jest lekko niedysponowany, ale spokojnie, mam obcasy ... - tu się zamachnęła, ale momentalnie straciła równowagę i gdyby nie mój spryt, leżałaby plecami na chodniku.
- Znasz ją? - zapytał Anders.
- Tak jakby. - mruknąłem przerzucając szatynkę przez swoje ramię. Nie widziałem innego sposobu, aby przetransportować ją do hotelu. Ledwo trzymała się na nogach.
- Ratunku! - pisnęła. - Wikingowie najechali Pjongczang i mnie porywają! - spojrzeliśmy rozbawieni z chłopakami po sobie. Dla Norwega przezwisko Wiking to powód do dumy. - Tande, masz fajny tyłek, ale czy ja go muszę oglądać wisząc głową w dół? - zapytała po kilku krokach.
- Twój też niczego sobie. - odgryzłem się. Choć było w tym wiele prawdy ...
- Zboczeniec! - znów pisnęła próbując się wyrwać. - Psiapsi, ratuj!
- Omnfbuefuwgifweufghuf ... Oppa ... Oppa ... Oppa ... - wybełkotał Wank wisząc na ramionach moich kumpli. Przez niski wzrost Fannemela to wyglądało na prawdę zabawnie. Jednak z każdym naszym krokiem, nogi Niemca odmawiały posłuszeństwa, co nie było łatwym zadaniem dla moich przyjaciół.
- Spokojnie, zaraz zaprowadzimy Cię do Andiego to się tobą zajmie. - próbowałem ją uspokoić.
- Do Fioletowej Krówki?
- Erotyczne przezwiska zachowajcie sobie dla siebie.
- Moje i Andiego? Tande, przestań już pić ... - czknęła, po czym od nowa zaczęła się śmiać. Była niemożliwa, ale zarazem urocza w tym pijackim stanie. - Daniel? - szepnęła po chwili. Po moim ciele rozlała się fala przyjemnego uczucia. Moje imię w jej ustach miało specyficzny wydźwięk. - Niedobrze mi ...
- Że co? - szybko postawiłem ją na nogi i złapałem za ramiona.
- Żartowałam. - uśmiechnęła się do mnie szeroko i z błyskiem w tych niesamowitych oczach, przypominającym mi Nordyckie Fiordy. Zdjęcia na Instagramie Wellingera tego nie oddawały. Stanąłem jak zamurowany, bo to był jeden z najpiękniejszych widoków jakie dane mi było zobaczyć. I ten uśmiech, tak bardzo szczery ... - Ten widok jest lepszy ...
- Zdecydowanie. - szepnąłem. Spoglądaliśmy sobie w oczy jak zaczarowani. Nawet nie zwracałem uwagi na to, że stoimy pod hotelem w którym umieszczeni byli Niemcy, a Fannis z Andreasem próbują skontaktować się z którymkolwiek z nich. Dla mnie liczyło się tylko to, co przede mną, w postaci najpiękniejszej dziewczyny z najbardziej irytującym, a zarazem fascynującym charakterem. Przed zrobieniem kroku w jej stronę powstrzymywał mnie jedynie szacunek do Wellingera.
- Lahm, mam nadzieję że masz coś dobrego na swoje wytłumaczenie! - usłyszałem nawoływanie Eisenbichlera, który szedł w naszą stronę ze Stephanem Leyhe. - Bo inaczej tak Ci tyłek spiorę ...
- Markus! - pisnęła i rzuciła się mu na szyję. - Byłam grzeczna, słowo! Zapytaj Daniela ... - Niemiec objął ją mocniej ramieniem, widząc że ledwo utrzymuje się na nogach, po czym spojrzał na mnie.
- Spotkaliśmy ich pod klubem i postanowiliśmy odprowadzić. Nie dała by sobie rady sama z Andreasem. - wyjaśniłem wskazując dłonią na pochrapującego Wanka, którego Fannis i Stjernen położyli na ławce. - I tak, była grzeczna. - dodałem na co dziewczyna uśmiechnęła się do mnie promiennie.
- Dzięki chłopaki. - Stephan podszedł do nas i podał dłoń, którą uścisnąłem. - Dasz radę iść sama? - zwrócił się do dziewczyny, która pokiwała głową niczym żołnierzyk. Sam kiwnął głową Markusowi, który pomógł mu podnieść Wanka. Fannis i Andreas ruszyli w drogę powrotną, a ja stałem i przypatrywałem się jak Niemcy wnoszą kumpla do środka, a szatynka przytrzymuje im drzwi. Już miałem się odwrócić gdy kątem oka zauważyłem, że zamiast wejść za nimi, rusza szybkim krokiem w moją stronę. Nawet się nie spostrzegłem jak błyskawicznie chwyciła moją twarz w swoje dłonie, a na moich ustach zostawiła soczystego buziaka.
- Dziękuję za wszystko. - szepnęła zostawiając mnie kompletnie skołowanego, z sercem które chciało wyskoczyć z piersi.

