Seul, 7 lutego 2018.
- Feeling my way through the darkness, Guided by a beating heart * ... ej! - krzyknęłam oburzona zrywając się z ławki na której aktualnie "wypoczywałam". Aż mnie w krzyżu coś łypnęło! Wszystko przez tego ćwierćinteligenta, który jeszcze pare sekund temu był moim najlepszym Psiapsi i na którego kolanach spokojnie leżała moja zrelaksowana główka. Leżała ... bo Wank znienacka pociągnął za moje słuchawki, gdy oddawałam się totalnemu lenistwu z moją ulubioną muzyką w tle. Przypomnijcie mi, dlaczego ja się z nim przyjaźnię? Milka Boy miał rację ...
- Nasz pociąg przyjechał sieroto. Punktualnie, co do sekundy! - zawołał podekscytowany i zaczął się ładować pierwszy do środka. Razem z Leną i Katrin spojrzałyśmy po sobie zrezygnowane i chwyciłyśmy za wszystkie bagaże.
Dżentelmen od siedmiu boleści siedział zadowolony, niczym dziecko z zakupioną zabawką, podczas gdy my przedzierałyśmy się dopiero w stronę naszych miejsc. Zmęczone opadłyśmy na wygodne fotele posyłając mu trzy mordercze spojrzenia. Nawet się nie zająknął ...
Nie powiem, ale "Kolej wysokich prędkości" robiła wrażenie. Nowoczesna, wygodna, a co najważniejsze ... szybka. Gdy ruszyliśmy miałam wrażenie że jesteśmy w jakiejś cyberprzestrzeni, a najlepsze było to, że w ogóle nie odczuwaliśmy tej mega prędkości.
- Na samą myśl o pociągu, którym jechaliśmy do Soczi, chce mi się śmiać. - powiedziała Lena, a Katrin uśmiechnęła się szeroko na wspomnienie. - Głodno, chłodno, do domu daleko ... jakbyśmy jechali w głąb Syberii. - otrzepało mnie na samą myśl chociaż obecnie Korei było zimniej niż w Rosji cztery lata temu.
- ... tą superszybką kolejką z lotniska pod Seulem do olimpijskiego Pjongczang dojedziemy w 110 minut, a nie jak wcześniej w cztery godziny ... - zerknęłyśmy na jedynego samca, ekhem, w naszym towarzystwie, który z umiłowaniem czytał jakąś ulotkę, po czym zaczął liczyć na palcach. Zmarszczyłam czoło zastanawiając się co też mu chodzi po głowie.
- Andreas, 110 minut to dokładnie godzina i 50 minut - zaczęła spokojnie tłumaczyć moja siostra. - Czyli w Pjongczang będziemy o jakieś 2 godziny i 10 minut wcześniej niż bylibyśmy jeszcze kilka miesięcy temu. - czy ja już wspominałam że podziwiam Lenę Lahm, prywatnie moją bliźniaczkę, za ogromną cierpliwość? Będzie wspaniałą matką, to na pewno.
- Krótko Wank, nawet palców u stóp Ci braknie żeby to policzyć. - dodała Katrin, a ja parsknęłam głośnym śmiechem na pół przedziału, bo właśnie w tym momencie zrozumiałam nad czym on tak dumał.
- Tylko Lenusia mnie kocha. - udał że pociąga nosem i z obrażoną miną odwrócił się do okna. Tyle spokoju.
- Zawsze i na zawsze. - przytaknęła, po czym poczochrała mu włosy. Udobruchała go cwaniara jedna. - A ty się nie śmiej tak głośno, bo ludzie się patrzą. - skarciła mnie, na co wzruszyłam ramionami. Przecież to wina Wanka.
- Właśnie. Przez ten śmiech masz same problemy. - dodał lizus jeden wytykając mi jęzor. Od razu wyczułam aluzje, a dziewczyny spojrzały zaciekawione na naszą dwójkę. Kopnęłam go ostrzegawczo w kostkę i uśmiechnęłam się niewinnie. Jeszcze tego brakowało żeby dowiedziały się "o pewnym wydarzeniu sprzed roku ...".
- Jakieś plany co do jutra? - zapytałam zmieniając temat.
