Monachium, 8 stycznia 2018.
- Havana, ooh na-na. Half of my heart is in Havana* ... o tak, tak, a nie w tym ponurym i zimnym Monachium! - z ciężkim westchnieniem pchnęłam bramkę do mojej rodzinnej posiadłości, podczas gdy w uszach wciąż brzmiała mi piosenka Camilii Cabello. Na podjeździe dostrzegłam sportowe Audi, czyli znak że "Milka Boy" zagościł w naszych progach. Nie widzieli się z Leną od świąt, więc znając życie nie oderwą się od siebie do wieczora. Do tego doliczyć jego drugie miejsce w Turnieju Czterech Skoczni i mamy świętowanie pełną parą! Czy on nie powinien być w drodze do Bad Mitterndorf?
Przekręciłam klucz w drzwiach ... dzięki Ci Panie, że Lena o tym pamiętała! Z nas dwóch to ona była tą rozsądną, ale przy Wellingerze traciła głowę całkowicie! Odłożyłam torebkę oraz klucze na komodzie, po czym zdjęłam kurtkę i zimowe buty. Stąpając na palcach, niczym rasowy kot, przemierzałam długi hol w kierunku salonu, skąd dochodziły jakiekolwiek odgłosy życia w tym domu. Wychyliłam zaciekawiona głowę zza ściany, a cichy chichot zatrząsł moim ciałem na widok, który ujrzałam.
Moja ukochana, rozsądna, mądra, odpowiedzialna i grzeczna ... taaa jasne ... siostra bliźniaczka, leżała w tej chwili na ulubionej kanapie naszej rodzonej matki, a na niej umiejscowiony był nie jaki Andreas Wellinger, dodam że z gołym torsem, i wręcz pożerał jej usta. Pierwsza myśl? Muszę zadzwonić do Wanka!
- Ty, Wellinger! 10 tabliczek Milki do dzisiejszego wieczora i zapominam o tym, że właśnie wgniatasz moją siostrę w kanapę. - oparłam się zadowolona o framugę drzwi i założyłam ręce na piersi z cwaniackim uśmiechem. - Swoją drogą, jak taka chudzina ...
- Lina! - krzyknął mój klon zrzucając zszokowanego ukochanego z siebie. Dopiero teraz zauważyłam, że jest w samym biustonoszu. Przez chwilę zrobiło mi się głupio, ale tylko przez chwilę! Swojego pokoju nie ma czy co? - Mówiłaś że będziesz później.
- Miałam nadzieję, że powiesz coś w stylu : "To nie tak jak myślisz"! - zachichotałam wpatrując się bezczelnie w parę, która zakładała na siebie "zgubione" części garderoby. Nawet morderczy wzrok Leny mi w tym nie przeszkodził. - To co z tą Milką? - spytałam niewinnie.
- Na stoliku. - wskazał Andi poprawiając swoją fryzurę. I rzeczywiście! Na blacie szklanego stolika leżało kilka tabliczek czekolad i dwie koperty. Z lubością rzuciłam się w tamtą stronę i zaczęłam liczyć. - Co raz mniej zaczynam się dziwić że znalazłaś wspólny język z Wankiem. - usłyszałam śmiech Wellingera za uszami, ale nie przerwałam obecnej czynności.
- Nie mydl mi oczu i nie obrażaj mojego Psiapsi Fioletowa Krówko. - mruknęłam odwracając się po chwili w jego stronę. - Jest tylko osiem! - poskarżyłam się, a ta zdrajczyni, a prywatnie moja rodzona siostra, przewróciła jedynie oczami i wtuliła się w ramię Wellingera.
- Plus koperta. - zaśmiał się donośnie. - Jak ją otworzysz to będę Twoim ulubionym szwagrem.
- Mam tylko jedną siostrę Fioletowa ... - nie dokończyłam bo Lena rzuciła w moją stronę dekoracyjną poduszką. Mówiłam już że zdrajczyni? Wzruszyłam jedynie ramionami i sięgnęłam dłonią po kopertę. Byłam zbyt ciekawska by się długo dąsać. Pierwszą moją myślą było zaproszenie na ślub. Ale nie, nie moja idealna Lena. Najpierw studia i praca, potem ślub i dzieci. Plus kariera Wellingera i zostanę ciotką dobrze po trzydziestce! Okazało się, że w kopercie był bilet na samolot. Czyżby moja ukochana Havana?!
- Więc jak, mogę liczyć na Twoje wsparcie?
- Pjongczang? - przeczytałam zaskoczona. Oczywiście wiedziałam że za miesiąc zaczynały się Igrzyska Olimpijskie, ale tym razem miałam inne plany. W przeciwieństwie do Leny, która zaliczała wszystkie egzaminy i inne tym podobne jak szalona, aby towarzyszyć Wellingerowi w kolejnym tak wielkim turnieju. Tym bardziej że rzadko widywali się podczas sezonu, a i jej prawnicze studia nie należały do najłatwiejszych. Ja jednak wolałam omijać Skoki Narciarskie szerokim łukiem, a przynajmniej jednego skoczka, który działał mi na nerwy jak nikt inny ...