***

Pjongczang, 12 lutego 2018.

Uchyliłam lekko powieki, lecz czując okropny ból, który ogarnął moją głowę, wtuliłam się twarzą w poduszkę. Jęknęłam zrezygnowana. Kac morderca i tym razem nie miał dla mnie serca. Chyba za bardzo przesadziliśmy wczoraj z Wankiem. Swoją drogą, jestem ciekawa jak znalazłam się w moim pokoju hotelowym. Nawet nie pamiętam w którym momencie urwał mi się film.
Jedyne co czułam to ból mięśni, głowy i suchość w gardle. Z nadzieją uniosłam wzrok spoglądając na szafkę nocną. Widok butelki z niegazowaną wodą był niczym widok strumienia na rozgrzanej pustyni. Kochane dziewczyny! Uniosłam się ostrożnie na łokciach, po czym chwyciłam "eliksir" i odkręciłam zakrętkę.
- Wyglądasz uroczo. - skwitowała moja siostra stojąc w drzwiach łazienki. W tym momencie, z tą surową miną, wyglądała jak odbicie naszej matki. A skoro ja jestem odbiciem siostry to także i odbiciem matki ... nie, nie, nie ... za dużo rozmyślań jak na moją lekką niedyspozycję. Nachyliłam butelkę i "wyżłopałam" niczym uliczny żul połowę jej zawartości na raz!
- Jak się tu znalazłam? - spytałam zachrypniętym głosem.
- Cóż ... - podeszła bliżej i usiadła obok mnie. - Razem z Wankiem zostaliście "dostarczeni" pod hotel przez Norwegów. - na to ostatnie słowo zimny prąd przeszył moje ciało. Że co? Że jak? - Markus i Stephan po was zeszli, szczególnie ten pierwszy nie był zbyt zadowolony. Podejrzewam że dochodził wówczas do pierwszego porozumienia z Katrin ...
- Jak to dochodził? - spojrzałam na nią tępo. Kompletnie nie rozumiałam co do mnie mówiła.
- Lina!
- Aua! - złapałam się za głowę. - Dzięki Lena, to było bardzo miłe ... - jęknęłam i z powrotem wtuliłam się w poduszkę. - Wank żyje?
- Śpi. - mruknęła szukając czegoś w torebce. - I cały czas mruczy pod nosem "Oppa ... Oppa ... Oppa ...", kompletnie już zwariował. - Oppa? Co ten człowiek znowu wymyślił? Chyba nie chcę znać szczegółów wczorajszej nocy.
Kochana Lena podała mi tabletki przeciwbólowe, które popiłam resztką wody. Oficjalnie ogłaszam, że nie wychodzę z łóżka do jutra rana! Nakryłam się szczelnie kołderką i próbowałam znów usnąć. Ale w tym towarzystwie to niemożliwe ... do pokoju wpadł Wank, wyglądający jak siedem nieszczęść, po czym runął jak kłoda obok mnie.