- Przed kwalifikacjami możemy się przejść po mieście. - zauważyła Katrin przeglądając "Olimpijski Przewodnik po Pjongczang". - O! Może pojedziemy na plaże na której stoją Koła Olimpijskie?
- TAAAK!!! - wrzask Wanka poderwał cały przedział. Aż dziw że pociąg się nie wykoleił! Wszyscy spojrzeli na nas jak na czwórkę niedorozwiniętych, na co jedynie z satysfakcją rzuciłam spojrzenie Lenie i włożyłam słuchawki do uszu ...
- ... I can't tell where the journey will end. But I know where to start.*
***
Pjongczang, 8 lutego 2018.
* perspektywa Daniela
Igrzyska Olimpijskie. Moje pierwsze Igrzyska Olimpijskie. Na samą myśl czuję dreszcze podekscytowania. Cztery lata temu towarzyszyłem kolegom w Soczi, jednak trener pozwolił mi wziąć udział jedynie w treningach. O dziwo nie czułem wówczas zawodu, byłem szczęśliwy z tego iż w ogóle mnie zauważył. Wybrał mnie, właśnie mnie spośród innych bardziej doświadczonych skoczków. Dziś wiem że to była trudna lekcja, która nauczyła mnie cierpliwości i dała nadzieję na lepsze jutro. A teraz? Cztery lata później jestem tutaj, w Pjongczang, jako świeżo upieczony Mistrz Świata w Lotach indywidualnie i drużynowo. Z większym doświadczeniem. Z nadzieją. Z olimpijskim celem ...
Oderwałem wzrok od okna, za którym rozciągał się widok wspaniałych koreańskich gór, odwracając się w stronę śpiącego Andersa. Dzisiaj czekały nas pierwsze kwalifikacje i z tego właśnie powodu miałem mały problem ze snem. W przeciwieństwie do Fannemela, który pochrapywał przytulony do poduszki. Tarcza zegarka niemiłosiernie wskazywała godzinę 6.30 co oznaczało, iż za półtorej godziny czekało nas śniadanie. Wiedząc że już nie usnę postanowiłem wziąć prysznic.
Gdy pół godziny później wyszedłem z łazienki, Anders siedział zaspany na swoim łóżku próbując poprawić nieład na głowie. Z marnym skutkiem. Przywitałem się z nim, po czym wyciągnąłem z szafy sportowe ciuchy.
- Mam dość tej psycholki. Zabije Einara ... - usłyszałem jak Fannemel klnie pod nosem czytając wiadomości w swoim telefonie. Od razu domyśliłem się iż chodzi o niejaką Ingrid, którą przedstawił mu brat bliźniak, i która od pierwszego momentu wbiła sobie do głowy fakt, że Anders jest w niej zabójczo zakochany. Oczywiście było wprost przeciwnie bo dziewczyna okazała się nad wyraz irytująca. W tym musiałem się zgodzić z moim przyjacielem. - "Dzień Dobry Kochanie", "Powodzenia Kochanie", "Moje Kochanie już wstało?", na Boga Tande! - krzyknął zirytowany - Ja się jej oświadczyłem po pijaku czy co?! Nawet nie wymieniłem z nią śliny!
- To akurat było obrzydliwe. - skrzywiłem się na samą myśl.
- Przecież mówię, że do tego nie doszło. - warknął chowając głowę pod poduszkę.
- Radziłem Ci z nią porozmawiać ...
- Próbowałem! - poskarżył się. - Ale do niej nic nie dociera! Typowa ameba! Niech no ja tylko wrócę do domu, zatłukę tego gada gołymi rękoma! To on mnie z nią zapoznał ... - kląc na własnego brata Anders zniknął za drzwiami łazienki. Miał problem, i to poważny, mimo iż z boku wydawało się to być zabawne. Najgorszej gdy do kogoś nie dociera prawda ...
Westchnąłem ciężko biorąc do ręki własny telefon. Wszedłem w wiadomości i zerknąłem na kontakt podpisany "Anja". Nie musiałem usuwać tego numeru bo i tak znałem go na pamięć. Przeczesałem nerwowo swoje przydługawe włosy czytając ostatnie SMS-y. Dziewczyna prosiła mnie w nich o spotkanie, o rozmowę ... mimo iż kilka miesięcy temu zakończyliśmy w miarę przyjaznych stosunkach nasz związek.