Garmisch-Partenkirchen, 1 Stycznia 2017.
Stałam obok wyszczerzonego Wanka przy drewnianym domku z przymocowaną niemiecką flagą nad drzwiami. Zgubiłam w tłumie Lenę z Katrin, albo to może ja się zgubiłam ... jednak jak to mówi Milka Boy: "ciągnie swój do swego", więc w mgnieniu oka, i z przepustką na szyi, odnalazłam mojego Psiapsi. Nasze początki nie były zbyt udane, ale niedługo potem okazało się, że uwielbiam tego wariata całym swoim sercem. Naszą przyjaźnią doprowadzaliśmy do szewskiej pasji wszystkich wokół, szczególnie trenera Schustera, który nie raz mruczał pod nosem, że za grzechy młodości sklonowano mu Wanka w mojej postaci. Nawet nie chce sobie wyobrażać co on robił w naszym wieku ...
Więc w ten oto sposób obydwoje z Andreasem przyglądaliśmy się innym skoczkom, którzy rozgrzewali się przed noworocznym konkursem. W oddali ujrzałam Austriaków, więc pomachałam w stronę Michiego, a Kraftowi pokazałam język. Zołza to moje drugie imię.
- Nie obraź się Psiapsi, ale czy i Ty nie powinieneś ruszyć dupy? - spytałam Wanka nie spuszczając przy tym z oczu Freitaga skaczącego niczym żabka przez pachołki. - Z tego co pamiętam to zakwalifikowałeś się do konkursu. Nie po to moje zgrabne tyły zmarzły gdy Ci kibicowałam ...
- Wrzeszczałaś jakby Cię zarzynali, aż Cię na belce słyszałem. - zaśmiał się bezczelny. I oddaj tu całą swoją kibicowską duszę dla takiego niewdzięcznika! Dałam mu jedynie kuksańca w bok i wskazałam zbliżającego się Schustera. Od razu Wank skoczył jak oparzony i zaczął robić przysiady. Niewinnie i z uroczym uśmiechem rzuciłam "dzień dobry", ale trener i tak zmierzył nas podejrzliwym spojrzeniem. Cwana bestia.
I nagle obok nas przeleciała piłka do siatkówki prawie mnie zabijając! No ok ... zabijając to może zbyt dużo powiedziane, bo przemieściła się z dobre dwa metry ode mnie. Skutki przebywania z Wankiem, sorry. Zaraz za nią udał się wysoki chłopak z kapturem na głowie i flagą Norwegii na plecach. Odprowadziłam go wzrokiem, po czym skontrolowałam poczynania Psiapsi. Cała czerwona i zlana potem twarz to chyba znak że przesadził, nie?
- Schuster już poszedł, nie musisz się aż tak spinać. - założyłam ręce na piersi z miną eksperta. Ten jedynie prychnął i wyprostował się próbując złapać oddech. - Kto to jest? - wskazałam głową na chłopaka w oddali, który w tym momencie podnosił piłkę. Nie bardzo orientowałam się w Norwegach, kojarzyłam jedynie tego małego uroczego Fannemela.
- Ten co odebrał mi tytuł "Najprzystojniejszego Skoczka" - rzucił oburzony, a ja zaśmiałam się w głos jakbym usłyszała najlepszy dowcip na świecie. - No ok, może Andiemu ...
- Czyli który? - dopytywałam co raz bardziej ciekawa. - Powinna to ocenić obiektywna kobieta!
- Tande, pamiętasz jak pokazywałem Ci filmik z ... - uciął, ale ja nie potrzebowałam więcej słów. Zaniosłam się jeszcze głośniejszym śmiechem przypominając sobie norweskiego blondyna w sukience. Poczułam łzy w oczach, które przesłoniły mi poważną minę Wanka. Pewnie Schuster znów się zbliżał ...
- Tande?! Odtwórca głównej kobiecej roli w Dirty Dancing?! - zapytałam rozbawiona. Ale zaraz ... czemu Psiapsi ma taki przerażony wzrok?
- Daniel Andre Tande jak już. - usłyszałam za sobą zimny głos, aż mi ciarki przeszły po plecach! Opss ... to nie był Schuster ... - Nie będę pytał o Twoje imię bo mnie to nawet nie interesuje. - odwróciłam się powoli na pięcie i stanęłam oko w oko z Norwegiem. Kurde, bez tej sukienki na prawdę był przystojny. Bój się Andi!
- Słucham? - udałam głupa grając na czas.
- Czyli jesteś przy głuchawa? - zironizował. - To wyjaśnia dlaczego jesteś taka głośna. - momentalnie się we mnie zagotowało. Nawet Wank to wyczuł bo od tyłu chwycił za moje ramie. - To miło Andreas że angażujecie się w pomoc dla różnych Fundacji i zapraszacie na konkursy swoich podopiecznych. - dodał, a ja nadzwyczajnie w świecie zapomniałam do czego służy mój język! Ja! Lina Lahm! Ta do której zawsze należało ostatnie słowo! Ta której nie da się sprowokować! Kim ty jesteś Tande do jasnej cholery?!