- Aua! - wrzasnęłam i momentalnie tego pożałowałam. - Obiłeś mi paluszka swoim kościstym zadem! - poskarżyłam się podsuwając mu dłoń pod nos. - Teraz pocałuj, żeby przestało boleć! - rozkazałam, a ten kretyn mnie polizał. Fuj!
Odwróciłam się do niego tyłkiem nie mając ochoty na jakiekolwiek dyskusje czy przekomarzania. Przymknęłam oczy, ale to również był błąd, bo przed oczami stanęły mi niektóre wydarzenia z wczorajszej nocy w klubie. Między innymi moje zwidy związane z Tande. Co za wstyd! Już nigdy więcej nie będę mieszała Whisky z Margaritą! Tylko że za każdym razem gdy przywoływałam jego twarz w myślach, czułam dziwne łaskotanie w brzuchu. To na pewno wina tego idiotycznego snu w którym go pocałowałam!
Poczułam szarpnięcie, po chwili następne. Otworzyłam wściekle oczy, po czym odwróciłam się gwałtownie do tego kretyna.
- To moja kołdra! - pociągnęłam z całej siły, aż coś się popruło.
- Zimno mi! - poskarżył się. - I mam dreszcze!
- To idź do swojego łóżka! - wskazałam mu palcem drzwi. - To jest moja własność, płacę za nią z własnej kieszeni. - owinęłam się kołdrą wyglądając jak ostatnia sierota, ale na pewno nie dam mu tej satysfakcji.
- Jak wczoraj siedziałaś na Tande podczas siarczystego mrozu to Ci zimno nie było! - prychnął, po czym ściągnął z łóżka Katrin jej kołderkę. Oj zadowolona to ona nie będzie. Zaraz ... co on tam gadał? - Chociaż co ja się dziwię, ciało do ciała ...
- Psiapsi, ty weź jakieś proszki i idź spać. - poradziłam mu. - Jesteś nadal pijany.
- Film urwał mi się później, gdy przerzucał Cię przez ramię ... - mruknął, po czym okrył się szczelnie kołdrą i chrapnął. Z uchylonymi w szoku ustami wpatrywałam się w mojego przyjaciela. To nie mogła być prawda. Nie, nie, nie ... ja się nie mogłam aż tak skompromitować! Jak z procy wyskoczyłam z łóżka i chwyciłam swój telefon. Jeden sygnał, drugi ...
- Halo? - usłyszałam po drugiej stronie głos Stephana.
- Szybkie pytanie, szybka odpowiedź ... - rzuciłam bez żadnych ceregieli. - Którzy Norwegowie nas wczoraj odprowadzili?
- Hmm ... Tande, Fannemel i Stjernen, a co? Chcesz im podziękować? Zrobiłaś to już wczoraj, wróciłaś się gdy zanosiliśmy Wanka na górę ... - dodał, a mi telefon wypadł z ręki. To niemożliwe. Czyżby sen, który wydaje mi się że był snem, jednak był prawdziwym wydarzeniem? Przecież ja nie mogłam pocałować Tande!
- Oppa ... oppa ... oppa ... - chrapnął Wank, aż podskoczyłam przestraszona.