Anja była moją pierwszą miłością. Zakochałem się w tej pięknej dziewczynie od chwili gdy tylko na nią spojrzałem. Przez pierwszy rok naszego związku było idealnie, nawet postanowiliśmy zamieszkać razem w Oslo. Potem jednak okazało się, że więcej nas dzieli niż łączy. Codziennie tych małych detali i nieporozumień przybywało. Miałem wrażenie że nie potrafię być przy niej sobą, że zawsze muszę być idealny, najlepszy. To mnie powoli zaczynało męczyć. Szczególnie iż pewnego dnia, gdy w odwiedziny przyszli moi i jej znajomi, dostrzegłem że Anja lubi się mną chwalić. Zabawne, ale uświadomił mnie w tym podpity Stjernen. Od tamtej chwili zaczynałem dostrzegać rzeczy, których nie widziałem wcześniej. A może po prostu nie chciałem ich widzieć. Jej naburmuszone miny gdy oddawałem słabe skoki, iskierki satysfakcji gdy stawałem na podium w pakiecie z kilkoma naszymi wspólnymi zdjęciami na Instagramie. Prawda mnie zabolała. Nie darzyła mnie tym samym uczuciem co ja ją. Przynajmniej nie w tym samym stopniu.
Ku mojemu zaskoczeniu rozstaliśmy się w zgodzie. Na początku bolało, lecz z czasem czułem jedynie ulgę. Nareszcie mogłem być sobą. Sądziłem że ten rozdział jest już za mną, do czasu gdy po odebraniu medalu za Mistrzostwa w Lotach otrzymałem od niej wiadomość z gratulacjami. Pomyślałem wówczas że to miłe i podziękowałem. Wtedy właśnie spadła lawina ... lawina wiadomości od niej. Prosiła mnie o rozmowę, spotkanie. Znów zabolało bo poczułem się jak jakieś trofeum. Zabawka, którą odkłada się na miejsce, a potem znów po nią sięga. Odmówiłem, ale ona nadal nalegała. I nadal nalega. A ja to ignoruje, a raczej staram się to robić. Chciałbym pomóc Andersowi, chciałbym pomóc sobie, ale nie mam pojęcia jak.
- ... jakim cudem ten imbecyl jest ze mną spokrewniony, no jak?! I to niby mój bliźniak? Dobre sobie! - z łazienki wyszedł Fannemel z ręcznikiem którym osuszał swoje włosy, oczywiście nadal nadając na Einara.
- Mam pomysł. - przerwałem mu. - Wyłączmy telefony i po prostu skupmy się na kwalifikacjach. Po prostu my i Olimpiada. Nic więcej! - przyjaciel zmierzył mnie podejrzliwym wzrokiem, ale wiedziałem że ta wizja przypadnie mu do gustu. W końcu mamy ważniejsze rzeczy na głowie w tym momencie.
- Ty też? Nie mów że Anja znowu ...
- My i Olimpiada Fannemel! - wrzuciłem wyłączony telefon do szafki nocnej. - Ubieraj się szybko bo zgłodniałem. - pospieszyłem go. Pokiwał głową i posłusznie zrobił ze swoim Iphonem to samo co ja. Wiedziałem że rozmowa z nim na temat Anji mnie nie ominie, ale tym będziemy się martwić potem. Przygodę z Igrzyskami czas zacząć!
***
* perspektywa Liny
- ... Psiapsi puszczaj mnie, nie mogę nadążyć! - wrzeszczałam jak nienormalna gdy szliśmy, a raczej biegliśmy dróżką prowadzącą na plaże. Ludzie znów patrzyli na nas jak na idiotów, a Lena z Katrin śmiały się z tyłu wielce rozbawione. Nie sądziłam że wycieczka pod Koła Olimpijskie ... - swoją drogą kto je stawia na plaży? To są Igrzyska Zimowe nie Letnie, heloł! - ... wywoła aż tak wielki entuzjazm u Wanka, że będzie chciał wręcz wyrwać mi rękę ciągnąc jak jakieś ostatnie ciele! Jeszcze większy problem zaczął się gdy w oddali usłyszał szum wody. Wówczas dostał takiej werwy, że w biegu to nawet Bolt by go nie wyprzedził! Niewinnie dodam, że nadal trzymał mnie za przedramię ...