- Brawo! - zironizowałam i zaczęłam mu klaskać. - Normalnie poszło mi w pięty jak nic! Ciekawa tylko jestem czy na górze też jesteś taki błyskotliwy, bo skoro nie kojarzyłam Cię z bycia skoczkiem tylko z bycia Dark Queen ... - rozłożyłam ręce z niewinną miną. - ... wybacz stara. Opss! To znaczy stary. - uśmiechnęłam się niewinne i z uwagą przyglądałam jego twarzy. Ani jeden mięsień mu nie drgnął. Czyżbym wyszła z wprawy?
- Gdybym dzisiaj wygrał, pierwsza skoczyłabyś mi do łóżka. - odezwał się po chwili z tą swoją cholerną pewnością siebie.
- Dzięki Ci Boże! - złożyłam ręce jak do modlitwy. - Wszyscy wiemy że do tego nigdy nie dojdzie! - odwróciłam się zadowolona na pięcie.
- Więc czekam dziś wieczorem na Ciebie w moim hotelowym pokoju. Numer 351. - podskoczyłam przerażona czując oddech na swoim uchu. Norweg oddalił się od nas w stronę swojej ekipy zostawiając mnie kompletnie skołowaną. On nie mówił na poważnie, prawda?
I właśnie to pytanie zadaje sobie od ponad roku, ponieważ ten cholerny Norweg wygrał zawody w Ga-Pa. A ja uciekłam stamtąd gdzie pieprz rośnie, i od tamtej pory unikam go jak ognia. A raczej unikałam Skoków Narciarskich.
- Lina? - głos Leny obudził mnie ze wspomnień. Obydwoje z Wellingerem wpatrywali się we mnie oczekując jakiejkolwiek reakcji. - Sądziłam że będziesz skakać z radości, bo wiem jak uwielbiasz takie wydarzenia. Jedzie też Katrin z Andreasem ... - kusiła, oj kusiła. W końcu to ona znała mnie na wylot.
- Pjongczang, ooh na-na. Half of my heart is in Pjongczang ... - szepnęłam, po czym uśmiechnęłam się szeroko do mojej siostry.
***
* Połowa mojego serca jest w Hawanie (Pjongczang)
Witajcie! Po czterech latach postanowiłam wrócić do blogowego świata z kolejnym opowiadaniem! Przed Igrzyskami Olimpijskimi w głowie zaświtał mi pomysł aby stworzyć kolejną część mojego starego opowiadania, gdzie akcja rozgrywała się w Soczi. Na którego przy okazji zapraszam ponieważ powątpiewam że ktoś będzie je jeszcze pamiętał :)
Nowa historia (rozgrywa się cztery lata po Soczi ...), nowi główni bohaterowie oraz starzy znajomi z "Lazurowego Spojrzenia". Jesteście zainteresowani? Będę przeogromnie szczęśliwa gdy zostawicie po sobie jakiś ślad :)
Oficjalnie otwieram historię Liny i Daniela :)
* Połowa mojego serca jest w Hawanie (Pjongczang)
Witajcie! Po czterech latach postanowiłam wrócić do blogowego świata z kolejnym opowiadaniem! Przed Igrzyskami Olimpijskimi w głowie zaświtał mi pomysł aby stworzyć kolejną część mojego starego opowiadania, gdzie akcja rozgrywała się w Soczi. Na którego przy okazji zapraszam ponieważ powątpiewam że ktoś będzie je jeszcze pamiętał :)
Nowa historia (rozgrywa się cztery lata po Soczi ...), nowi główni bohaterowie oraz starzy znajomi z "Lazurowego Spojrzenia". Jesteście zainteresowani? Będę przeogromnie szczęśliwa gdy zostawicie po sobie jakiś ślad :)
Oficjalnie otwieram historię Liny i Daniela :)
Ja pamiętam, ja pamiętam! <3 <3 <3
OdpowiedzUsuńJuż komentuję, jak na normalnego człowieka przystało (tsaaa). Ależ ja się przeogromnie cieszę, ale to już wiesz! :D No to miała Lina widok, jak wróciła do domu, nie ma co ^^ ja bym nie pogardziła, a raczej... A z resztą sama dobrze wiesz :D
UsuńJest i Psiapsi <3 uwielbiam <3 i spotkanie na szczycie z Danielem ^^ także tak, także tego i wszystko jasne :D No cóż, do najprzyjemniejszych nie należało, Lina nie skorzystała z okazji no i... Prawda... :D Dobrze, że jednak się przekonała do wyjazdu! Na pewno nie pożałuje :D ^^
Buzi ;*
Ten prolog jest wprost genialny! 💜 Dawno się już tak nie uśmiałam. 😀 Na pewno tutaj zostaję, chcąc poznać tą historię od początku do końca.
OdpowiedzUsuńUwielbiam Linę i jej charakter, jest taka pozytywnie zakręcona. W dodatku dodając towarzystwo jej psiapsi. 😂 Na pewno, ani przez chwilę nie będzie tutaj nudno. Obiecuję, że w wolnym czasie nadrobię pierwszą część.
Tymaczasem życzę dużo weny i czekam na następny rozdział.😊