*

Chodziłam w tą i z powrotem obok domków dla skoczków wypatrując znajomej sylwetki. Co za ironia sytuacji! Jeszcze kilka dni temu ukrywałam się przed nim jak ostatni tchórz, a teraz chcę żeby jak najszybciej pojawił się w zasięgu mojego wzroku. Musiałam z nim porozmawiać i wszystko wyjaśnić. Tylko on mógł powiedzieć prawdę, o tym, co się wczoraj wydarzyło. Cały czas miałam nadzieję że pijany Wank to jednak nie jest dobre źródło informacji.
- Hej. - usłyszałam sympatyczny głos za sobą. Odwróciłam się niepewnie i ujrzałam Andersa Fannemela z nartami na ramionach. Uśmiechał się do mnie w przyjazny sposób, więc możliwe że aż tak wielkiej idiotki z siebie nie zrobiłam. - Czekasz na kogoś? Widzę że kręcisz się nerwowo ...
- Umm ... właściwie to ... wiesz może gdzie mogę znaleźć Tande? To znaczy Daniela! - poprawiłam się szybko. Norweg uniósł zaskoczony brwi. - Mam coś co należy do niego. - skłamałam bo nie chciałam wyjść na jakąś zdesperowaną fankę. - Musiało mu wypaść wczoraj gdy ... no wiesz. - wywróciłam zawstydzona oczami, a on uroczo się zaśmiał. - Chciałam mu podziękować i oczywiście przy okazji i Tobie.
- Nie ma sprawy, było ciężko z Wankiem, ale wesoło. - wzruszył ramionami.
- Z nim zazwyczaj jest ciężko. - dodałam, po czym obydwoje się zaśmialiśmy. Przemiły człowiek! Mały wzrostem, wielki sercem i duchem. Zauważyłam jak macha do kogoś za moimi plecami, po czym pokazuje na mnie. Odwróciłam się zaskoczona do tyłu i momentalnie ogarnęły mnie nerwy. Z domku właśnie wyszedł Tande i zmierzał zdziwiony w naszą stronę.
- To ja was zostawiam. Miło było Cię widzieć. - uśmiechnął się.
- Ciebie również. I powodzenia! - dodałam, na co tylko pomachał. Przede mną wyrósł Tande z niepewną miną. Nerwowo poprawił swoją czapkę. - Hej ... - szepnęłam, na co mi odpowiedział.
- Co tu robisz? - odchrząknął.
- Chciałam podziękować za wczoraj. - zaczęłam niepewnie, na co jedynie pokiwał głową. Czułam się dziwnie bo nasze wcześniejsze rozmowy wyglądały zdecydowanie inaczej. - Trochę przesadziliśmy z Wankiem, szczególnie ja gdy zmieszałam ... nie ważne. Chcę tylko wiedzieć ... czy jest coś ... ugh. Skompromitowałam się, czy nie? - jęknęłam rozpaczliwie patrząc na niego z nadzieją w oczach.
- Miałaś lekkie problemy z równowagą, ale jakoś sobie z tym poradziliśmy. - wzruszył ramionami jakby to była najnormalniejsza rzecz pod słońcem. - Jesteś lekka, więc moje ramię nie ucierpiało. Bez problemów doniosłem Cię do hotelu.
- I to wszystko? Nie paplałam bez sensu? Nie napastowałam nikogo? Nie całowałam ... - przerwałam stwierdzając że mój chaotyczny monolog jest jeszcze bardziej kompromitujący. - Pytam, bo po prostu wydawało mi się że ...
- Nie. - powiedział to takim głosem, że z samego wrażenie zmroziło mnie od środka. - Nic z tych rzeczy nie miało miejsca. Także się nie przejmuj. A teraz Cię przepraszam, ale muszę iść. - odwrócił się na pięcie i odszedł, zostawiając mnie z idiotycznym uczuciem zawodu.

***

* Dalej, dalej, włącz radio. Jest sobotni wieczór i już niedługo. Muszę pomalować paznokcie, założyć szpilki. Jest sobotni wieczór i już niedługo. / Uderzam na parkiet. Mam wszystko, czego mi trzeba. Nie, nie mam gotówki. Ale mam ciebie, kochanie.

Doszłam przed chwilą do wniosku, że zasłużyłyście na to, abym nie czekała z opublikowaniem mojego ULUBIONEGO rozdziału :) Jest tu chyba wszystko co lubicie ... duet "Lina i Wank" oraz Lina z Danielem ... także mam nadzieję że będziecie zadowolone :)

Jeszcze raz dziękuję za wasze komentarze, które zachęcają mnie do tworzenia ... po prostu rozbudzacie we mnie wenę :)

Co ja zresztą się będę rozpisywała :) Kolejny w święta!