- Zdecydowanie masz za krótkie nogi. - stwierdził. Już miałam mu odpyskować że Bóg nie uraczył mnie tak długimi przeszczepami jak jego, ale nagle świat mi zawirował przed oczami i nim się zorientowałam zwisałam głową w dół na jego ramieniu. 1:0 dla niego.
- WANK!!! - wrzasnęłam.
- On nigdy nie dorośnie. - stwierdziła rozbawiona Katrin, a Lena przytaknęła. Stwierdziłam że ani groźby, ani prośby mi nie pomogą, więc zwisałam tak udając umarlaka. Nikt się oczywiście tym nie przejął. Postawił, a raczej zrzucił mnie przed kołami na zimnym piasku, i doskoczył do nowej zabawki. Poleżałam jeszcze chwile, po czym stwierdziłam że mi zimno w tyłek i pora się podnieść. Dziewczyny robiły zdjęcia zawzięcie o czymś dyskutując, a Psiapsi ...
- Andreas przestań udawać małpę! - krzyknęłam na widok zwisającego nogami Wanka z niebieskiego koła. Mam wrażenie że gdzieś to już widziałam, chyba na jakimś zdjęciu ...
- Jestem panem tego świata! - darł się w niebogłosy wspinając wyżej. Jak spadnie to jednego idioty będzie mniej na świecie. Tylko jak ja przeżyje bez mojego Psiapsi? - Ej! Mała czemu mówisz jak Schuster?! - spojrzał na mnie z wyrzutem. Wzruszyłam jedynie ramionami bo nie wiedziałam o co mu chodzi. Chyba zapytam Wellingera. - Chodź tutaj, a nie stoisz jak sierota. - cóż, nie trzeba było mi dłużej tego powtarzać. Z gracją zaczęłam się wspinać, a zaraz za mną Katrin. Usiedliśmy na samym szczycie, a Lena z dołu fotografowała nasze głupie miny. Po chwili dołączyła do nas i w ten sposób, niczym małe dzieci, spędziliśmy czas na zabawie. Na koniec zażyczyłam sobie wspólnego zdjęcia z siostrą do której mocno się przytuliłam. Cztery lata temu w sporej części zepsułam jej radość z Igrzysk, obiecałam sobie że to nigdy więcej się nie powtórzy. Te w 100% będą udane, oczywiście o ile uda mi się uniknąć blondwłosego Wikinga z Norwegii ...
*
Prosto z plaży wróciliśmy specjalnym autobusem do centrum miasta, a następnie ruszyliśmy w stronę skoczni na której za ponad dwie godziny miały odbyć się kwalifikacje. Psiapsi widząc że jeszcze trochę się na niego dąsam, szlachetnie zaproponował żeby mnie ponieść na swoich barkach. Oczywiście długo się nad tym nie zastanawiałam i już po chwili mogłam podziwiać Pjongczang z góry. W końcu Wank ma te swoje 1,88 co przy moim wzroście 1,65 jest sporą różnicą.
Katrin szła obok komentując z nami mijające widoki, z kolei Lena została z tyłu szczerząc się sama do siebie z telefonem przy uchu. Nie trudno zgadnąć że rozmawiała z Wellingerem. Z tego co zrozumieliśmy, razem z chłopakami rozgrzewali się przed swoim domkiem, gdzie dzięki przepustkom mieliśmy się dostać. No właśnie ... pierwsze trudne zadanie dla mnie. Wcześniej sama pchałam się do wioski skoczków, a teraz ogarniało mnie przerażenie na samą myśl. Moimi obawami podzieliłam się przed wyjazdem z Wankiem, na co obiecał ukrywać mnie za swoimi plecami w razie niebezpieczeństwa. Uwielbiam go, ale czasami lepiej liczyć na siebie niż na jego pomysły.
Pół godziny później byliśmy na miejscu. Już z daleka machał nam rozemocjonowany Eisenbichler, na co Katrin przewróciła oczami. Między tą dwójką ewidentnie wrzało, czego świadkami byliśmy nie raz. Niby sympatią do siebie nie pałali, ale ponad rok temu, niewinnie dodam że przez przypadek, podsłuchałam jak dziewczyna zwierzała się Lenie ze swojej słabości do niemieckiego skoczka. A on? Jego rozanielony wzrok zawsze padał na jej tyłek. Nie wspominając że uwielbiał jej dogryzać i patrzeć jak się złości. Cóż, podejrzane. Z tego też powodu uzgodniliśmy, że nasza wspólna tajemnica nigdy nie wyjdzie na światło dzienne. A chwalić się też nie było czym. Otóż na dwudzistych urodzinach Wellingera przesadziliśmy lekko z alkoholem. Skutek był taki że następnego dnia obudziliśmy się razem w jednym łóżku. Bez ubrań. Z zanikiem pamięci. Wcale nie jestem z tego dumna, jednak Markus okazał się być świetnym facetem. Skoro obydwoje o tym nie pamiętaliśmy, to przecież można uznać że tego nie było, prawda? A że darzyliśmy się jedynie przyjaźnią, a o żadnych głębszych uczuciach nie było mowy, zadanie trudne nie było.
Zeskoczyłam zgrabnie z Wanka i szybko założyłam kaptur na głowę rozglądając się niepewnie wokół. Bycie Incognito czas zacząć!
- Lahm, co ty wyprawiasz? - usłyszałam śmiech Markusa. - Przecież nie pada! A jak Ci zimno to mogę Cię przecież ogrzać. - rozłożył szeroko swoje ramiona. Wytknęłam mu jedynie język, ale wtuliłam ufnie w jego klate. Każde miejsce na kryjówkę jest dobre. - Aż tak tęskniłaś?
- Nie wyobrażaj sobie za dużo Eisenbichler. - mruknęłam odrywając się od niego niepewnie. - Powiedziałabym że chciałam Ci sprawić przyjemność, lecz w twoim słowniku to wyrażenie ma inny wydźwięk. - skoczek jedynie się zaśmiał i na złość zrzucił mi kaptur, który szybko poprawiłam i zerknęłam na widok zza jego ramieniem. Jedynie Słoweńcy, dzięki Bogu! Na szczęście Markus zauważył Katrin i nie męczył mnie swoim podejrzanym, bądź co bądź przystojnym spojrzeniem.
Rozejrzałam się wokół siebie. Wank w podskokach wbiegł do domku gdzie przebywał obecnie Schuster z Karlem, chcąc się z nim przywitać, Lena i Andi nie mogli się od siebie oderwać, a Katrin machała rękoma przed oczami Markusa, który nic sobie z tego nie robił, a jedynie szczerzył jak głupi do sera. Mój wzrok padł na Stephana truchtającego w naszą stronę. Pomachałam mu energicznie i już po chwili wisiałam na jego szyi z piskiem radości. Leyhe był w dzieciństwie moim i Leny sąsiadem, lecz gdy miał dziesięć lat przeprowadził się z rodzicami do Willingen. Moje dziecięce serce pękło, ponieważ byliśmy nierozłączni. Dwa łobuziaki i kochana Lena która nas kryła. Jakaż była moja radość gdy po latach okazało się iż Stephan jest przyjacielem Andiego! Znów miałam kontakt z moim przyszywanym braciszkiem.
- Jak dobrze że jesteś. - uśmiech nie schodził mi z twarzy. - Najnormalniejsza osoba w tym towarzystwie!
- Słyszałem! - usłyszałam za plecami głos Wellingera i już po chwili poczułam jak obejmuje mnie mocno od tyłu. - O swoim ukochanym szwagrze oczywiście zapomniałaś i nawet się nie przywitałaś. - zrobił smutną minkę.
- A czekoladę masz?
- Zołza. - wyczytałam z jego ust. Cmoknęłam go jedynie w policzek i zostałam porwana przez Stephana w stronę schodków na których usiedliśmy.
- Po co Ci ten kaptur? - zapytał omiatając mnie wzrokiem.