7 komentarzy:

  1. Oj, Lina, Lina, żeby się tak w Koreańskim klubie upijać? A potem całować Daniela? Z jednej strony trochę nieładnie, ale z drugiej... miałam taką straszną radochę, czytając ten rozdział, że aż mi mięśnie twarzy zdrętwiały od głupkowatego uśmiechania się. Po prostu kocham pijanego Wanka, a z Liną, stanowią duet nie do podrobienia. Ich relacje, dialogi, po prostu cud, miód i orzeszki. W ogóle cała akcja na dyskotece jest genialna. A jeszcze genialniejsze jest to, co działo się po niej. W końcu nie ma to jak wpaść na naszych wikingów. Którzy oczywiście wykazali się wyjątkową dobroduszność i empatią, i nie zostawili naszych bohaterów na pastwę losów. W końcu wiking to dobry człowiek jest, co nie? xD
    Współczuję Danielowi, naprawdę. Jest po uszy zakochany w Linie, wariuje na jej punkcie, ale święcie przekonany, że to Lena, nie może nic zrobić, bo sumienie mu zabrania. Normalnie bohater prawie że tragiczny. Mam nadzieję, że niedługo wszystko się wyjaśni. Liczę też na Wanka w następnym rozdziale bo zdecydowanie jest moim ulubionym bohaterem.
    To tyle. Pozdrawiam i weny życzę.
    Violin

    OdpowiedzUsuń
  2. Aaaaa! No nie wierzę, ale niespodzianka! Nie spodziewałam się tak szybko rozdziału:D Uczyłam się do koła i moje palce zaliczyły małego missclicka I zamiast słownika wczytuje mi twój blog; człowiek myśli, że przypadek, a tu siła wyższa jednak działa :D
    Aww, jest i pierwszy pocałunek! Może niezbyt świadomy i w wersji demo, ale hej, od czegoś trzeba zacząć. Biedny Daniel, z jednej strony szacunek do Wellingera, a z drugiej urocza mała Lahm; póki co taki trochę Makbet (czy tam inny targany przeciwnościami losu bohater) z niego; ale niedługo chłopaczyna wszystko ogarnie i sobie poukłada.
    Ps. Kocham Wanka!

    OdpowiedzUsuń
  3. O matko, nadal nie mogę się przestać śmiać. �� Jesteś mistrzynią w wywoływaniu u mnie głupawki, która nie może się skończyć, nawet po przeczytaniu rozdziału.
    Lina i Wank ruszyli na podbój koreańskiego klubu. Z miejsca zostając jego gwiazdami. W końcu królowa parkietu była tylko jedna, a Psiapsi musiał sprawdzić się w kolejnej roli - tym razem ochroniarza. ��
    Może jednak lepiej, niech zostanie przy skokach...
    Cóż, za dużo Whisky i Margarity przyniosło niezbyt dobre efekty.
    Wszystkiego bym się spodziewała, ale nie Wanka tańczącego na ławce Gangam Style... Boże ja wciąż to sobie wyobrażam i nie mogę przestać się śmiać hahaha.
    Na szczęście na ratunek naszego niezastąpionego duetu przybyli "groźni Wikingowie", którzy wykazali się szlachetnością i odstawili bezpiecznie Linę i Andreasa do hotelu.
    Trochę szkoda mi Daniela. Biedak coraz bardziej zadurza się w Linie, wciąż myląc ją z Leną. W dodatku jest przekonany, że to narzeczona Wellingera. Niezłe musi przeżywać rozterki. Walczyć sam ze sobą i swoim sumieniem.
    Mam nadzieję, że to nieporozumienie niedługo się wyjaśni. ��
    Kocham ten rozdział. �� Czekam już teraz na kolejny, który z pewnością będzie taka samo świetny, jak ten!