- Bo jest zima? Bo mi zimno? - odpowiedziałam głupio. Nie rozumiem czemu wszystkich to tak dziwi! W końcu większość kurtek ma kaptury po to, by zakładać je na głowę! Czy to tak ciężko zrozumieć? Ten jedynie ściągnął swoją czapkę i mi podał. Westchnęłam ciężko. - Nie potrzebuję, wiesz że nie lubię ...
- Sama dopiero powiedziałaś że jest zimno. - zauważył. - Chcesz żeby Ci uszy odmarzły?
- Zaczynasz mówić jak moja mama. Kaptur jest wystarczający. - wzruszyłam ramionami chcąc mu oddać nakrycie głowy, ale jedynie cofnął ręce. Westchnęłam ciężko i schowałam czapkę do kieszeni. Stephan już otwierał usta, aby coś powiedzieć, jednak drzwi za nami otworzyły się na oścież, a w progu stanął Schuster, cały czerwony na twarzy.
- Ależ trenerze, ja nie rozumiem czemu pan się tak wścieka, przecież ja w roli drugiego trenera ... - usłyszeliśmy Wanka za jego plecami. Jedynie plasnęłam się dłonią w czoło, a chłopaki pospuszczali głowy w dół, aby ich guru nie zauważył głupich uśmieszków. - ... znam tych gówniarzy jak nikt, mogę na ten przykład ich pilnować ... o! Niech pan patrzy! Wellinger! Dwa metry od Leny! - zaczął krzyczeć w stronę oniemiałego Andiego, który obejmował ręką moją siostrę. - Czy coś Ci mówi punkt Jedenaście B? - syknął mrużąc wściekle powieki.
- WANK! - wrzasnął Schuster, a my wszyscy podkoczyliśmy jak na komendę. Założę się że w całej wiosce go było słychać. W takim towarzystwie to ja się na pewno ukryje, nie ma co ... - Dwa metry to Ty się odsuń ode mnie, bo nie ręcze za siebie! Mam Ci przypomnieć kto pierwszy złamał tą zasadę?! - spojrzał na niego wymownie.
- No ... więc mam w tym doświadczenie i ... - podrapał się po włosach, a Werner wypuścił powietrze nosem niczym wściekły byk na widok czerwonej płachty. Musiałam interweniować!
- Pan trener ma na myśli to, iż poradzi sobie doskonale sam ze swoim sztabem. Nabierzesz doświadczenia to weźmie Cię pod uwagę. - chwyciłam Wanka pod ramię, uśmiechając się przy tym niewinnie do Schustera. - Powodzenia na kwalifikacjach! - dodałam ciągnąc obrażonego Psiapsi jak upartego osła. Na szczęście Katrin przyszła mi z nie małą pomocą chwytając go z drugiej strony.
Machając chłopakom udaliśmy się w stronę bramek prowadzących na miejsce dla kibiców. Powiem tylko jedno, obrażony na cały świat Wank to coś czego nikomu nie życzę doświadczyć.
- Psiapsi do cholery, przecież nie będziemy Cię ciągnąć! - zirytowałam się i w tym samym momencie moje plecy odbiły się od czyjejś klaty. Odwróciłam się z chęcią mordu, ale jedynie prychnęłam widząc twarz Richarda przed swoimi oczami. Musiałam się na kimś wyżyć, a on zawsze był idealnym osobnikiem do tego. Fakt, że nie darzyliśmy się sympatią, czasem był przydatny. - Freitag, Ty przestań kreować nazizm w Korei z tym wąsem! To, że twoje nieobiektywne fanki sikają po nogach na ten widok, nie oznacza że wyglądasz jak Mister 2018! Raz byś posłuchał mojej opinii ...
- Lahm jak zwykle urocza i pełna komplementów. - zironizował mierząc mnie wzrokiem, po czym przywitał się z Wankiem. O dziwo fochy mu już przeszły. Nie miałam ochoty na dyskusje z wąsaczem, więc odwróciłam się na pięcie i stanęłam jak wryta. Przede mną stało dwóch osobników z norweskimi flagami na kurtkach. Uśmiechali się dziwnie, więc musieli być świadkiem naszego małego starcia. Pozostało mieć nadzieję, że nie znają niemieckiego. - Chłopaki pozwólcie że wam przedstawię. - Freitag wskazał mnie i dziewczyny dłonią. - To Lena, dziewczyna Wellingera, Katrin i ... - tu się zaciął patrząc na mnie rozbawionym wzrokiem zapewne szukając najlepszego określenia.
- Goń się. - syknęłam i ominęłam rozbawionych Norwegów. Doskonale wiedziałam kto stał przede mną, bo po ostatniej akcji z Tande ogarnęłam "wikingowe towarzystwo". Nie miałam ochoty na pogawędki z Johanssonem i Forfangiem, szczególnie że miałam omijać ten team szerokim łukiem. A Richard mnie jeszcze popamięta. Już moja w tym głowa!
***
* Wyczuwam moją drogę poprzez ciemność. Prowadzi mnie bijące serce. Nie wiem, gdzie ta podróż się skończy. Ale wiem, gdzie się zaczyna.
Pierwszy rozdział = Pierwszy dzień w Pjongczang :) Lina z Wankiem (szczególnie on) robią niemałe zamieszanie, ale taka już ich rola ... i charaktery. Obiecałam Olci że opublikuje dzisiaj więc to robię ... szczególnie że Wiking wygrał u siebie, więc niech ma tą część z dedykacją :)
Zachęcam was do wyrażania opinii :)
PS. Punkt 11B - Zakaz zbliżania się do płci przeciwnej.
Hahaha, punkt 11B to było coś! <3
OdpowiedzUsuńUwielbiam Wanka! <3 Ale to już wiesz :D i Psiapsi i Lina to jest duet nie do pobicia <3 no Wanki i jego Koła Olimpijskie, oczywiście od razu zaświeciły mu się oczy i jak najbardziej spodobał ten pomysł :D nie byłby sobą, gdyby było inaczej haha, no jak dziecko :D A do tego wszystkiego akcja z Schusterem i hahaha biedy trener pewnie już ma dość, choć jeszcze dobrze się nie zaczęło :D haha, Markus i Katrin tak, tak :D i oczywiście Andi i Lena <3
Ugh... Wkurza mnie Anja, ale to też już wiesz... Jak tak można Daniela traktować, no jak? :( Nie zasługuje na to ot co! Ale podoba mi się jego zdrowe podejście i to, że się nie daje :) I służy dobrą radą Andersowi :D
Lina, Lina nie ukrywaj się tak przed nim ^^ :D
Kocham <3
Lina i jej psiapsi wyruszyli na podbój Korei. 😁 Od samego początku robią niemałe zamieszanie. Nie mogę się wzrost doczekać na jakie, jeszcze pomysły wpadną.
OdpowiedzUsuńNie wróżę powodzenia Linie z ukryciem swojej tożsamości. W takim towarzystwie, prędzej czy później. Natknie się na Daniela.
Swoją drogą, współczuję mu. Jego była dziewczyna Anja. Okropnie go traktuje. Jest w stosunku do niego bardzo nie fair. Zresztą nie tylko on ma problemy. Jego przyjaciel Fannemel, także szuka rozwiązania na poradzenie sobie z namolną dziewczyną. Brat nieźle go wmanewrował.
Czekam na dalszą część. Nie mogąc się już doczekać dalszych przygód szalonej Liny i Wankiego. 😂
Hej! Całkiem niedawno natrafiłam na Twoje opowiadanie. Więc w ciągu jednego dnia przeczytałam pierwszą część. Świetnie się bawiłam podczas lektury. Pokochałam Wanka, mimo że nigdy nie kibicowałam niemieckiej ekipie.
OdpowiedzUsuńTakze masz nową wierną czytelniczkę. Postaram się komentować na bieżąco. Choć nawet jeśli mi się nie uda, pamiętaj, że czytam i na pewno mi się podoba.
Wank jest moim mistrzem. Śmiałam się tak głośno podczas sceny z przeliczaniem czasu w pociągu, że wystraszylam brata. Czekam na rozwój wypadków. Mam nadzieję że kolejny rozdział ukaże się niedługo.
Pozdrawiam i weny życzę
Madźka :-)