    OdpowiedzUsuń
  4. Zdecydowanie to najlepszy rozdział jak dotychczas! Po prostu boski! Zawsze kiedy czytam Twoje opowiadanie, to wszyscy wokół dziwnie się na mnie gapią. Pewnie uznają mnie za wariatkę, bo śmieję się jak szalona.
    Wank i Lina to mieszanka wybuchowa. "Oppa gangnam style!" Czytanie o ich dwójce, nigdy mi się nie znudzi. Żaden rozdział tutaj nie będzie kiepski, jeżeli pojawi się w nim ta parka.
    Oby to całe nieporozumienie szybko się wyjaśniło i Tande przestał tak chłodno traktować Linę. Brakuje mi tego, jak ona przed nim uciekała, a on próbował ją uwodzić. I wiedziałam! Widziałam, że Tande musiał ich tam wtedy razem zobaczyć podczas "oświadczyn". Biedny Daniel...
    Dzisiaj krótko, ale obowiązki wzywają... :(
    Czekam na następny i życzę dużo weny! ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem i ja z opóźnieniem w postaci dwóch rozdziałów. Na szczęście udało mi się je nadrobić :)
    Drużyna Wank-Lina mistrzostwo świata. Oni oboje w normalnych warunkach dają czadu, a jak wybrali się do klubu, to rozwalili system. Ich dwójka w akcji nigdy mnie nie znudzi. Po pijaku w obcym kraju, to nie mogło się skończyć dobrze. Oppa gangam style hahahah z tego to się popłakałam przysięgam. Dobrze, że dostali pomoc od Norwegów.
    Lina i Daniel to też dobra opcja. Czekałam aż pojawi się jakiś romantyczny moment między nimi i dostałam. Był pierwszy pocałunek! Wydarzył się oczywiście w dziwnych okolicznościach. Żałuję też, że Tande cały czas nie wie, że Lina nie jest narzeczoną Milki Boya. Przez to całe nieporozumienie cały nastrój się psuje.
    Zdecydowanie najlepszy rozdział! Znaczy nie żeby inne były gorsze, bo też przyjemnie się je czytało. Po prostu ten najbardziej mnie rozśmieszył. Z niecierpliwością czekam na next i liczę na to, że to niefortunne nieporozumienie w końcu się wyjaśni, bo przez to moi ulubieńcy nie mogą być razem.
    Weny,
    N

    OdpowiedzUsuń
  6. No w końcu jestem! :D No i znowu mi narobiłaś smaku na alkohol, no nieładnie hahaha :D Ale, co ja gadam, przechodzę do rzeczy :D Hahahaha no to sobie Psiapsi z Liną poszaleli w klubie! I bardzo dobrze, nie ma co siedzieć w hotelu, skoro pod nosem takie atrakcje :D Czy ja już mówiłam, że ich uwielbiam? Mówiłam, ale to powiem jeszcze raz, tak dla podtrzymania tradycji :D hahaha Wanki i jego kocie ruchy! <3 No powiem Ci, że po tym wczorajszym zdjęciu no to... :D <3 Chciałabym zobaczyć ten taniec i to jak Lina próbowała go ściągnąć haha :D No i do akcji wkroczyli Norwegowie, no ładnie! Ehh biedny Daniel był świadkiem wiadomej sceny i sobie uroił w tej blond główce to, co nie trzeba i teraz chłodno traktuje Linę :( Buuu!
    Hahahaha, ale jego reakcje na dziewczynę są piękne <3 I zarówno ta, gdy na nim siedziała, gdy podciągał jej kieckę, gdy przerzucał ją sobie przez ramię i gdy dała mu buziaka ^^ Musiał być trochę zdezorientowany hihi :D
    I w ogóle to poranek na kacu w wykonaniu Liny Wanka bezbłędny hahaha, jak sobie wyobrażam to, jak Wanki polizał jej palec to leżę hahaha :D Oni wszyscy to są udani! :D
    Kocham <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Piszę z takim opóźnieniem, że będzie niezwykle krótko .
    Po pierwsze kocham Wanka!
    Po drugie kocham śpiewy i tańce po pijaku Liny i Wanka.
    No i po trzecie to zdecydowanie mój ulubiony rozdział
    Lecę czytać następny .
    Madźka :-)

    OdpowiedzUsuń